piątek, 7 października 2022

 

Na jednym z poczytnych (choć dla mnie dość osobliwie mętnych) portali opiniotwórczych przeczytałem słowa Czeczenki stanowiącej całość traumatycznego, dogłębnie poruszającego i antyrosyjskiego świadectwa: „Religia to władza, a wiara to sprawa indywidualna.” Słowa bez wątpienia mają siłę rezonowania, ale nie mogą układać się w jeden, radykalny i emocjonalnie sformułowany osąd. Tak jak współczuję tej kobiecie której rodzina doświadczyła koszmaru wojny, cierpienia i wygnania, tak osobiście nie mogę przyjąć jej toku rozumowania, próbującego dość szablonowo zdefiniować relacje pomiędzy religią i wiarą. Strata najbliższych osób jest pewnego rodzaju „niebytem” niemożliwością powrotu do świata znanego którego granice zakreśla poczucie bezpieczeństwa. Święty Augustyn kiedy stracił przyjaciela, doznał głębokiego niepokoju i napisał: „Wszystkie miejsca, gdzie dawnej bywaliśmy razem, były nienawistne, bo jego tam nie było.” Modlę się aby Chrystus przemienił cierpienie tej kobiety w drogę zbawienia. Aby jednak uchwycić ziarno prawdy, trzeba zwrócić uwagę na konteksty. Takie słowa wypowiada osoba wychowana w kulturze Islamu i patriarchalnego modelu relacji społecznych. Błąd egzystencjalny wyrażony w powyższy sposób próbuje sugerować, że istnieje pewnego rodzaju rozdarcie pomiędzy indywidualnością w której wnętrzu tli się wiara, a czymś zewnętrznym- instytucjonalnym i bezdusznie sprawującym władzę nad zarządzaniem duszami. Indywidualność jest zgoła czymś więcej niż podmiotem osobowo- duchowym, ale w perspektywie teologicznej chrześcijaństwa jest elementem całości (wspólnoty) niczym fragment stanowiący kompletny obraz mozaiki. Mogę się zgodzić że istnieją karykaturalne i gorszące oblicza religii. Odwołam się do podwórka prawosławnego w którym jak pisał Clement „powtarza się pasmo śmierci i zmartwychwstania.” Jeżeli religia staje się władzą i posługuje się instrumentami przynoszącymi zło, to z natury przestaje być prawdziwą religią i w całej rozciągłości zaprzecza Ewangelii Chrystusa. „Bóg” wypowiadany ustami nikczemnych, może się okazać największą przeszkodą na drodze do uchwycenia prawdziwego i żywego w swoim wychodzeniu naprzeciw człowieka Boga. Posłuchałem w ostatnim czasie kilku kazań rosyjskich duchownych, przekonujących iż tzw. „operacja specjalna” wymierzona w Ukrainę ma wymiar „wojny metafizycznej” i swoistej krucjaty wymierzonej w rzekomo rozplenione zło Zachodu. „Człowiek opętany przez żądzę, który tworzy swój własny świat, sam cierpi i przyczynia cierpień innym. Wyizolowana żądza wywołuje nieznośne pragnienie jej zaspokojenia, co jest wynikiem zerwania z duchowym centrum człowieka… co ostatecznie prowadzi do rozpadu Bogoczłowieczeństwa”(M. Bierdiajew). Konfrontując ten tok argumentacji z rzeczywistym stanem rzeczy, odnoszę wrażenie, że tylko ludzie duchowo zdewastowani- więcej o martwych duszach, mogą błogosławić przemoc w imię wszechświatowego porządku który zatriumfuje poprzez „autorytarne chrześcijaństwo.” Tego typu argumentację toczy robak błędu i zniszczenia, nic nie mający wspólnego z religią, ani rezonującym w jej wnętrzu głosem rozsądku i podszeptem sumienia. W tym miejscu do którego zawinąłem, przypomina mi się refleksja św. Maksyma Wyznawcy: „Rób wszystko, co w twojej mocy, aby kochać każdego człowieka. Jeśli nie jesteś do tego zdolny, to przynajmniej staraj się nie nienawidzić nikogo ! Kiedy jednego człowieka nie znosisz, innego ani nie nienawidzisz, ani nie kochasz, trzeciego zaś miłujesz całym sercem, na jakiej podstawie tych różnic widzisz, jak daleko ci do miłości doskonałej, która polega na miłowaniu wszystkich jednakowo.” W tych słowach Ojca Kościoła zawiera się kwintesencja Kościoła jako religii czynu- wspólnoty bezinteresownej i wolnej od pogardy, przemocy i jakiegokolwiek osądu tego drugiego. Ucisk jest stygmatem szatana ! Miłość staje się tworzywem transparencji i jest wyrazem praktycznego miłosierdzia tych którzy są grzesznikami przekraczającym w sobie otchłanie zła. W tym najtrudniejszym przykazaniu Chrystusa wyraża się społeczna natura Kościoła i jego rzeczywista „władza.” Rozchodzi się tutaj o Boskie miłosierdzie, które poprzez dzieci wiary rozdaje się w obfitości. Już Gogol w Rozważaniu o Boskiej liturgii przekonywał, że ci którzy w niej biorą udział muszą być wewnętrznie zjednoczeni. Kto może być zjednoczony z innymi ? Ten który ma w sobie miłość Boga i jest wolny od nienawiści wobec braci. Naśladowanie Chrystusa polega zatem na tym, aby stać się „tym, czym On stał się dla nas”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Jedynie zrozumienie Boga jako Miłości, pozwala zwyciężyć wszelkie dualizmy i dychotomie. Chrześcijaństwo jest religią wolności w którym to władza i pokusa panowania musi ostatecznie skapitulować pod wpływem żywiołu miłości. Prawda jest dzieckiem wielkiej miłości !