Na jednym z poczytnych (choć
dla mnie dość osobliwie mętnych) portali opiniotwórczych przeczytałem słowa
Czeczenki stanowiącej całość traumatycznego, dogłębnie poruszającego i antyrosyjskiego
świadectwa: „Religia to władza, a wiara to sprawa indywidualna.” Słowa bez
wątpienia mają siłę rezonowania, ale nie mogą układać się w jeden, radykalny i
emocjonalnie sformułowany osąd. Tak jak współczuję tej kobiecie której rodzina doświadczyła
koszmaru wojny, cierpienia i wygnania, tak osobiście nie mogę przyjąć jej toku
rozumowania, próbującego dość szablonowo zdefiniować relacje pomiędzy religią i
wiarą. Strata najbliższych osób jest pewnego rodzaju „niebytem” niemożliwością
powrotu do świata znanego którego granice zakreśla poczucie bezpieczeństwa. Święty
Augustyn kiedy stracił przyjaciela, doznał głębokiego niepokoju i napisał: „Wszystkie
miejsca, gdzie dawnej bywaliśmy razem, były nienawistne, bo jego tam nie było.”
Modlę się aby Chrystus przemienił cierpienie tej kobiety w drogę zbawienia. Aby
jednak uchwycić ziarno prawdy, trzeba zwrócić uwagę na konteksty. Takie słowa
wypowiada osoba wychowana w kulturze Islamu i patriarchalnego modelu relacji
społecznych. Błąd egzystencjalny wyrażony w powyższy sposób próbuje sugerować,
że istnieje pewnego rodzaju rozdarcie pomiędzy indywidualnością w której
wnętrzu tli się wiara, a czymś zewnętrznym- instytucjonalnym i bezdusznie
sprawującym władzę nad zarządzaniem duszami. Indywidualność jest zgoła czymś
więcej niż podmiotem osobowo- duchowym, ale w perspektywie teologicznej
chrześcijaństwa jest elementem całości (wspólnoty) niczym fragment stanowiący
kompletny obraz mozaiki. Mogę się zgodzić że istnieją karykaturalne i gorszące
oblicza religii. Odwołam się do podwórka prawosławnego w którym jak pisał
Clement „powtarza się pasmo śmierci i zmartwychwstania.” Jeżeli religia staje
się władzą i posługuje się instrumentami przynoszącymi zło, to z natury
przestaje być prawdziwą religią i w całej rozciągłości zaprzecza Ewangelii
Chrystusa. „Bóg” wypowiadany ustami nikczemnych, może się okazać największą przeszkodą
na drodze do uchwycenia prawdziwego i żywego w swoim wychodzeniu naprzeciw człowieka
Boga. Posłuchałem w ostatnim czasie kilku kazań rosyjskich duchownych,
przekonujących iż tzw. „operacja specjalna” wymierzona w Ukrainę ma wymiar „wojny
metafizycznej” i swoistej krucjaty wymierzonej w rzekomo rozplenione zło
Zachodu. „Człowiek opętany przez żądzę, który tworzy swój własny świat, sam
cierpi i przyczynia cierpień innym. Wyizolowana żądza wywołuje nieznośne pragnienie
jej zaspokojenia, co jest wynikiem zerwania z duchowym centrum człowieka… co
ostatecznie prowadzi do rozpadu Bogoczłowieczeństwa”(M. Bierdiajew). Konfrontując
ten tok argumentacji z rzeczywistym stanem rzeczy, odnoszę wrażenie, że tylko
ludzie duchowo zdewastowani- więcej o martwych duszach, mogą błogosławić
przemoc w imię wszechświatowego porządku który zatriumfuje poprzez „autorytarne
chrześcijaństwo.” Tego typu argumentację toczy robak błędu i zniszczenia, nic
nie mający wspólnego z religią, ani rezonującym w jej wnętrzu głosem rozsądku i
podszeptem sumienia. W tym miejscu do którego zawinąłem, przypomina mi się
refleksja św. Maksyma Wyznawcy: „Rób wszystko, co w twojej mocy, aby kochać
każdego człowieka. Jeśli nie jesteś do tego zdolny, to przynajmniej staraj się
nie nienawidzić nikogo ! Kiedy jednego człowieka nie znosisz, innego ani nie
nienawidzisz, ani nie kochasz, trzeciego zaś miłujesz całym sercem, na jakiej
podstawie tych różnic widzisz, jak daleko ci do miłości doskonałej, która
polega na miłowaniu wszystkich jednakowo.” W tych słowach Ojca Kościoła zawiera
się kwintesencja Kościoła jako religii czynu- wspólnoty bezinteresownej i
wolnej od pogardy, przemocy i jakiegokolwiek osądu tego drugiego. Ucisk jest
stygmatem szatana ! Miłość staje się tworzywem transparencji i jest wyrazem
praktycznego miłosierdzia tych którzy są grzesznikami przekraczającym w sobie
otchłanie zła. W tym najtrudniejszym przykazaniu Chrystusa wyraża się społeczna
natura Kościoła i jego rzeczywista „władza.” Rozchodzi się tutaj o Boskie
miłosierdzie, które poprzez dzieci wiary rozdaje się w obfitości. Już Gogol w Rozważaniu o Boskiej liturgii przekonywał,
że ci którzy w niej biorą udział muszą być wewnętrznie zjednoczeni. Kto może
być zjednoczony z innymi ? Ten który ma w sobie miłość Boga i jest wolny od
nienawiści wobec braci. Naśladowanie Chrystusa polega zatem na tym, aby stać
się „tym, czym On stał się dla nas”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Jedynie
zrozumienie Boga jako Miłości, pozwala zwyciężyć wszelkie dualizmy i dychotomie.
Chrześcijaństwo jest religią wolności w którym to władza i pokusa panowania
musi ostatecznie skapitulować pod wpływem żywiołu miłości. Prawda jest
dzieckiem wielkiej miłości !