niedziela, 24 września 2023

 

Boże, miej litość dla mnie, grzesznika (Łk 18, 13). Ewangelia opowiada o dwóch ludziach, którzy przyszli do świątyni na modlitwę. Faryzeusz i celnik- dwie jakże odmienne postawy wobec Boga. Jeden zaanektował świątynię jakby była jego własnością, drugi nie wszedł do świętej przestrzeni, będąc świadomym swojej niegodności. W rzeczywistości świątynia okazała się miejscem gościnnym dla tego drugiego- człowieka o szemranej reputacji, podatkowego ździercy, konfidenta. Faryzeusz jest zapatrzonym w siebie pozorantem, przedstawiającym Bogu litanię swoich zasług. Oczekuje podziwu, błogosławieństwa i dyskredytacji tych, którzy nie są wstanie osiągnąć jego pułapu doskonałości. Mądrość Ewangelii kieruje się inną logiką: „Dostąpi zbawienia ten, kto zbawia innych.” Ten drugi wręcz przeciwnie, widzi jedynie w swoim wnętrzu grzech. Otchłań jego pustki otwiera się, stając się modlitwą błagania o usprawiedliwienie. Jego życie nie jest chybione. Ten, nie potrzebuje nic więcej poza pełnym miłości spojrzeniem Boga. „Kiedy ogołocicie człowieka ze wszystkiego, nie jest już w waszym władaniu- znowu staje się wolny”- czytamy w Pierwszym kręgu Sołżenicyna. Faryzeusz doświadcza własnego Hosanna. Jego duchowa bezdomność i kruchość, zyskuje usprawiedliwienie i aprobatę Boga. Ewangelia nam mówi, że życie w Chrystusie wymaga pokory i ubóstwa serca; otwartość na nowość życia. Stan skruchy otwiera przedsionki nieba. Oczy cielesne zostają zamknięte, a oczy duszy zaczynają widzieć świat przeniknięty łaską. Jest w tym bardzo głęboko zakorzeniony i świadomie obecny w chrześcijaństwie element metanoi - zwrotu od życia płytkiego, banalnego i rozmienionego na dobra tego świata. Świata który jedynie mirażem, złudzeniem szczęścia- „idolatrią samego siebie” (św. Andrzej z Krety), w której głębi jest jedynie samotność, samoadroacja, ostatecznie droga do unicestwienia. „Prawdziwa asceza rozpoczyna się od wyzbycia się strachu o utratę tego, co może być utracone”- pisał R. Panikkar. Stan pokajania tak silnie rysujący się na twarzy i w duszy celnika, świadczy o możliwości wyrwania się ze stanu duchowego letargu i śmierci. W tym miejscu jakże wymowne stają się wiekopostne słowa modlitwy św. Efrema: „Tak, Panie, pozwól mi wiedzieć moje grzechy i nie sądzić mojego brata, ponieważ Ty jesteś błogosławiony na wieki wieków. Amen.”

piątek, 22 września 2023

 

Czuję się okaleczonym będąc otwartym na realność napierającego czasu i następujących po sobie wydarzeń. W roztrzaskanym do cna społeczeństwie, wszyscy zajmują się polityką i mędrkują o przyszłości której kształtu tak naprawdę nikt nie jest wstanie przewidzieć. Powinniśmy się uczyć od Francuzów jakie są realne granice demokracji, i że nawet zawierucha na ulicy Paryża i innych miast, nie jest wstanie zmienić decyzji sprawujących władzę, czy kaprysu prezydenta Macrona (z tą różnicą, iż u nas policja nie bije obywateli). U nas nieprzerwane dyskusje i sondażowe słupki maltretują umysły tych dla których ekran telewizora i komputera, stał się areną walki – na śmierć i życie. Od lewa do prawa ludzie przerzucają się argumentami, komentarzami, opiniami, krzykliwymi dyskusjami, a co gorsza inwektywami, mającymi w rzeczy samej tylko jeden cel – aby przyszłość okazała się moją i nienaruszalną przestrzenią egzystencji. Okopani w szczelnych bastionach, wyrywają ochłapy utopijnie rozumianej i fragmentarycznie postrzeganej wolności. Wrzenie słów i gimnastyka gestów przed obiektywami kamer i napierających mikrofonów. Kultura debaty sięga bruku, stając się odzwierciedleniem powszechnego schamienia i intelektualnej pustki. Każdy ciągnie wózek w swoją stronę i liczy na to, że ten drugi wypadnie z gry o władzę i wpływy. Za tymi wszystkimi zrywami domniemanej troski, stoją niezaspokojone apetyty polityków na pieniądze, dla pozyskania których - próbują jak najbardziej umiejętnie kupić zaufanie mas; ich postawiony krzyżyk na liście wyborczej do parlamentu. W moim kraju żadna partia polityczna, nie potrafi udźwignąć odpowiedzialności za człowieka i jego skrywanych w sercu i umyśle potrzeb. „Są ludzie którzy sądzą, jakoby poważne było wszystko, co czyni z poważną miną”- twierdził w Pochwale wątpienia Lichtenberg. Teatr kukiełkowy. Idiotyczne happeningi połączone z mało błyskotliwą demagogią nad wyraz śmieszą. Emocje nadmuchane do granic możliwości w walce ze zdrowym rozsądkiem zwyciężają. Dystrybucja idei nie idzie w parze z troską o realne potrzeby człowieka. „Marzę- powiem za jednym z bohaterów Dostojewskiego – by ujrzeć, i nawet jak gdyby już naprawdę widzę, co nastąpi: albowiem w końcu najbardziej zepsuty bogacz pocznie się wstydzić swego bogactwa przed biednymi, a biedny widząc jego pokorę, zrozumie i ustąpi mu z radością i życzliwością odpowie mu na jego bogobojny wstyd.” To tylko pobożne marzenie ! W tym politycznym impecie o władzę, jednym puszczają hamulce i odsłaniają swe prawdziwe intencje, a inni biorą wszystko na przeczekanie, jakby licząc na łut szczęścia. Każdy żagluje wydedukowanymi z rękawa prawdami i posiada błyskawiczne antidotum na bolączki jutra. Każda, nawet najbardziej żenująca doktryna polityczna ma swoje alibi. Mając lat ponad czterdzieści człowiek trzyma się w garści i wie, że to jedynie mrzonki i dyrdymały nudnych ślepców, powiększających kosztem malutkich zasobność własnych kont. Wielcy ludzie już dawno porzucili politykę, ponieważ w porę rozpoznali że to bagno, tak intensywnie i nieodwracalnie wciągające na same dno absurdu. Nieważkość i bezideowość naszego politycznego podwórka bierze się z nierozliczonej do dzisiaj historii. By podjąć się odpowiedzialności w polityce, trzeba zrozumieć tragiczne mechanizmy przeszłości. Niewyrwanych oddolnie korzeni komunizmu, zatruwających nieustanne kształt wyłonionego wolnościowych przewrotów świata. „Ignorancja ma skrzydła orła i wzrok sowy”- to nieprzedawniona diagnoza Zbigniewa Herberta. Czerwona pajęczyna nigdy nie została zerwana. Uśmiechnięte biesy spacerują po świecie, kpiąc z tych których karmi wspomnienie niezadośćuczynionego cierpienia.  Czerwone sztandary przemalowano na błękitne barwy i okraszono kosmopolitycznymi intencjami budowania „nowoczesnej” i „płynnej” rzeczywistości. Ten stary świat się jeszcze nie skończył, a życie na podsłuchu wciąż trwa. Resentymenty pozostały, a zaropiałe rany krzywd ciągle pęcznieją. Tylko zmieniły się narzędzia i bardziej spoufalone z ludem oblicze, oddolnie wmawiając mu poczucie wstydu wobec wielkiego – rzekomo ucywilizowanego i humanistycznego świata Zachodu. „Weź w karby i wychłoszcz demony, które są w tobie i w świecie, mówi duch prawicy. Uczyń je aniołami- szepce duch lewicy”(G. Thibon). Wystarczy ostrożnie zerwać te maski i zobaczyć kim kto jest. To niby tak wiele, ale cena tego aktu jest nad wyraz brzemienna w skutkach i wymaga od teraźniejszości wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Wyznaję za poetą: „Noc każe mi trwać w pogotowiu. Z dłońmi na w pół zaciśniętymi, nagi na piasku, mając własne życie i śmierć za jedyną broń, czekam prawdziwej walki.” Wbrew podszeptom wścibskich głosów i ukośności idei, chrześcijanin potrafi zakreślić horyzont szczęścia. Światło nie zastygło w ciemności. Odpowiedzieć drganiu sumienia na obraz Boga. Chrześcijaństwo aktywne z krzyżykiem po jasnej stronie mocy.

środa, 20 września 2023

 

Ostatnie przebłyski lata i słoneczność której nie sposób przegapić. Wyzłacanie wszystkiego, co matowe i nieprzejrzyste. Znużony nieustannym roztrząsaniem myśli, ignoruję i porzucam je na moment. Zapadam w głąb siebie i świata. Nostalgia ! „Ciało świata ma stać się w człowieku, pod palącą pieczęcią Bożego obrazu, prawdziwym obliczem, czystą różnicą przejrzystości, czyli ikoną”(O. Clement). Wobec tego doświadczenia, inteligencja okazuje się siłą samotną. Powietrze wyprażone tak aromatycznie, próbuje zapanować nad prymatem smogowej duszności miasta. Natura przywraca peryferiom utracone piękno, wbrew maltretującej uszy kakofonii, czy zmęczeniu oczu homogenicznością industrialnej i nachalnej brzydoty. Nawet niewidomy siedzący na przeciwległej ławce, wychyla spękaną twarz- próbując spowitym ciemnością oczu - przydać choć iskrę światła i nadziei. Pies swoim zachrypniętym skomleniem, opowiada mu o cudowności chwili, prężąc się niczym atleta przed mającymi nadejść zawodami. Ja też uwalniam zmysły ze schematu zwyczajnej powściągliwości i sycę się światem, zanim zatopi się w konieczności przemijania i śmierci, „krawędzi milczącej.” Przypominają mi się w jednym momencie słowa z Notatnika Camusa: „Miliony oczu podziwiały ten pejzaż, a jest on dla mnie jak pierwszy uśmiech świata.” Sekretna symbolika natury dla niewidzących, choć co paradoksalne potrafiących widzieć ! Nagle zatapiasz się w kształtach i barwach których urzeczenie i zapach, potrafi uchwycić jedynie ślamazarne dziecko, unoszące dłoń ku górze- sięgając wzrokiem ponad świat zajętych sobą dorosłych. Stąd niedaleko do cudowności, której kontury permanentnie zamazują ludzie, zajęci egoistycznie skutecznością i pojemnością własnego rozumu; lub co gorsza zasobnością wibrującego telefonu. Czy jesteśmy wstanie uciec od świata w którym Bóg, jak wirtuoz i biegły w swej profesji artysta, maluje tak fantastyczne przedsmaki Raju ? Nie potrafimy i nie chcemy. Pragniemy bezwiednie pozostać w tym zauroczeniu i oniemieniu- chwili odnotowanej na marginesie niewidzialnego szkicownika pamięci. Wszystko staje się tak sekretne i zarazem namacalne, iż można trwać w bezruchu i naprzeciw Obecności. „Dlaczego mnie łudzisz przemyślnie. Kamieniem, to wiatrem, to ptakiem ? Dlaczego Twój uśmiech mi błyśnie. Gwałtownym nieba odblaskiem ? – pyta poetka Anna Achmatowa. W tej impresji kapituluje prozaiczność teologii z opasłych książek i zatęchłych uniwersyteckich korytarzy, gdzie o wszystkim się domniema, a nie przeżywa w głębokościach czekającej nasycenia duszy. „Kiedy modliłem się sercem- wyznaje rosyjski Pielgrzym- wszystko wokół mnie ukazywało mi się z najlepszej strony… wszystko modliło się i oddawało chwałę Bogu. Zrozumiałem wtedy, co Filokalia nazywa znajomością języka stworzenia, którym człowiek może rozmawiać ze stworzeniami Boga.” Pulsowanie życia jest tak urokliwe, iż nie potrzeba nic więcej. Żadnych dodatkowych podniet umysłu, czy szukania na gwałt sennej Arkadii której to wejście tarasują niespełnieni i życiowo pogubieni marzyciele, co gorsza mizantropi. Dla chrześcijanina każda drobina świata ma w sobie ślad pierwszego dotknięcia, tchnienia, wyartykułowanego piękna, wielkiego wybuchu miłości. „Bóg ciągle tworzy świat: a gdy cię dziwi to. Pomyśl, że u Niego nie ma przed i po”- wydobywa na powierzchnię zapomnianą przez wielu prawdę Angelus Silesius. Nie warto przegapić takiej chwili. Być może to prolog do czego większego, o czym jeszcze nie wiemy. Za drzwiami niepoznania, rozpościera się horyzont bliski i rozpoznany oczami duszy.

niedziela, 17 września 2023

 

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni…(Mt 5,1-12).

Góra błogosławieństw- miejsce najbardziej poruszającego kazania Chrystusa. „Wstąpiłeś, aby usiąść na górze wysokiej, kiedy zstąpiłeś z Synaju. W chmurze wyłożyłeś stare Prawo, w swym ciele natomiast, o Słowo, nauczyłeś nas Nowego”- pisał N. Snorhali. Słowo „błogosławieni” powtarzane wielokrotnie wznosi się z malowniczego wzniesienia, odbijając się w dole o tafle wody jeziora Galilejskiego i biegnąc dalej niczym echo, dociera na południe do miejscowości Kafarnaum. „Toteż inne tradycje mówią o pewnego rodzaju płaskowzgórzu ujętym miedzy dwa strome wzniesienia; nazywa się ono Kurn Hattin czy też Karn Hattin- co się tłumaczy jako Rogi Hattina. Miejsce to jest dzikie: łąki są pełne bladych asfodelów i żółtych baldaszkowatych trzcin, a anemony kwitnące na czarnych bazaltowych głazach przypominają plamy krwi”. Błogosławieństwa przyjęte jako program życia ukazują autentyczne i przeobrażające rzeczywistość piękno chrześcijaństwa. „Błogosławieństwo należy do porządku łaski, to znaczy do czegoś bezwarunkowego, zawsze niepewnego i nieprzewidywalnego, a nie do porządku natury, to znaczy do porządku zawsze oczekiwanej i dającej się przewidzieć konieczności”(J.Y. Leloup). Katecheza przemieniająca życie. Poruszająca struną serca !  Chrześcijanie są wtedy wielcy, kiedy potrafią być: ubogimi w duchu, sprawiedliwymi, miłosiernymi, czystego serca, gotowymi na wykluczenie i wyśmianie. Najpokorniejsi, a   paradoksalnie najwięksi giganci ducha. Mają być balsamem wylanym na rany świata, a nie antybiotykiem uzdrawiającym jedno chore miejsce natychmiast, a wywołującym destruktywne spustoszenie gdzie indziej… Siłą chrześcijaństwa jest miłość i wierność Chrystusowi, „który zwyciężył świat”. W tym miejscu warto zacytować jedno z najpiękniejszych świadectw literatury wczesnochrześcijańskiej, List do Diogeneta. W tym lapidarnym tekście, zawiera się cała kwintesencja Kazania na Górze, wcielająca w życie naukę Mistrza z Nazaretu: „Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem… Stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz paradoksalne prawa, jakimi się rządzą. Mieszkają we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Każda ziemia obca jest ich ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą… Są w ciele, lecz żyją nie wedle ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba”. Największym życiowym mottem człowieka wiary, winno być uczynienie miłości siłą napędową świata. Święty Sylwan z Atosu, rosyjski mnich i mistyk, mawiał: „Kto nie miłuje nieprzyjaciół, ten nie zasmakuje słodyczy Ducha Świętego. To sam Pan uczy nas miłować naszych nieprzyjaciół, współodczuwać i współcierpieć z nimi, jakby byli naszymi własnymi dziećmi. Duch Święty jest Miłością i ta miłość napełnia dusze świętych obywateli nieba… Kto ma miłość i pokorę Chrystusa, płacze nad światem i modli się za niego”.

 

czwartek, 14 września 2023

 

Świat mający cztery krańce dzisiaj uświęca się przez podniesienie mającego cztery końce krzyża Twego, Chryste Boże nasz, a wraz tym podnosi się moc wiernego ludu twego- tak stichera dzisiejszego dnia wychwala najważniejszy znak chrześcijaństwa; trofeum życiodajnego Krzyża. „Gdy wywyższycie Syna człowieczego poznacie, że ja Jestem”(J 8,28). Chrześcijaństwo przez kręte wieki historii spogląda na Krzyż i kontempluje na nim swego Pana-  Baranka, Wojownika i Zbawcę. Prawosławie egzorcyzmuje nim strony świata. W krzyżu niczym w kadrze błony fotograficznej zostaje zatrzymana głębia miłości Boga, oddającego w ręce ludzi własnego umiłowanego i współistotnego Syna. „Jednakże ten, kto zna misterium Krzyża i Grobu- pisał św. Maksym Wyznawca- zna również podstawową rację wszystkich rzeczy.” Jakże uświęcone zostało drzewo kaźni, rozkwitając niczym edeniczne drzewo poznania i uświęcenia. Rozłożyło swoje gałęzie, czyniąc z nich tron dla Króla. „Bez krzyża człowiek znalazłby się w niebezpieczeństwie uważania tego świata za ostateczną rzeczywistość. Bez krzyża nie postrzegałby już świata jako daru Boga”(D. Staniloae). Dlatego chrześcijanie Zachodu utkali nabożeństwo Męki Pańskiej takimi oto słowami wezwania: „Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie. Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.” Ile jest w tym westchnieniu religijnego żaru i współodczuwania wraz Nim trudnej, niejednokrotnie osobistej drogi bólu. Na drzewie tortury zawisł Ten, którego ręce udzielały błogosławieństw, uzdrawiały i przywracały wzrok niewidomym, wymazywały trąd z ludzkich twarzy i pisały na piasku kiedy „bezgrzeszni” próbowali cisnąć kamieniami w cudzołożną kobietę. Te dłonie połamały chleb, który stał się najdrogocenniejszym skarbem poranionego przez grzechy Kościoła. W końce te dłonie zostały przytwierdzone do drzewa i pozostają ciągle rozpostarte dla tych których świat uznał za niepotrzebnych i za biednych na miłość. Gwoździe przebijające nogi, które pewnego wieczoru namaściła kobieta olejkiem o zapachu nieba, na którą syczeli sprawiedliwi puryści żydowskiego prawa. Kościół dzisiaj w liturgii podnosi do góry Krzyż, a na Nim ukrzyżowaną Miłość. To mistagogiczny kadr z Golgoty lub powtórzony gest świętej Heleny, która z szacunkiem podniosła z ziemi najcenniejszą relikwię, przekazała patriarsze Makaremu, każąc następnie jej partykuły rozesłać w różne strony świata. To symboliczne wejście w otchłań ciemności- opuszczenia i triumf Zmartwychwstania. Patriarcha Bartłomiej I w swojej medytacji do Drogi Krzyżowej w Koloseum napisał: „O Jezu z ramionami na zawsze otwartymi, z Twego przebitego boku tryskają wody chrztu i krew Eucharystii. Niech krople krwi odnawiają cały świat, jutrzenka Ducha podnosi się z torturowanego ciała. Potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga, abyśmy mieli moc odradzania się. Drzewo hańby stało się Drzewem Życia, osią świata, która gromadzi wszystkie nasze bóle, by oddać je ogniowi Ducha. To drzewo wznosi się z ziemi do nieba. Drabina Jakuba, droga aniołów, jego owoc kryje w sobie całe życie, my go spożywamy, a spożywając nie umrzemy.”

środa, 13 września 2023

 

Dla wielu ludzi uwikłanych w różnych powabach nowoczesnej cywilizacji, wiara zdaje się być obciążona nieustannym dylematem. Obojętność i powierzchowność jest typowym rysem cywilizacji w której pytania natury duchowej odsuwane są na zaś, a nawet tłumione w zarodku. Im mniej wyobraźnia dotyka głębin ducha, tym bardziej staje się plastyczna na to, co dociera z zewnątrz i jakże często zaciemnia lub co gorsza, zatruwa duszę. Bułhakow w Mistrzu i Małgorzacie przestrzega proroczo ustami kobiety: „Spójrz, jakie masz oczy ! Jest w nich pustynia…” W labiryncie wydumanych i ulotnych pragnień, można zatrzeć piękno rzeczywistego oblicza na które delikatnie spływa struga światła. Jakże często wydaje się, że Bóg jest niekomunikowalny i separuje się od spraw które przytłaczają, a z konieczności determinują naszą rzeczywistość. On nie jest Nieobecnym, lecz „głosem ciszy” który przychodzi po zawieruchach przewracających życie do góry nogami. „Bóg jest poza naszym zasięgiem, poza naszymi kategoriami, ale poprzez nie się ukazuje. On jest biegunem naszych celów, On jest ich duszą”- pisał H. Duméry. Ewangelie rysują nam z wielką subtelnością i delikatnością oblicze Boga, który słucha z uwagą i przekonuje siłą miłości. Słowa, spojrzenia i gesty, stają się liturgią spotkania i obdarowania. Tu odnajdujemy wszystkie porzucone raje i odpowiedzi na „przeklęte pytania.” Wiara staje się dialogiem w zgiełku historii, zakłócanym natręctwami i pełnym chronicznej powtarzalności sceptycyzmem ludzi nie wiadomo czemu zbuntowanych. Szamotanina i fragmentaryczność w przedsionku przepastnej pustki i żalu. Dla ludzi wiary „rządzi  perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest”(Ch. Bobin). Kiedy wiara przestaje być zdumieniem, obumiera w uścisku odrętwienia i pustki. „Drżę z zimna, boję się dotknąć siebie samego… Mówi się, że wszystko jest śmiercią, że świat jest zamieszkany przez martwe dusze”- to lęk i drżenie Gogola które dziś narasta w walce synów świtu z ciemnością, której mętną obecność widzą jedynie geniusze ducha- piewcy wschodu Słońca.

niedziela, 10 września 2023

 

Podobnie też [jest z królestwem niebieskim] jak z pewnym człowiekiem, który mając udać się w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał (Mt 25,14-30).

Światoobraz przypowieści nakreślonej przez Chrystusa wymaga od słuchaczy nie tylko elastyczności umysłu, co umiejętności czytania pomiędzy wierszami. Drganie serca pośród napierającego zewsząd rozproszenia. Zdać rachunek przed Bogiem ! „Człowiek jest istotą dramatyczną, stającą się, niespokojną, zadaną samej sobie, istotą ocalającą swoje człowieczeństwo lub zatracającą się w egoizmie własnych dróg i wyborów wolności”- pisał W. Hryniewicz. Mamy tu wydźwięk eschatologiczny, wskazujący na rzeczywistość która nastanie jutro, a poprzedzać ją będzie dobrze i bez szemrania wykonana praca. Człowiek wiary ma zakasać rękawy i wziąć się do roboty, wbrew kalkulacją finansowym i oglądaniu się na innych. Pojemność konta w tej chwili nie jest ważna, liczy się jedynie wynik końcowy. Słowo Boga „jest proklamacją, w której realizuje się nadejście tego, co jest proklamowane”(K. Rahner). Obwieszczona rzeczywistość nowego czasu, wymaga udziału człowieka, mobilizacji, intelektualnych sprawności, talentów, a nade wszystko charyzmatycznej dyspozycyjności do zadań które przerastają najśmielsze oczekiwania i ludzkie siły. Bóg udziela człowiekowi darów i mocy do ich realizacji, aby je pomnożył. Radość niezależności i głębokiego namysłu. Czas „nieobecności” właściciela jest momentem próby, dojrzałości i odpowiedzialności. Egzamin z wiary i pracowitości, sprytu i dalekowzroczności. Jedność odzwierciedlona w eklezjalnym działaniu i twórczości. Czas inwestowania- „maklerski gwar”- mający na celu pomnożyć dobra i dystrybuować je, urzeczywistniając zarys krajobrazu Królestwa Bożego. „Cóż zaś większego może być dane wiernemu słudze, jeśli nie to, że może być razem z panem i oglądać radość swojego pana”- pyta św. Hieronim. Raj jest za drzwiami, a my posiadamy do niego klucze. Piękno wyczekiwanego świata musi przyczynić się do stanowczego działania na miarę osobistych predyspozycji, porzucając dogmat nicości, aby ostatecznie przekonać się jak cudowny jest oddech w Bogu. Zwrócić się ku niebu, nawet wtedy kiedy się zagubimy, roztrwonimy talenty i zaszyjemy się wstydliwie na peryferiach. Możemy wrócić do początku i zacząć jeszcze raz, a „łzy wyrzeźbią w nas warstwę nowej świadomości, będą czymś więcej, niż smutek, bunt czy rozpacz”(J. I. Leloup). Prawdziwe i pełne życie zaczyna się tutaj i ma swój finalny akord po drugiej stronie. Kończę to rozważanie modlitewnym westchnieniem nadziei Nersesa Snorhali: „W moich rękach leży czynienie dobra. Daj mi łaskę, abym przez talent mógł się Tobie jeszcze spodobać.”