czwartek, 28 marca 2024

 


Liturgia Wieczernika utkana jest z drgania czasu, rytów, figur i symboli -  które stopniowo będzie Chrystus odsłaniał swoim uczniom w ten wyjątkowy wieczór sederu. „On jednoczy nas ze sobą, prowadząc do Ojca- pisał J. Corbon- aż będziemy żyć Jego życiem.” Kościół po wielkopostnej wędrówce przychodzi do źródła, aby się pokrzepić, nasycić i nakarmić Bogiem. Przenosimy się w czasie do przestrzeni, gdzie powietrze przenikał zapach wypieczonych chlebów, korzennych potraw i wina czekającego na rozlanie do glinianych kubków. Podniosłość tej chwili jest niewyrażalna w słowach i jej nieprzeniknione trwanie, może jedynie oddać pośpieszność bicia serca dziecka, czekającego na upragniony prezent. Teologia obłaskawiona Obecnością pokornieje przywołując spojrzenia, gesty i słowa Mistrza. „Cisza zaległa wieczernik. Nastrój panujący w izbie daleki był od radosnego uniesienia, które powinno być w ten wieczór udziałem biesiadników- pisał Brandstaetter w Jezusie z Nazaretu- Smutne były twarze apostołów czekających znużoną cierpliwością na znak rozpoczęcia wieczerzy, smutnie szeleściła zasłona poddająca się bezsilnie ciepłym uderzeniom wiatru…Smutnie kołysały się płomyki lamp, napełniające izbę zapachem oliwy, zmieszane z zapachem wody miętowej, którą skropiono podłogę.” Jezus trwał w milczącej modlitwie. Następnie wstał i niczym niewolnik, obmył swoim uczniom nogi: „On, który obłokami przyodziewa niebo, przepasuje się ręcznikiem i klęka, aby sługom umyć nogi. On, w którego ręce oddech wszystkich żyjących- słyszymy w liturgicznym hirmosie. Konsternacja i zdumienie rysowało się na twarzy Piotra i pozostałych. Gest miłości który uczyni chrześcijaństwo rewolucyjnym wobec zasklepionego w egoizmie świata. Po zachodzie słońca, co najbardziej paradoksalne, rozpoczyna się czas łaski i zdrady- Sakramentu i zaparcia Judasza. „Co oznacza ten ryt który będziemy tej nocy celebrować ?”(Wj 12,26). Dlaczego ten wieczór jest inny od pozostałych ? Zapewne takie pytania postawił święty Jan (spoczywający na piersi Mistrza)- dając zadość uświęconej tradycji przodków, pozwalając tym samym zrozumieć późniejszym wyznawcom Chrystusa, że „to co robimy, jest anamnezą lub liturgią historii. Jest sakramentem, który aktualizuje wydarzenie”(św. Augustyn). Pascha rozpoczyna się w miejscu tęsknoty, gdzie rozsiadli na matach w Sali na górze Apostołowie, staną się świadkami Misterium Nowego Przymierza. Oni wezmą w dłonie najbardziej kruchą materię świata, a ona stanie się świetlistą Obecnością - Ciałem i Krwią Boga. Owoc zdjęty z krzyża stanie się „Pokarmem nieśmiertelności,” a  czasza napełniona winem - Krwią wytryskującą z boku ugodzonego Baranka; pokrzepieniem wędrowców w drodze do Królestwa Niebieskiego. Po uświadomieniu sobie mocy tak niesamowitego wydarzenia, można dopiero odśpiewać radosny Hallel. Sakrament Miłości przekraczający hermetyczność czasu i miejsca, wyraz nieprawdopodobnej hojności Boga. Manna uśmierzająca ból istnienia i napój, którego „kilka kropel krwi odnawia cały świat”(św. Grzegorz z Nazjanzu). Misterium daru i nasycenia, zaspokajający największy z ludzkich głodów. „W Eucharystii Bóg zaspokaja najbardziej podstawowe pragnienie człowieka, jego pociąg do życia silniejszego niż śmierć..”(O. Clement). Z Wieczernika można wyjść jako człowiek nasycony i przebóstwiony, lub ukradkiem pod osłoną ciemności wejść w ciemność zdrady, zwątpienia, pokusy i porzucenia Miłości. Największym powodem do smutku jest przygniatająca serce świadomość, że nawet dzisiaj, wielu z uczniów Chrystusa, potrafi zwątpić w moc tak wielkiego Daru i Tajemnicy.

wtorek, 26 marca 2024

 

Osobliwy świat Hieronima Boscha – to dokumentalny film na który wczorajszego wieczoru powędrowałem do kina. Bez popcornu i kalorycznych napojów, usadowiony w fotelu czekałem na jakiś nieuchwycony do tej pory wzrokiem detal. Pomyślałem, że poza ucztą estetyczną obcowania na dużym ekranie z arcydziełami niderlandzkiego mistrza, pojawią się treści które będą miały wydźwięk teologiczny w tych szczególnych dniach Wielkiego Tygodnia. Bez wątpienia Bosch był gorliwym chrześcijaninem i genialnym artystą wnikliwie studiującym zagadki ludzkiej natury. Napisano o nim tak wiele tekstów, przedłożono tak wiele wnikliwych interpretacji i dywagacji, to pomimo tej obfitości spojrzeń i ukradkowych zbliżeń, wydaje się człowiekiem ciągle tajemniczym i nieprzeniknionym przez wyjątkowość sztuki, która jak mniemam posiadała ówcześnie najpotężniejszą siłę przyciągania ludzkiego wzroku. Wysublimowana i ezoteryczna erudycja promieniuje z dzieł kogoś, kto na poważnie przejął się ludzkim losem i kondycją zbawienia jednostki zatopionej w społeczności pełnej wewnętrznych napięć, naporów i burz. „Toteż nic dziwnego, że obrazy tego malarza są jednym wielkim lamentem nad deprawacją chrześcijańskiego świata, który wpadł w kolejne bezwstydne szaleństwo. Nic dziwnego, że problem pokrętnych zależności miedzy pokusą zła a zbawieniem nurtował go przez całe życie” (R. Przybylski). Jego dzieła pozwalają uzewnętrznić najbardziej skryte zakamarki ludzkiej duszy, ujrzeć wepchnięte w otchłanie podświadomości myśli i pragnienia, zmierzyć się z demonami pasożytniczo konsumującymi skrawki nadwyrężonej wolności. Rebus Phantasia – nadaje obrazom Boscha szczególny wymiar kreowania i intepretowania historii oraz osadzonego w niej cieleśnie człowieka. W jednym fragmencie dzieła potrafi widza doprowadzić do moralnej rozterki, a za chwilę rozbawić do rozpuku. Przemierzam wzrokiem jego płótna i wzmaga się w moim umyśle jakże trafna myśl świętego Antoniego: „Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony.” Bez walki duchowej, żaden człowiek nie stanie się atletą po którego wychyli się Chrystus z laurem zwycięstwa. Topografia płócien jest zagadkowa i pełna dwoistości. Rosochate i spróchniałe drzewa, pęknięte dzbany, kakofonia i diabelska muzyka instrumentów, poszarpane krajobrazy i ruiny architektury, monstrualne elementy flory i fauny, pokraczne hybrydalne istoty, opętańcze wrzaski, upiorne cienie i wszechobecna nagość ludzi – stanowią pejzaż fantasmagoryjengo szaleństwa świata, dręczonego przez głupotę i egoistyczny bunt zachłannych nieograniczonej wolności jednostek. Ten świat wciąga, ale po chwili przechodzą ciało dreszcze i chce się wziąć nogi za pas i uciekać. Już Sołowjow spostrzegł: „Nigdy twarz ludzka nie ma tego wyrazu głębokiego lęku i beznadziejności, jak ten, który czasem zaciemnia twarz zwierzęcia.” Ciągle  szukamy nowych kluczy, aby otwierać tak zakamuflowane przestrzenie szkaradnych o obezwładnionych złem istot. Aktualność tematów i towarzyszących im rozterek, zaskakuje natychmiastowo. „Talent Boscha – pisał P. Evdokimov – polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości w tym stanie, w jakim ukazywała się artyście. W momencie konwulsji końca średniowiecza, przez otwarte wyłomy wdzierało się tchnienie siarki, niosąc zgiełk uwolnionych pragnień wiecznego bredzenia i majaczenia o prymitywnych rządzach. Moce, które próbuje egzorcyzmować w imię rozumu, wychodząc z ich irracjonalności i demoniczności. Człowiek Boscha jest to droga nabierająca formy długiego, nieskończonego tunelu, którym będą się inspirować Kafka i Freud. Droga jest ciemna i duszna, toteż budzi niepewność co do swego końca.” Pełna dramatycznych napięć sztuka Boscha wydaje się na wskroś aktualną. Pożar trawiący wnętrze przenika na zewnątrz świata. Do tej rozciągniętej poza czasem wizji, możemy przetransponować z łatwością dziwactwa naszego świata, odstępstwa ludzkiej natury, beztroską samowolę w eksplorowaniu granic seksualnego rozpasania i towarzyszącej jej pustki – aż po zmęczenie i krańcowy moment rozczarowania światem - samobójstwo. Pomimo nachalności zła i zmęczenia piekielnymi konwulsjami, końcowy akord jest pełen nadziei. Światłość świeci w ciemności ! Bilans leży w rękach Boga i łzach nawróconego człowieka. „Ducha swego trzymaj w piekle, lecz nie trać nadziei”- zwykł mawiać święty Sylwan z Atosu. Wzniesienie do Raju, jedna z czterech wizji z tamtego świata, ze świetlistym, cylindrycznym tunelem, przez który przechodzą nasyceni światłem i proklamujący triumfalny śpiew zbawionych: „Chwała Tobie, który objawiłeś nam Światłość.”

niedziela, 24 marca 2024

 

Świat poszedł za Nim (J 12,19).

Wielu ludzi stoi na skraju świata i jest jak gałązka palmy szeleszcząca pod naporem euforii lub zwątpienia. „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma”(Ps 91,13). Przestaliśmy już skandować imię żywego Boga na placach miast, bo tak jest łatwiej i wygodniej- wbrew nachalności i głębi sumienia, przypominającej, że jesteśmy utkani z miłosnego oddechu Ukrzyżowanego Króla- wydanego z nas, wbrew logice świętego spokoju i obojętności. Rzeczywistość dotknięta duchową schizofrenią i odrętwieniem czynów. Ochrzczeni poganie kierujący się statystykami, wymaganiami i roszczeniami. PRAWDA stoi przed światem, ale on nie jest nią zainteresowany jak Piłat. Wybiera dla niej drogę powtórnego odtrącenia i śmierci. „Ukrzyżowany Bóg jest największym zgorszeniem dla Żydów. Bóg może być jedynie wielkim i potężnym. Kenoza była bluźnierstwem, zdradą dawnej wiary w wielkość i chwałę Boga. Taka jest żydowska religia, z której wyrosło odrzucenie Chrystusa”(M. Bierdiajew). Jedni patrzą na twarz mężczyzny, widząc w niej wszystkie prerogatywy władcy, a jeszcze inni – skazańca, niewolnika, uzurpatora, politycznego wichrzyciela, bluźniercę- uważającego siebie za JA JESTEM. „Rozciągnęli Cię na ołtarzu krzyża jakby ofiarę. Przybito Cię, jakbyś był złoczyńcą… Ciebie, który jesteś wielkością nietykalną”(Grzegorz z Nareku). Oszpecona ludzką nienawiścią i ślepotą Twarz pokornej Miłości, odbita na poszarpanej tkaninie ludzkich dusz. Tylko oślica niosąca Go na swoich ramionach, nie zwątpiła i stała się pomimo zwierzęco wrodzonej upartości, dyspozycyjnym narzędziem w drodze do wypełnienia powziętego planu zbawienia. Entuzjazm tłumu szybko zamienia się w posiedzenie sądowe. „Złorzeczą Bogu, a potem nuży ich złorzeczenie Mu. Obierają sobie innego, bardziej schlebiającego ich gustom… Prawda nigdy nie jest tak wielka jak w poniżeniu Tego, kto ją głosi”(Ch. Bobin). Im głębiej uczestniczymy w wydarzeniu Niewinnego i skazanego na Krzyż, tym wyraźniej dostrzegamy przestrzeń naszej wolności. Nie chodzi wcale, aby się ugiąć pod straszliwym brzemieniem moralnego udręczenia, ale doświadczyć opamiętania i nawrócenia. Możemy nakładać „maskę bestii” lub „naśladować Chrystusa, to znaczy przekształcać się w Chrystusa całkowicie, a następnie zstąpić do otchłani naszego świata”(P. Evdokimov). Satanistyczna teologia rozkrzyczana na dachach miast, próbuje wyrwać historii osobę Mistrza z Nazaretu i „czyni Go tak niemożliwie pięknym, że musi On pozostawać niezmiernie daleko od nędzy naszego bytowania”(T. Merton). Bóg zohydzony, wygnany i urojony- postrzegany jako projekcja maluczkich, prostaczków, sentymentalnych słabeuszy i wsteczników- pariasów anachronicznego zabobonu. Pomimo tytanicznej pracy tych którzy próbują wygnać na peryferia zapomnienia Boga i wymazać Jego imię, Sprawiedliwy otwiera ranę swego boku i miłosiernie przebacza. Prawosławni tradycji bizantyjskiej przeżywają dzisiaj Niedzielę Triumfu Ortodoksji. Chrześcijanie z osobna powracają do pytania: Czy jestem z Chrystusem, czy Go porzucam ? Wbrew zakusom zła, On nieustannie zmartwychwstaje i przypomina: „Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący”(Ap 1,17-18).

środa, 20 marca 2024

 

Dlaczego Bóg czyni wiarę tak trudną ?- pyta człowiek wobec piętrzących się wewnątrz duszy wątpliwości. Bez wątpienia wiara zakłada wolność i dialog. Jednak dla Boga ten dialog może być milczeniem rozciągniętym w czasie; pulsowaniem słów które składają się na odpowiedź wtedy, kiedy przyjdzie na to sposobna chwila. W momencie kiedy człowiek zaniecha już pytań, wtedy przychodzą odpowiedzi- niczym strumień światła przedzierający się przez szczelinę zatopionej w mroku przestrzeni. „Biegnę nieustannie w miejsca, z których uchodzisz, i nie widzę jak na mojej drodze albo w sercu śmiejesz się bezgłośnie…”(J. Grosjean). Pozwól Bogu mówić ! Ojciec pustyni Amon, powiedział: „Spójrzcie umiłowani moi, ukazałem wam, jak potężne jest milczenie, jak całkowicie uzdrawia i jak e pełni jest miłe Bogu.” Kto nie potrafi milczeć, nie potrafi też i słuchać- a tym samym nie jest wstanie udźwignąć rozmowy z Tym, który wychodzi naprzeciw niepostrzeżenie. Jakże często nie pozwalamy przedrzeć się ciszy- modlitwie wydzierającej świat od nadmiaru hałasu i roztargnienia. „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem”(Rdz 28, 16). Odkryć Obecność ! „Dzień mojego duchowego przebudzenia był dniem, w którym zobaczyłam że wszystko jest w Bogu i Bóg jest we wszystkim”- pisała zatopiona w negotiosum silentium mistyczka Mechtylda z Magdeburga. Milczenie wyrwa z bezsilności ociężałość naszego umysłu rozbijającego się o ścianę mnożących się w nim aporii. „Panie, nie pozwól mi zapomnieć- pisał Kierkegaard- że Ty mówisz również wtedy, kiedy milczysz.” Milczenie jest „powrotem do siebie” i odkryciem w granicach własnego człowieczeństwa zstępującego nagle Królestwa Bożego „symbolem świata, który nadchodzi”(św. Izaak z Niniwy). Twórcze milczenie rodzi modlitwę- liturgię w głębinach serca- w której rozbrzmiewa już muzyka wieczności, szum wezbranego od nadmiaru pełni morza, a największy ikonograf jakim jest Duch Święty, urzeczywistnia kulturę piękna ukrytego we wszystkich bytach. „Milcząca miłość” którą w nas inicjuje Paraklet. W apokaliptycznym milczeniu zamykającym czas historii i czasu, świetlisty Posłaniec szepta do ucha świętemu Janowi Teologowi: „Widziałeś Oblubienicę Baranka ? Zobaczyłeś Ducha !”

niedziela, 17 marca 2024

 

Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić (J 11, 11).

Naszą cywilizację znamionuje zmęczenie i nicość połączona z panicznym wypieraniem śmierci ze świadomości i horyzontu ludzkiego wzroku. O wartości człowieka świadczy jego postawa do przemijania i śmierci- umiejętności mądrego rozstania z tym światem. Ewangelia próbuje rzucić światło na okowy frustracji, przerażenia i próżni którą może jedynie wypełnić struga światła detonująca szczeliny zaryglowanych grobów. Orygenes przekonywał w homilii, aby chrześcijanie spoglądali na Słońce – Chrystusa, „żeby w twoje wnętrze nie wśliznęła się noc i mgła, lecz byś zawsze przebywał w blasku mądrości, zawsze miał w sobie dzień wiary i zawsze był w posiadaniu światła miłości i pokoju.” Z tego zasklepienia w egzystencjalnej pustce, z tych pomyłek i ucieczek, może wyprowadzić człowieka jedynie Ten, którego miłość i łzy, są wstanie zawrócić przyjaciela z wędrówki przez bramę śmierci. „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój… Udzielam wam mego ducha po to, byście ożyli”(Ez 37, 12-14). Pieczara i odór rozkładu drażniący trzewia, może stać się najszlachetniejszą wonnością- symfonią przebudzonych przez słońce eterycznych kwiatów i ziół- czyniące z pieczary miejsce drugich narodzin. „Konieczne było przywrócenie zmarłemu ciału uczestnictwa w ożywczej sile Boga. Otóż ożywczą siłą Boga jest Słowo, jedyny Syn”- objaśnia nam św. Cyryl z Aleksandrii. Chrystus wydobył Łazarza z przestrzeni chłodu, osamotnienia i ciemności, obwieszczając tym samym moc zmartwychwstania. Przyczynkiem wszystkiego jest miłość Boga do człowieka, poruszenie inicjujące akt boskiej ingerencji. „Miłość nie może nie zwyciężyć śmierci. Ten, kto prawdziwie kocha, jest zwycięzcą śmierci”(M. Bierdiajew). Wyjdź na zewnątrz ! - słowo mocy i wskrzeszenia skierowane do mnie. Wyjdź na zewnątrz rozpaczy i grobu własnych grzechów. „Czyż nie zmieszał się Chrystus nad grobem Łazarza- pyta św. Augustyn- również po to, aby i ciebie nauczyć, że i ty musisz zadrżeć, gdy widzisz siebie zgnębionego i miażdżonego ogromem grzechów ? Przyjrzałeś się sobie, uznałeś się za winnego i powiedziałeś sobie: Zgrzeszyłem, ale Bóg mi przebaczył… To drżenie daje nadzieję na zmartwychwstanie.” Sonia pełna miłosierdzia i wiary prostytutka dokonała duchowego wstrząsu w duszy mordercy Raskolnikowa. Przeczytała mu o wskrzeszeniu Łazarza, aby chorobliwą wolność mordercy przeobraziła łaska Boga w pokutę i uznanie swojej winy. Nie ma tu naiwnego sentymentalizmu, lecz jedynie droga ku nowemu życiu. „Bóg nie ma słowa, którym mógł powiedzieć istocie przez siebie stworzonej: nienawidzę cię”(S. Weil). Władza miłości jest większa niż objęcia śmierci. „Z otchłani moich nieprawości przyzywam otchłań niezgłębionego Twego miłosierdzia.” Ten który jest Życiem przekracza ludzką sprawiedliwość i pozwala, aby Zmartwychwstanie zwyciężyło nawet w duszach największych grzeszników !

piątek, 15 marca 2024

 

Ubita pod nogami droga i przypadkowo napotkany na jej skraju porośnięty warstwą mchu krzyż. Milczące zaproszenie do dialogu i dotyku. To tylko materia – ktoś sceptycznie odburknie - w której streszczała się pobożność istot z wyludnionej wioski, czy usadowionego za grzbietem horyzontu miasta. Fragment świata na przecięciu szlaków na którym przygwożdżony do drzewa Chrystus, spotyka utrudzonych pracą przechodniów, wędrowców, przybłędów szukających celu i sensu życia. Zasiane krzyże żłobią krajobraz mniej lub bardziej ludnych arterii, przy których staruszki powtarzają swój codzienny rytuał zawierzenia i wypraszają sobie przepustkę do Raju. Młodzi mijają krzyże obojętnie, zerkając ukradkiem w stronę Tego, którego bezładne ciało rozłożyło się na przecięciu chropowatych belek, stając się dla zaprzątanych umysłów, jedynie historią w której trudno im odnaleźć siebie. Tylko dziecko w natychmiastowości wzruszenia pyta: „Dlaczego On tak wisi, cierpi, przerażająco broczy krwią… Czy gwoździe przeszywające dłonie, bok i nogi sprawiają ból ?” W każdy piątek Wielkiego Postu powracam do tych dziecięcych pytań. Chwil przenikniętych cieniem drzewa pod którym ojciec próbował mi karkołomnie tłumaczyć miłość Golgoty. Brzmią mi w uszach przeczytane wiele lat później słowa Mauriaca: „Potykam się o grzech Adama, o tajemnicę zła, o całe dzieło stworzenia, którego prawem zdaje się być wzajemne „współpożeranie.” Nic nie próbuję rozstrzygać. Przenikam poprzez mur, jak zmartwychwstały Chrystus. Zdaje się na Słowo, na obietnicę Tego, który przyszedł i mnie ukochał.” Dopiero prawosławie otworzy źrenice moich oczu na światło które będzie emanować z ciała Skazańca który wbrew logice świata i niesprawiedliwego procesu, stanie się Zwycięzcą. „Pozorna bezsilność Chrystusa i chrześcijaństwa świadczy za Chrystusem, za Jego boskością, a nie przeciw Niemu” (M. Bierdiajew). Z Jego ran światło promieniuje tak intensywnie, że staje się źródłem odkupienia. Wbrew wszelkim podszeptom racjonalnego rozumu – narzędzie hańby, staje się instrumentem łaski. „Krzyż jest konkretnym wyrażeniem zwycięstwa przez upadek, chwały przez pokorę, życia przez śmierć – pisał W. Łosski – Krzyż więc stał się symbolem Boga wszechmogącego, która zechciał stać się człowiekiem i umrzeć jako niewolnik, aby zbawić swoje stworzenie.” Jeszcze dwa tygodnie i Oblubienica Kościół wyśpiewa z głębin jestestwa: „Kłaniamy się cierpieniom Twoim, Chryste i świętemu Twemu zmartwychwstaniu.”

wtorek, 12 marca 2024

 

Bez wątpienia jedną z cech znamionujących naszą epokę jest to, że uporczywie eksploruje przestrzenie ludzkiej wolności. To, co uchodziło jeszcze pół wieku temu, za groteskowe, skandaliczne, dziwne, a nawet społecznie nieakceptowalne, stało się normą nad którą nikt już nie marnotrawi swojego czasu. Według Marquarda, gorączkowym pryncypium nowoczesności jest „odbieranie złu znamion zła.” Moralność dotknięta paraliżem i milczącą obojętnością. Nie jest to lament nad deprawacją współczesnego świata, lecz jedynie przenikliwy niepokój, wobec piętrzących się zewsząd niebezpieczeństw. W mediach się mówi o prawie do aborcji, jak by to było wyrwanie z ziemi małego drzewa którego pąki nie wychyliły się jeszcze ku światłu, choć ciągle drży życiem w łonie gleby. Bezbronne dziecko o kształcie rozwiniętego kłosa zboża, nie potrafi się obronić przed histerycznym krzykiem kobiet broniących prawa do swojego brzucha. Łono przestaje być miejsce schronienia, a eksterminacji. Takich problemów można mnożyć bez liku. Alla rhysai hemas apo tou ponerau. Sumienie zaryglowane na cztery spusty. Spętany koniecznościami człowiek nie potrafi wyhamować i spostrzec się, że droga którą wybrał prowadzi na rubieże piekła. Tak wiele spraw przyjmuje się bezrefleksyjnie, nie obarczając ich ważkimi pytaniami. Boimy się stawiać pytania, ponieważ mogłyby uruchomić lawinę uwierających prawd, wobec których człowiek zbiorowej akceptowalności, zderzyłby się z bolesną prawdą o sobie i własnych preferencjach które kiełkują pod presją ślepego i ogłupiałego ogółu. „Szczęśliwy ten, kto może śmiało patrzeć na prawdę swojego życia i cieszyć się nią; szczęśliwy kto może ją wyczytać z twarzy przyjaciół” – to intrygująca myśl, którą pamiętam z Mandarynów Simone de Beauvoir. Jakże bolesne wydaje się przeświadczenie o prawdzie na którą przymyka się oczy, którą zasklepiony w sobie świat wypędza na peryferia. „Prawda nigdy nie jest tak wielka jak w poniżeniu tego, kto ją głosi”(Ch. Bobin). Czasami czuję się jak osamotniony na pustyni wędrowiec który chciałby zgłębić mądrość proroka i zaspokoić pragnienie wodą ze studni. Wyciągam dłoń ku Bogu i pragnę, aby ją zatrzymał w swojej. Dochodzi do mnie, iż „nikt na tym świecie – jak pisała Simone Weil – nie jest prawdziwym centrum, ponieważ prawdziwe centrum znajduje się poza tym światem, i nikt nie ma prawa mówić ja.” Przykładam ucho do kamieni, aby nie słyszeć kakofonii próżnych i wszędobylskich ja. Czytam świat przenikliwie, ale nie jestem wstanie się z nim oswoić w jego karykaturalnych przepotwarzeniach i kryjącego się pod tak często serwowanym słowem „tolerancja” tak wiele płynącego szlamu. Nawet najbardziej świetlisty werniks, nie jest wstanie przykryć powierzchni na której zło i imaginacja wypisuje swój arcygenialny pejzaż. „Korzyść z grzechu bywa natychmiastowa, a plon, chociaż zatruty, bywa obfity”- szkicuje w bezmiarze słów rzuconych na wiatr Turczyński. Kocham otaczającą mnie rzeczywistość, choć tak wiele spraw i ludzkich postaw druzgocze posadami mojej duszy i umysłu. Wołam w błagalnym tonie ślepca spod Jerycha: „Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną !”(Łk 18,13). Dopowiadając po kolejnym zassanym hauście powietrza: „i za świat który mnie przygniata ogromem niepokojących poruszeń !” Otuchy dodały mi słowa przeczytane wczoraj u Antoniego Blooma: „Są pewne rzeczy w nas, które należą już, chociaż w zalążku, do królestwa Bożego. Inne są wciąż chaosem, pustkowiem, dziką krainą… Musimy wierzyć, że chaos jest brzemienny pięknem i harmonią. Musimy spojrzeć na siebie oczyma artysty – trzeźwo, a zarazem z natchnioną wizją – jak na surowy materiał, który Bóg wziął w swoje ręce, aby zeń uczynić dzieło sztuki, integralna część harmonii i piękna, prawdy i życia w swoim królestwie.”