niedziela, 9 października 2022

 

Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i z Jeruzalem. A była w Nim moc Pańska, tak że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś mężczyźni, niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc w żaden sposób go przenieść z powodu tłumu, weszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem na sam środek, przed Jezusa. On, widząc ich wiarę, rzekł: «Człowieku, odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: «Kimże on jest, że wypowiada bluźnierstwa? Któż może odpuścić grzechy prócz samego Boga?» Lecz Jezus przejrzał ich myśli i w odpowiedzi [na nie] rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy powiedzieć: „Wstań i chodź”? Otóż żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!»  I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do swego domu, wielbiąc Boga (Łk 5,17-25).

Intrygujący jest ten fragment Ewangelii. Kłębiący się w klaustrofobicznych murach palestyńskiego domu tłum ludzi i grupa mężczyzn wykazująca się odwagą usunięcia fragmentu dachu i spuszczenia na marach sparaliżowanego człowieka. Kiedy przygniata nas bezradność wobec cierpienia i niemocy drugiego człowieka jesteśmy wstanie zrobić naprawdę wszystko. Oczekiwanie na cud to ostatnia droga nadziei która podrywa ludzkie serce do przekraczania konwenansów, a nawet zniszczenia komuś fragmentu domu. Działa się instynktownie, kierując się logiką serca a nie rozumu. Poza wartką fabułą uzdrowienia na oczach gapiów, odsłania nam się osoba Chrystusa, nie jako zwyczajnego i bez wątpienia charyzmatycznego rabbiego z Nazaretu, ale nade wszystko Boga który ku zgorszeniu pobożnych egzegetów Pisma odpuszcza grzechy, a żeby wzmocnić swoją wiarygodność, przywraca zdrowie sparaliżowanemu człowiekowi. Po tym spektakularnym akcie musiało zawrzeć w ludzkich sercach a mury lokalnej synagogi zadrgały od pytań na które nie potrafiono udzielić odpowiedzi. Miał rację Pascal, iż „znamy samych siebie tylko przez Jezusa Chrystusa.” W Nim odsłania się tajemnica Boga współczującego i miłosiernego. To świadek Boga, któremu na imię Miłość ! Gdyby Chrystus nie jawił nam się jako Bóg, to „ciągle byśmy się znajdowali pod prawem śmierci,   zamknięci w swoim więzieniu, w nocy co ogarnia ten świat nieodwracalnie. Wszystko obraca się zatem wokół bóstwa Jezusa”- pisał J. Danielou. Powróćmy jeszcze na chwilę do człowieka uzdrowionego. Wyobrażam sobie jego twarz, a zwłaszcza oczy nabrzmiałe od łez radości. „Twarz obmyta przez łzy- powie św. Efrem- ma niezatarte piękno.” Ciało zdrętwiałe i obumarłe pod wpływem natychmiastowego wezwania poderwało się sprężyście, niczym ciało atlety gotowego wziąć udział w biegu o laur zwycięstwa. Bezimienny szczęśliwiec poszedł do domu i zabrał ze sobą tajemnicę o Ogniu który przeniknął jego ciało i pozwolił mu stanąć na nogi. Cud, o którym lubimy rozprawiać przy odrobinie powątpiewania i rozumowej kalkulacji. Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Której jakże często towarzyszy modlitwa- pełna bezradności i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.