środa, 2 lipca 2025

 

Czas wakacyjnego odpoczynku sprzyja refleksji nad dniem wczorajszym – sukcesami i porażkami które naturalnie składają się na tropy ludzkiego życia. Plątanina przebudzonych myśli. „Życie jest darem, którego sznurki rozwiązuję każdego ranka, kiedy się budzę” – pisał Ch. Bobin. Siedzę z notatnikiem na brzegu jeziora, budząc świt i nie będąc nachalnym wobec wylegujących się w zgiełkliwym tłumie plażowiczów. Samotność wyostrza spostrzegawczość i umożliwia oczom uchwycić przeźroczyste ciało świata. „W moim ciele szukasz wzgórza, którego słońce jest zakopane w lesie.” Jestem sam otoczony natura i będącą w deficycie ciszą. Niebo malowane szerokim pędzlem Artysty, naznaczone prześwitami słońca i muśnięciami wiatru fałdującego wodę w którą zanurzę za chwilę moje odrętwiałe ciało. Pulsowanie myśli i życia obecnego w każdym szczególe sztafażu, który Bóg rozpisuje na wstępie dnia w sposób absolutnie nowy i fascynujący. Na szczęście przyroda jest galerią piękna, pod której powłoką istnieją światy które wykraczają poza zewnętrzność i kierują ku czemuś, co można określić jako kwintesencja wieczności. Uważność percepcji i prostoduszna błyskotliwość, pozawala uchwycić dryfujący i porośnięty mchem pień drzewa, z egzystencją człowieka nabrzmiałą od warstw niepowodzeń i radości na które trzeba spojrzeć refleksyjnie, dojrzale, a nade wszystko z dystansem. To był dla mnie trudny rok – naznaczony błogosławieństwami i katastrofami z pod których musiałem się podnosić z kolan – dźwigając ciężary spadających na mnie głazów, szczególnie od tych, których powinno definiować w najbliższej relacji słowo miłość. Żywioł osobistego dramatu, fermentującego wydarzeniami których ukryty sens, nauczyłem się czytać wedle pewnego klucza. Iluż to ludzi specjalizuje się w słowach i działaniach destruktywnych; wirtuozi w emanowaniu złej energii, fałszywych uśmiechów za których horyzontem ukrywa się perfidna kalkulacja i złorzeczenie. Czasami czułem się jak sparaliżowany bezradnością biblijny Hiob, siedzący na ściernisku i zaciskany przez ogłupiający wszystko ból. Straciłem tak wiele, ale nie utraciłem wiary. „Nie można budować szczęścia na gruzach długotrwałej nędzy”- powie Herve Bazin. Wobec tych nieprzewidzianych szarpnięć, niesprawiedliwych stłamszeń, degradujących umysł epitetów, a nade wszystko wystawiających wiarę na próbę sytuacji, towarzyszy mi wewnętrzy spokój i orzeźwienie - usytuowane naprzeciw bolesnego realizmu mojego wczoraj. Pomimo tych zawirowań i uwierających serce spraw, pocieszają mnie jakże wymowne słowa Pasternaka: „Ileż to spraw na tym świecie zasługuje na naszą lojalność ? Myślę, że człowiek winien być lojalny wobec nieśmiertelności. A słowo: nieśmiertelny jest wzmocnionym synonimem słowa: życie. Człowiek winien być wierny nieśmiertelności, wierny Chrystusowi.” Teologiczna perspektywa pozwala spoglądać dalej, głębiej, postrzegać ludzi nie przez ich obskurność i perfidność, ale w kluczu dobra kiełkującego pod bruzdami udeptanej ziemi i deszczu łaski który może ją spulchnić, użyźnić, przeistoczyć. Czasami droga do szczęścia przechodzi przez tygiel cierpienia. Los bawi się ze mną w dość zaskakujący sposób ! Mądrość myślicieli starożytnego chrześcijaństwa, pozwala uchwycić świeżość przesłania o poranku i człowieku który otrzymuje postulat stania się obrazem Boga i przez to zjednoczyć się z Nim ostatecznie. Z głową pełną świtu, otwieram nowe drzwi i idę dalej.