wtorek, 29 grudnia 2020

Ostatnie dni kalendarzowego roku, czas zatacza krąg i powraca w nowych cyklach. Dosłownie za chwilę zacznie się nowy rok- naznaczony zupełnie nowym tkaniem czasu. „Gromadzę przeszłość, bezustannie ją produkuję i śpiesznie wtrącam ją w teraźniejszość, nie pozwalając jej wyczerpać własnego trwania… Uderzającą cechą każdej chwili jest zadyszka, zziajanie, a nie przechodzenie w chwilę następną”- pisał E. Cioran. Jesteśmy zanurzeni w nurcie czasu, który przepływa niczym strumień, rzeźbiąc naszą historię życia. „Życie jest powtórzeniem i na tym polega piękno życia”(S. Kierkegaard). Czas odmierzany zegarami i kształtujący nasze istnienie, otwierający naszą biologię- bios w ruchu na nieuniknioną konieczność śmierci i zmartwychwstania; wyklucie z kokonu- niczym wzbicie ku górze pełnego świetlistości barw motyla. Która godzina jest ze swej istoty najbardziej szlachetnie przeżyta ? Mallarme odpowie: „Godzina wolna od zegara.” Ludzie starsi przeglądający się w lustrze, dostrzegają twarze pokryte wąwozami, spękaniami- dostrzegając fakturę bytu zmierzającego ku metamorfozie. „Czas jaki wskazują zegary, istnieje tylko dlatego, kto odlicza lub mierzy- rozmyślał J.O. Gasset- Czas prawdziwy natomiast to ten, który sam siebie pożera i unicestwia, którego godziny są policzone, a więc czas żywy, który nazywamy historią.” Zatem egzystencja jest sumą różnych czasów, których balast spoczywa na plechach zabieganych istot ludzkich. Do fenomenu czasu odliczanego wskazówkami zegara odwołuje się również Dostojewski w opowiadaniu Łagodna: „Ludzie, miłujcie się wzajemnie- kto to powiedział ? Czyje to przykazanie ? Odchyla się wahadło, miarowo, obojętnie, ohydnie.” Czas jest kształtuje przestrzeń ludzkich szans- tych twórczo podejmowanych i rozrzutnie marnowanych- bezpowrotnie straconych. Bóg nieustannie dotyka swoim palcem zapętlonego czasu i przerywa niespodziewanie jego nić, aby mogła się wedrzeć w niego smuga wieczności. Bóg postrzega wszystko jako „teraz” jakby nigdy nie zaprzestał tworzyć go w akcie bezgranicznej wolności i miłości. Stąd każdy dzień jest „pierwszym” i ‘”ostatnim zarazem.” Mikołaj Bierdiajew twierdził, że „ludzkie istnienie spada w czas i wychodzi z czasu, w czasie znajduje się ono jedynie w połowie drogi.” Za trzy dni będziemy starsi o kolejną utraconą chwilę. Przy tej okazji warto dokonać pewnych podsumowań- spaceru przez rubieże pamięci. Ile udało mi się zrealizować własnych planów, założeń, marzeń ? Jeżeli jakaś cząstka z tych zakładanych przedsięwzięć urzeczywistniła się, to jest to powód do optymizmu. Wielu ludziom pandemia skomplikowała mocno życie i pogmatwała wiele planów na przyszłość. Pandemia pozwoliła zobaczyć nam czas zawładnięty przez samotnie przeżywane cierpienie i niespodziewane wizyty śmierci. Wielu chciałoby zakwestionować czas i odwrócić jego tor- wyeliminować jego obecność, aby wraz z nim unicestwić efemeryczność istnienia. „Bóg wszedł w czas, po to żebyśmy stali się wieczni”- powie św. Ireneusz z Lyonu. Dla chrześcijan czas i przeniknięta nim rzeczywistość, może być postrzegany jako święty- ponieważ kieruje percepcję ku wieczności- eschatologicznemu spełnieniu, rozumianemu jako szczęśliwe bycie w Bogu. Kiedy anioł Apokalipsy obwieszcza koniec czasu, oznacza to koniec czasu naznaczonego cieniem choroby i śmierci, rozbitego na poszczególne momenty, i przejście do czasu urzeczywistnionego już Królestwa. Swoją oś czas znajduje w Chrystusie, „który przerwał historyczną ciągłość powrotów, jednak nie zniósł czasu; On go otworzył na zupełnie inne następstwo wydarzeń: Narodzenie, Przemienienie, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Pięćdziesiątnica i Paruzja” (P. Evdokimov). Wszystko staje się świętą tęsknotą, odnajdującą swoją drogę ku Źródłu.

sobota, 26 grudnia 2020

Bóg który zszedł na ziemię przechodząc przez łono ziemskiej Kobiety napełnił świat światłością. To światło wypełniło mury świątyń, czyniąc przestrzeń chrześcijańskiego „domu”- miejscem epifanicznym. „Miłość- pisał św. Tomasz z Akwinu- nie pozwoliła Bogu pozostać samotnym”. Zstąpił On ku ludziom i napełnił ich serca blaskiem i ciepłem miłości. Jak trudno pojąć to świetlane i pełne łaski misterium. „Lęk ogarnęło piekło, bo Stwórca staje się sercem stworzenia”, a Gwiazda Betlejemska ogłosiła Słońce Sprawiedliwości zrodzone z Dziewicy: „Przez niezachodzące Słońce i Stworzyciela, który na niebie niezmierzoną światłość, stałaś się świątynią. Boża Oblubienico i nieskalana Dziewico”- akcentuje liturgia wschodnia. Wraz z Maryją otuloną światłem i przebóstwioną, do tej synergii zostaje zaproszony Kościół. Teraz już Chrystus jednoczy w sobie jako Głowie wszystko, doprowadza do końca wszystko. „Nic nie jest poza Nim. Wcielenie zarazem podtrzymuje świat jako stworzenie Boga, ale i tajemniczo wstrząsa światem jako uwikłanym w przemoc, kłamstwo i ułudę. Świat jest wytrącony z letargu w swym porządku logicznym i koniecznym, przenikniętym śmiercią. On buntuje się przeciw Wcieleniu, odrzuca swą metamorfozę. Światło jaśnieje w ciemnościach, ale ciemności, nie mogąc go zgasić, nie przyjmują go… Przy narodzeniu Bóg i człowiek zamieniają się jakby swoim życiem. Boski zalążek, moc ostatecznej metamorfozy, wszedł w świat. Bogoczłowieczeństwo dokonane w Chrystusie, proponowane ludziom, wszystkiemu nadaje cel…” (O. Clement). Ten proces przemiany świata odsłania ikona narodzenia Chrystusa. Ikona nie ukazuje historycznej narracji z Betlejem, nie ma tu reportażu zaspokajającego ciekawość; lecz jest teologicznym traktatem wskazującym na ustąpienie symbolicznych ciemności świata i zajaśnienie Światłości. „Kłaniamy się Twemu Narodzeniu Chryste, daj nam ujrzeć Twoja Boską Teofanię”. Jego światłość wyznacza punkt zbieżny w ikonie, aby całą kompozycję skierować na Jego przyjście. W następstwie tego otrzymujemy subtelną grę światła i ciemności. Tylko przez takie skontrastowanie nasz racjonalny i obciążony mnóstwem pytań może zedrzeć zasłonę niepoznawalności i przybliżyć oczy duszy ku „Światłości nieznającej zachodu”. Z ciemną grotą ostro kontrastują promienie światła „spadającego z wysokości”, które są reminiscencją hymnu Zachariasza- jaśnieją „tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1,7). Gwiazda bożonarodzeniowej ikony ogniskuje na sobie spojrzenie i emanuje strumieniem światła w kierunku Przedwiecznego złożonego w ciemnościach groty. Gwiazda oznacza tę, którą ujrzeli utrudzeni wędrówką mędrcy ze Wschodu. Wchodząc głębiej w symbolikę- to gwiazdą jaśniejącą na nieboskłonie jest sam Chrystus. „Światłość w ciemności świeci”. Komentuje to w swojej homilii św. Ambroży: „Gwiazda jest widzialna jedynie przez mędrców, nie widać jej tam, gdzie mieszka Herod; tam gdzie przebywa Chrystus, znowu staje się widzialna i wskazuje drogę. Zatem ta gwiazda to droga, droga- Chrystus, ponieważ w tajemnicy wcielenia Chrystus jest gwiazdą, bo „wschodzi z Jakuba, a z Izraela podnosi berło”. Zatem gdzie jest Chrystus, tam i gwiazda, On bowiem jest „Gwiazdą świecącą poranną”. Tak więc wskazuje na siebie swoim własnym światłem”. Wychodzący promień z gwiazdy dzieli się na trzy blaski, wskazując obecność Trzech Osób Boskich w ekonomii zbawienia. Narodzenie dziecięcia jest Teofanią Boga. Na zewnątrz groty usytuowana została Maryja. Jest Ona przyodziana w purpurę, zmęczona po bólach rodzenia, odwrócona plecami do swojego dziecięcia. „Witaj, Gwiazdo, zwiastująca nam Słońce”. To za Nią wzeszła Światłość, którą w skrytości i ludzkiej ograniczoności kontempluje ziemska Matka. Finałem tej ikonograficznej wizji jest spowijająca wszystko radość wypisująca się na twarzach adorujących aniołów. Oni dostrzegają już świat przemieniony. „Jego światłość jest już światłością Paruzji… Ikona objawia wszystkim tę eschatologiczną światłość świętych, jest promieniem Ósmego Dnia, świadectwem rozpoczętej eschatologii” (P. Evdokimov). Niech Chrystus narodzony rozpromieni nasze dusze swoim światłem, abyśmy już widzieli nie jakby w zwierciadle- ale w prawdziwej bliskości- światłości Logosu !

czwartek, 24 grudnia 2020

Jaśnieje już Twoja stajenka, noc nowym rozbłyska światłem, którego nie spłoszy żadna ciemność i które w wierze stale jasno świeci św. Ambroży
MISTERIUM. Bóg stał się człowiekiem ! „Stwórca staje się sercem swojego stworzenia”- jak głosi liturgia bizantyjska. Przedarł ciemność nocy i wyszedł z łona Maryi, stając się Dzieckiem. On został owinięty w pieluszki, aby ludzkość została rozwiązana z więzów śmierci. Przyszedł do nas jako Miłość, abyśmy potrafili kochać. Przyszedł jako Światłość, abyśmy potrafili być świetlistymi. Przedwieczny stał się kruchym i zdanym na los ludzi Pięknem, aby wszystko przeistoczyć w siebie- przebóstwić. Żłób stał się Jego tronem, a grota wypełniona zwierzętami Kościołem najbardziej ubogich prostaczków. W Jezusie uobecniła się czułość Boga wobec świata i każdego z nas. Niech ten czas łaski, będzie źródłem błogosławieństwa i pokoju. Niech stanie się wydarzeniem miłości- dzielonej jak opłatek- dla głodnych, zalęknionych, obojętnych i samotnych. Bądźmy jak pasterze poderwani ze snu; poruszeni intensywnością cudu, o sercach wezbranych od nadmiaru szczęścia. Z darem modlitwy. o. Rafał Szwedowicz z Rodziną

środa, 23 grudnia 2020

Jesteśmy już w bliskości kontemplacji tajemnicy Wcielenia. Na zewnątrz wszystko jest gotowe: wysprzątane mieszkania, przyozdobione domy, choinki mieniące się kolorowym lampkami i wyszukanymi w swoich formach dekoracjami. Zapachy świątecznych potraw z oddali nęcą powonienie i zapowiadają obfitość doznań. Jemioła zdobi odrzwia, a zapach cynamonu i miodu przypomina o słodyczy i temperaturze dobra która zacieśnia międzyludzkie relacje. W wielu domach przez cały adwent żyje się skromniej, rozważniej- narzucając sobie dyscyplinę finansową, tak aby święta były okraszone splendorem i wszystkim w nadmiarze. Ta zewnętrzna otoczka połączona z ckliwą sentymentalnością odziedziczoną pod swoich przodkach, jest wyrazem ciągłości tradycji która zmieszana z nabożnym- religijnym przesłaniem w jakiś sposób czyni ten czas innym- wyjątkowym. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby nie zatracić istoty tego świętowania. Każde Boże Narodzenie jest rodzinną celebracją życia i miłości która przyobleczona zstępuje w nasze życie, wraz z niewinnym Dziecięciem. Wszystkie dziedziny życia: kultura i sztuka, teologia, poezja, czy film- opowiadają o najważniejszej sprawie: Bóg stał się człowiekiem ! Nie są to narodziny wyjątkowego, inteligentnego, czy spełniającego oczekiwania wszystkich dziecka. Choć dziecko to jest wyjątkowe i streszcza w sobie mądrość, do której każdy mozolnie dorasta. To nade wszystko narodziny Boga-Człowieka. „Z miłości do swego ludu Bóg zstąpił z nieba, na ziemi znalazł sobie najniższe miejsce, swą nieskończoność zamknął w maleńkiej przestrzeni tego świata, w ubóstwie i pokorze odrzucił blask swojej chwały, ludziom służył jako niewolnik, a wreszcie stał się uczestnikiem najgłębszego cierpienia swojego ludu…” (Ch. Schonborn). Rozbił swój namiot w sercu świata, aby być rozpoznanym jako samo ofiarująca się Miłość. Paradoksalnie w Jego narodzeniu miesza się ze sobą radość i smutek, przenikanie życia i światłości oraz cień śmierci- obecny w człowieczym nieprzyjęciu Boga i prześladowaniu. Bóg porzucony przez człowieka, to tak silne przesłanie Ewangelii, że poruszony tym św. Franciszek wybiegł na ulice i krzyczał: „Miłość nie jest kochana !”

poniedziałek, 21 grudnia 2020

W Twoim przyjściu, Chryste nasz Boże, Światłości ze Światłości i Ojca odbicie, oświeciłeś całe stworzenie...
Sztuka jest pełna wizerunków wcielonego Boga. Ikonografia dostarcza teologom i humanistom obszerny materiał do badań i kontemplacji. „Poszukując prawdziwego obrazu człowieka, artysta mimo woli znajduje w tym człowieczeństwo Chrystusa”- pisał S. Bułgakow. Przy deficycie słów, spojrzenie staje się aktem świętym, a ikona posługując się stwierdzeniem Pseudo Dionizego Areopagity staje się „widzialnością niewidzialnego.” To, co mnie najbardziej osobiście urzeka- intryguje, są to liczne twarze małego Dzieciątka Jezus nasycone światłością, wyłaniające z się z mroku nocy- szukające tej drugiej twarzy będącej naprzeciw. „Oblicze zastąpione przez Twarz”(G.H. Grudziński). Twarz dziecka rozpromieniona świetlistą aurą- mówi tak wiele- inicjuje wewnętrzny, pozbawiony słów dialog miłości. „Twarz mówi- pisał E. Levians- Mówi w tym sensie, że to właśnie ona umożliwia i rozpoczyna wszelki dyskurs.” Wpatrzone w nas oczy dziecka potęgują moment wyjątkowości, nastrój podniosłego obdarowania i zacieśniają więzi pomiędzy Patrzącym a osobą obdarowaną owym uprzywilejowanym wejrzeniem. W oczach rysuje się krajobraz urokliwego i przeistaczającego zmysły świata Boga. „Twarzyczka dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania”(O. Clement). Na ikonach Jezus ma piękne i duże oczy, są jakby zwierciadłami w których może się odbić strudzone ludzkie życie. „Nie czułem lęku, patrząc na Niego- czytamy w starożytnych Odach Salomona- albowiem On jest miłosierny dla mnie, On przyjął moją naturę, abym Go poznał. On przyjął moje oblicze, abym nie odwrócił się od Niego.” Dlatego na licznych obrazach Maryja proklamuje błogosławione spojrzenie; z nieprawdopodobną czułością spogląda w oczy swego dziecka, dostrzegając w nich piękno już odnowionego świata. Człowiek wiary patrzący w „oczy Boga” zostaje wyzwolony z lęku przed rozpaczą, pustką, unicestwieniem- świadomością śmierci. Pełne zachęty i świątecznego przynaglenia stają się słowa św. Augustyna: „W Jego światłości światło nie podlegające zaćmieniu. Tego światła pragnij, niejako źródła: światła, którego nie znają twoje oczy.” Wyczekują z niecierpliwością Misterium lucis, świetlistego spojrzenia Dziecka upewniającego świat, że ostatnie słowo należy do życia- humanitas Dei, philantropia tou Theou.

niedziela, 20 grudnia 2020

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, Anioł rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie on wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. a oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego».(Łk 1,26-38) Ewangeliczny obraz Zwiastowania towarzyszy mi przez cały okres duchowego przygotowania na przyjście Pana. Adwent to liturgia spotkania i życia- rozgrywająca się w najbardziej intymnej, urokliwej scenerii w której onieśmielona i zaskoczona młoda Dziewczyna, spotyka po raz pierwszy w życiu posłańca Gabriela- trzepoczącego zwiewnie złocistymi skrzydłami (jak to cudownie ukazuje ikonografia Zachodu i Wschodu). Ona niesie w sobie cały rodzaj ludzki, jak mówił o tym Doktor Anielski: „Najświętsza Panna miała wyrazić swoją zgodę w imieniu całej ludzkiej natury.” Zwiastowanie „zbawienia naszego początek” rozpoczyna historię całkiem nowych tropów wiary, zaskakujących sytuacji, które dotąd były w jakimś stopniu intuicyjne i trudne do przewidzenia, a od pierwszej Pięćdziesiątnicy w Nazarecie wszystko staje nowe i zaskakujące; tryskające energiami zstępującego Życia. Bóg okazuje się niezwykle kreatywny w swoich działaniach i tak bardzo przekonujący, że odpowiedź Dziewicy staje się spontanicznie wypowiedzianym hymnem pochwalnym. „Pewnego dnia- napisał B. Pasternak- młoda dziewczyna w milczeniu i w tajemnicy dała życie dziecku, dała światu życie, cud życia, życie wszystkich rzeczy, Tego, który jest Życiem, jak Go później nazwano.” Snując refleksję o Maryi chciałoby się wyobraźnią ogarnąć ten moment i w zachwycie migotliwej chwili poddać się rzece po ludzku ciekawskich pytań. Umysł i serce Maryi bez wątpienia były przepełnione szczęściem i jednocześnie dotknięte ciężarem tak wielkiej tajemnicy. Jej zgoda i natychmiastowe uwielbienie przekracza wszelkie ludzkie przypuszczenia, domysły, gdybania. Miłość, która wypełniła Jej łono stała się źródłem największego zachwytu i spełnienia w Bogu. Odtąd będzie nieść i chronić Cud Życia. „W Zwiastowaniu spełniła się tajemnica przewyższająca wszelki rozum- Wcielenie Boga. Druga Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg, w niepojęty sposób wcielił się w Dziewicę i z purpury krwi Przeczystej utkał swe odzienie: wziął jednak od Niej nie tylko ciało, lecz także duszę i wszystko, co ludzkie. W Zwiastowaniu zaczyna się tkanie purpury ciała Chrystusa, w tym momencie rodzi się Jego człowieczeństwo: Słowo wciela się przez Ducha posłanego od Ojca” (G. Krug). Bóg w tej z najlplastyczniejszej scenie u początku Ewangelii, okazuje się niezwykle hojny w swojej miłości i błogosławieństwie; wypisując w Zwiastowaniu i Wcieleniu najpiękniejszą Ikonę Miłości !

czwartek, 17 grudnia 2020

Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co przemówi do mnie... (Ha 2,1).
Im intensywniej jesteśmy zanurzeni w strumieniu czasu, tym bardziej potrzebujemy pełnego nadziei przesłania o narodzeniu Bogaczłowieka. Świat opróżniony z cudowności, zracjonalizowany, przewidywalny, banalny, posiadający na wszystko gotowe odpowiedzi- potrzebuje oczekiwania na cud. Człowiek nowoczesności jest niezdolny do posługiwania się językiem mistyki, apofatycznego westchnienia, wyobraźni wybiegającej poza horyzont pewności i żaru ognia zapalającego wszystko zewsząd. „On jest słońcem, gwiazdą, ogniem, wodą, tchnieniem, rosą, chmurą, opoką niewzruszoną, kamieniem, jednym słowem wszystkim co jest i niczym z tego co jest”- pisał o Przedwiecznym Pseudo- Dionizy, odkrywając Obecność w świecie. Poznanie przeniknięte pokorą i miłością. „Gdyby świat nie mówił tyle o Tobie- pisał Claudel- moja tęsknota nie byłaby tak wielka.” Chrześcijaństwo spowite jest tęsknotą i wyczekiwaniem; wyglądaniem Światła. Musi w nas zadrżeć cudowna prostota dziecka wypatrującego pierwszej gwiazdy na niebie. Mądrość chasydów powie, że „cud ostatni jest większy niż pierwszy.” Tym cudem jest bezsprzecznie Betlejem w sercu każdego człowieka. Cud przyjścia i nawiedzenia- dostrzeżony wzrokiem, usłyszany uchem, obecny i rozpościerający się w namiocie ludzkiego serca. Przedwieczny z miłości uzewnętrznia się w świecie w kruchej i rozpraszającej ciemność nocy osobie małego Dziecka. Jeśli Bóg nie narodzi się w nas, my sami pozostaniemy obcy dla samych siebie. Samotni wygnańcy na pustyni postnowoczesności ! Miał rację Angelus Silesius pisząc: „Choćby Chrystus tysiąc razy narodził się w Betlejem, ale nie w tobie, pozostaniesz wiecznie zagubiony.” Czekam na Boga mojej tęsknoty- spożytego w noc zstępującego światła !

wtorek, 15 grudnia 2020

Ludziom XXI wieku przyszło żyć w zapętlonej rzeczywistości. Wydawało się, że po okropnościach poprzedniego wieku nasza rzeczywistość będzie się jawić jako świetlista i wolna od dramatycznych wydarzeń. Świat zużyty, zmęczony, przepracowany, zdesakralizowany, zamknięty w kokonie pustki. W miejsce dawnych strachów pojawiły się nowe, trochę innego rodzaju; niszczące nie tyle ciała, co dusze. „Tam, gdzie kończy się Królestwo Boże, natychmiast zaczyna się dżungla moralna”(P. Evdokimov). Zdaje się, że wielu przywykło do nadmiaru wrażeń, bodźców, dźwięków i obrazów obłaskawiających nasze- już aż nadto już wątłe zmysły. Nawet cisza stała się hałasem nie do wytrzymania i jej obecność jest na wagę złota. Ilu to ludzi marzy o starożytnej Tebaidzie mnichów, gdzie zmysły kołysze jedynie wiatr i muzyka piasku. Również pandemia obnażyła cały szereg chowanych głęboko pod powierzchnią lęków. Przed rozpaczą już nie będzie ratował aktywizm i kreatywność, ponieważ wielu zostało poddanych izolacji. Przestaliśmy czuć pod nogami grunt, musząc zmierzyć się ze sobą i sytuacją w której śmierci nie można pominąć- zlekceważyć. Człowiek cierpi już nie tylko w błyskotliwej literaturze zapisującej ludzkie perypetie, dylematy i kruche zrządzenia losu. Nie trzeba czytać Camusa, Kafki, Orwella, czy Sartra, aby zrozumieć że jesteśmy istotami tragicznymi- podszytymi strachem, samotnością, jak również rozpaczą. W jednej ze sztuk Samuela Becketta pada lapidarne stwierdzenie: „Cały świat śmierdzi trupem.” Czujemy jej odór ze szpitalnych sal i zapieczętowanych szczelnie niczym grób mieszkań w których uchodzi z ciał ostatnie już tchnienie życia. Śmierć gra z nami w ruletkę, a każdy dzień jest wyczekiwaniem jutra wolnego od przymusów. Widmo choroby i śmierci nakłada się na czas chrześcijańskiej tęsknoty i nadziei- Adwentu. „Bez tajemnicy życie byłoby nie możliwe do oddychania”- pisał G. Marcel. Żyjemy dzisiaj w epoce zapomnienia o Bogu; wykadrowania- usunięcia Go z annałów historii, życia i moralności. Mądrość żydowska powie, że „Bóg stworzywszy świat i człowieka, ukrył się, dobrowolnie się wycofał, umniejszył samego siebie, żeby zrobić miejsce dla ludzkiej wolności.” Święty Ignacy z Antiochii zostawia jeszcze głębsze przesłanie: „Ten, który zna Chrystusa, potrafi zrozumieć Jego milczenie.” Wiele spośród dawnych obrazów Boga rozpadło, a tradycyjne dowody na istnienie Boga straciły dużo ze swej siły przekonywania właśnie dlatego, że nie możemy skopiować poprzednich odpowiedzi, ponieważ tamte pytania- tych innych ludzi- zwracały się do innego świata. Tylko jedno się nie przedawniło, mianowicie bagaż fundamentalnych pytań o które musi się rozbić każda refleksyjna istota: „Kim jesteśmy ? Skąd przychodzimy ? Dokąd idziemy ? Na co czekamy ? Co nas czeka ? Ilość tych pytajników świadczy o tym, że człowiek wyrywa się powierzchowności i banalności, oscyluje ku czemuś lub Komuś. W tym świecie który przemija, ludzkość jest skazana na spotkanie z Tym, którego wycofuje (wypiera) ludzka wolność. „Człowiek jest skazany na wolność,” jak powie Merleau – Ponty, jest skazany na sens, zostaje zaproszony do wejścia w przestrzeń zawierzenia i ufnej wiary. W Chrystusie Bóg dociera do naszej otchłani, a Jego światło zaczyna rozpraszać zalegające zewsząd ciemności. Przychodzi do tych, których najbardziej wątła jest dusza i umysł; którzy przeżywają zator miłości. Do pozbawionych nadziei. Czekamy na Święta ! Czekamy na kolejny cud Życia, aby rozerwał nasze łańcuchy śmierci, stając się wolnością i uzdrowieniem. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia śmierć”(św. Grzegorz z Nyssy).W ten sposób „pamięć o śmierci” staje się „pamięcią o Bogu”- Życiu, które powiła Maryja i złożyła w ciemności groty.

niedziela, 13 grudnia 2020

Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała (J 1, 26- 27).
Gaudete- adwentową liturgię tęsknoty przeszywa już drżenie radości z bliskości nadejścia Zbawiciela. Otwierają się niebiosa, a Przedwieczny w swojej odwiecznej miłości zstępuje przez szczelinę czasu i życia, stając się Emmanuelem- Bogiem z nami. Jak powie św. Leon Wielki „Zniżył się z powodu naszej słabości do niezdolnych Go pojąć i pod osłoną ciała ukrył blask swego majestatu, bo wzrok ludzki byłby go nie wytrzymał.” Podekscytowany Jan Chrzciciel „głos na pustyni” w swojej ujmującej pokorze wyciąga dłoń i wskazuje na Chrystusa, proklamując tym samym nastanie czasu pokoju- szalom. Wszystko wydaje się takie spełnione, bliskie i nieprawdopodobne. Objawia się Boża czułość i filantropia miłości. Figury i proroctwa spełniają się w Nim i dopełniają nawzajem. Za kilkanaście dni w wigilijny wieczór i noc pełną łaski, Bóg w misterium liturgii przyjdzie jako człowiek i objawi po raz kolejny swoją miłość do ludzi w postaci Dzieciątka. Król bez domu - przyjdzie w słabości i bezsile, a nawet wzgardzie i opuszczeniu- jakby ukryty; dając światu lekcji największej pokory. „Zrozumieć to już kochać”- rozmyślał Bernanos. W mądrości chasydów pojawia się kluczowe pytanie: „Gdzie mieszka Bóg ? Na, co odpowiada mędrzec: „Bóg mieszka wszędzie, gdzie się Go wpuści.” Po drugiej stronie naszej rzeczywistości oczekiwania, rozgrywa się również napięcie i walka. Na zewnątrz świat wydaje się aż nazbyt zapracowany, zabiegany i poddany rygorowi konsumpcji, czy infantylnej dziecięcej romantyki. Brak nadziei wypełnia usta i serca nicością, a pustka zostaje przytłumiona sprawami tego świata. Zakupy stanowią w wielu przypadkach kompensację duchowej pustki. Mamią nasze zmysły kolorowe neony, gadżety i przedświąteczne promocje. W tym wszystkim nie ma nawet cienia dawnej kultury religijnej, spowitej modlitwą i szczerym uśmiechem rzeźbiącym ludzkie oblicza. Wielu próbuje wymknąć się Życiu, biegnąc bezmyślnie w ramiona „śmierci.” Po za imitacją sielankowej atmosfery rodzinnej, dewastującym „bogiem świąt” staje się pieniądz, czyniący z przygotowania do najważniejszego chrześcijańskiego święta- tkliwe i groteskowe wydarzenie dla naiwnych. Wtedy powstaje pytanie: Po co mi te wszystkie dobra ? czy one dają mi szczęście ? Jak zauważył Dostojewski, świat może zginać nie z powodu wojen, ale z powodu nudy, kiedy z ziewnięcia ogromnego jak świat wyskoczy diabeł zamętu. Demon jest największym mistyfikatorem i próbuje skutecznie popsuć nam to świętowanie. Pomimo tych licznych wabików i pułapek, chrześcijaństwo heroicznie proklamuje odważnie dynamizm życia i świadomość przejrzystości. „Być chrześcijaninem, starać się nim być, to znaczy przyjąć największy cud- Wcielenie”(O. Clement). W ten sposób cywilizacja pustki, bezsensu i nerwowego pośpiechu, zostaje przezwyciężona świadectwem ewangelicznych pasterzy poderwanych w nocy i biegnących za znakiem gwiazdy. Niech w nas pulsuje pytanie świętego Augustyna: „Gdzie jest we mnie to miejsce, do którego mogę Cię, zaprosić, mój Boże.”

piątek, 11 grudnia 2020

Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej
- to tytuł genialnej i zdaje się bardzo na czasie książki profesora Wojciecha Roszkowskiego, której to wciągająca i kilkudniowa lektura sprowokowała mnie do nakreślenia garści słów odnoszących się do kondycji współczesnej kultury. Z opasłego i wielowątkowego dzieła humanistyki, szczególną uwagę chciałbym zwrócić na rozdział trzynasty, opatrzony znamiennym nagłówkiem Kultura na manowcach. Na moim blogu wielokrotnie próbowałem już opisywać symptomatyczne zjawiska na polu kultury (tzw. Atrofii artystycznej kreatywności) - zawężając najczęściej do obszaru sztuk plastycznych. Bez wątpienia taką jednostką chorobową toczącą język artystycznej wypowiedzi jest zjawisko „transgresji”- czyli przesuwania, przekraczania granic, czy przełamywania barier. „Wiek XX był okresem dekadencji kulturalnej. Bohaterem kultury stawał się coraz częściej człowiek, który „przełamuje bariery” dotychczasowych wartości, ale nie proponuje nowych lub w ogóle nie widzi sensu życia. Szokowanie widza stało się ulubionym zajęciem artystów kultury „wysokiej” podobnie jak popkultury, przy czym granice miedzy nimi stopniowo się zacierały.” Wobec tych zjawisk- konstatuje Roszkowski- „napotykając wytwory współczesnej sztuki „wysokiej” przeciętny zjadacz chleba często wzrusza ramionami lub stuka się w czoło. Podświadomie przykłada bowiem do nich kryterium piękna lub użyteczności. Pojęcie piękna zostało doszczętnie zrelatywizowane, a nawet obrzydzone.” Mamy do czynienia ze zjawiskami w ciele sztuki, których ideowym zapleczem jest pseudointelektualny i mętny bełkot wyniesionych na piedestał liberalnej myśli, „uczonych” takich jak Jacques Derrida, Theodor Adorno, Jurgen Habermas i Michel Foucault- których tok myślenia można streścić pojęciami: szaleństwa, relatywizmu, retrybucji, reprodukcji, dekonstrukcji i nicości. Już przedstawiciel rewolucyjnej elity ideowych szermierzy nowego porządku w kulturze Jean Baudrillard w Systeme des object, osobiście obnażył intencje tych rozlicznych działań: „Największa część sztuki współczesnej usiłuje przyswoić sobie banał, śmieć, miernotę jako wartość i jako ideologię.” Cóż za szczere wyznanie ! Do tej trzeźwej oceny dołączam ciągle świeże spostrzeżenie Ryszarda Przybylskiego: „Większość obrazów, które powstały w drugiej połowie XX wieku, ukazuje materię w hańbie konwulsyjnego konania. Jest to niewątpliwie znak czasu, może najbardziej wymowny i przejmujący. Homo faber, człowiek poszukuje dobra, doprowadził nareszcie swoją działalność od absurdu, otwierając tym samym paradoksalny okres historii: efektem jego mądrości tworzenia stało się tylko głupie niszczenie. Im wyżej szybuje jego myśl, tym niżej upada jego dusza.” I choć wcześniejsze dzieła futurystów, a przede wszystkim dadaistów, charakteryzowały się tendencją samozniszczenia i tymczasowości, jednak dopiero z pojawieniem się sztuki informel estetyka destrukcji osiągnęła swój zenit. Ten rozpad kultury przesuwa swoje granice i ciągle żywo stymuluje nowoczesne popisy kreatorów „sztuki wolnej” - przełamującej społeczne tabu. Socjolog Nathalie Heinich skonstruowała niezwykle trafną diagnozę tego problemu: „w rozgrywce sztuki współczesnej w sztukach plastycznych, bierze udział trzech partnerów. Z przekraczania granic przez artystów, negatywnych reakcji publiczności i usystematyzowania przez specjalistów rodzą się trochę bardziej prowokacyjne propozycje, bardziej gwałtowne sprzeciwy i coraz bardziej zdumiewające instytucjonalizacje.” Jawi nam się na horyzoncie obraz sztuki uwolnionej od przeszłości, której liczne eksperymenty są otoczone parasolem ochronnym kurateli, czerpiących z tego obfite profity. Powiem dosadnie, komuś bardzo zależy, aby wytwory tzw. „antysztuki” poszerzały zakres odziaływania. Czy kultura wyjdzie z tego dramatycznego impasu, pozostaje ciągle pytaniem otwartym. „Wszystko, co wielkie, ginie, jeśli ci, którzy je dziedziczą, są mali”- pisał O. Spengler, i trochę miał rację. Mam nadzieję, że dokonania całych wieków, proklamujących w licznych dziełach siłę piękna, nie przejdzie ostatecznej agonii rozkładu. Na sam koniec pragnę przytoczyć odpowiedź na pytanie, czym jest kultura, wybitnego uczonego o. Pawła Floreńskiego: „Słowem tym określamy wszystko to, co zostało stworzone przez ludzkość, zarówno pokojową konferencję w Hadze, jak i trujące gazy; Czerwony Krzyż, jak i oblewanie się nawzajem strumieniami żrących płynów; […] Ewangelię św. Jana, jak i satanistyczną ewangelię Pike’a; Notre Dame i Moulin Rouge. W jaki sposób można na płaszczyźnie kultury odróżnić Kościół od szynku lub umiejętność posługiwania się wytrychem od respektowania przykazania „nie kradnij,” które też jest własnością kultury ? Jak na tej płaszczyźnie odróżnić Wielki kanon pokutny św. Andrzeja z Krety od dzieła Markiza de Sade ? Wszystko to istnieje jednocześnie w kulturze. Chcąc ją ocenić trzeba zatem wyjść poza jej granice i znaleźć kryteria, które są wobec niej transcendentne. Jeżeli pozostaniemy wewnątrz kultury, będziemy musieli przyjmować je w całości, taką, jaką ona jest. Inaczej mówiąc, będziemy musieli ją traktować jako ostateczne kryterium wszelkich wartości, a co za tym idzie- ubóstwić siebie samych jako twórców kultury.” Obyśmy nie ubóstwili miernych twórców i ich „kultury” w zsekularyzowanym świecie. Abyśmy śmieci nie przedłożyli nad dzieła naprawdę wielkie i ponadczasowe !

czwartek, 10 grudnia 2020

Więc odkupieni przez Jahwe powrócą i przybędą na Syjon z radosnym śpiewaniem, ze szczęściem wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście; ustąpi smutek i wzdychanie (Iz 51, 11).
Prorok Izajasz jest wielkim wizjonerem przyszłości, której finalnym akordem będzie szczęście spotkania z Bogiem. „Historia jest rozwinięciem sieci wieczności w doczesnych i przemijających oczach”(L. Bloy). Zbawiciel przedziera się przez „piekło” nowoczesnego świata i wszystko napełnia sensem- nową racją istnienia. Nie bez przyczyny starożytny pisarz Tertulian apelował o intensywność tęsknoty, mówiąc: „Z modlitwą oczekujemy trąby anioła.” Adwent zwiastuje Bogaczłowieka- Chrystusa- „Krainę żyjących.” On jest Tym, który przez swojego Ducha przemienia „kamienne serca” i otwiera oczy na wizję świata przeobrażonego. „Człowiek należy do głębi wieczności”- pisał M. Bierdiajew. Nieustanna bliskość Boga uśmierza „bunty mas” i wątpliwości piętrzące się w sercu jednostek. „Gdyby nie było Boga, świat byłby skandalem”(C. Caretto). Głębia wiary- niczym gwałtowny powiew wiatru jest wstanie poruszyć nawet tych, którzy z wielką łatwością niosą w sobie pragnienie urządzania życia na ziemi bez Boga. Samotność i niewiara człowieka zostaje od wewnątrz zdetonowana siłą zstępującej i proklamującej wieczność światłości. Ignorancja naznaczona chronicznym powątpiewaniem umysłu zostaje ogrzana promieniami wstępującego Słońca, które odbiera ludzkim słowom siłę negacji i buntu. „Przyjdź i zamieszkaj w nas”- woła Kościół w tym czasie tęsknoty. Pewien zakochany w Bogu szaleniec wypowiedział niezwykle poruszającą modlitwę pragnienia: „Oby wszyscy zostali zbawieni, aby cała ziemia została zbawiona.” Poeta i mistyk Robert Herrick również w niezwykle plastyczny sposób oddał tworzywem słowa zstępującą przyszłość: „A wtedy zobaczę wszystkie epoki tonące w morzu Wieczności bez dna. Tam już nigdy księżyc nie zawładnie gwiazdami. A noc zatonie w nieskończoności Dnia.” Adwentowa liturgia wyzwala nas z ciążenia czasu; otwiera przestrzeń wiary i nadziei. W tych antycypacjach następuje już przejście od świata który jest naznaczony grzechem i śmiercią, ku Życiu które niesie pod swoim sercem piękna Dziewczyna z Nazaretu.

środa, 9 grudnia 2020

W Adwencie nie sposób pominąć najważniejszej postaci jaką jest Maryja. Jej obecność wyzwala w wierzących powszechną radość i szacunek, a w tych którzy ocierają się tylko o chrześcijaństwo, pełne ludzkiej ciekawości- swoiste zauroczenie. Jej subtelne i nakreślone czułością oblicze odcisnęło się w licznych traktatach teologicznych, dziełach kościelnej sztuki i muzyce. Słowo i obraz konkurując ze sobą, a niekiedy dopełniając w interesującej koniunkcji próbowały zedrzeć welon z głowy świętej Niewiasty i zobaczyć Jej ludzkie- piękne rysy. Maryja „Przybytek boskości”- kobieta, której całe jestestwo zostało przebóstwione i naznaczone pomysłem Najwyższego. „Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i wyraźnie objawić aniołom i ludziom moc swojej sztuki, Bóg naprawdę uczynił Maryję wszech-piękną. Połączył w Niej piękno częściowe, które rozdał innym stworzeniom, i ustanowił Ją wspólną ozdobą wszystkich istot widzialnych i niewidzialnych; albo raczej, uczynił z Niej jakby mieszaninę wszystkich Bożych doskonałości, anielskich i ludzkich, piękno wzniosłe, zdobiące owa światy, wznoszące się z ziemi aż do nieba i nawet przewyższające niebo” (św. Grzegorz Palamas). Tylko liturgiczny i pełen ekscytacji język jest wstanie przybliżyć się do wypowiedzenia czegoś sensownego o najszlachetniejszej z córek Ewy. „Bramo Zbawienia świata, w Twoim łonie Bóg został dobrowolnie uwielbiony i Ojciec nasz całkowicie odnowił cały wszechświat”- wyśpiewuje Kościół Wschodni. Dając swoje ciało Chrystusowi Jego Matka wchodzi w najgłębszą i niewypowiedzianą bliskość. W ilu to tytułach i podniosłych słowach próbował Kościół wyartykułować zasługi Bogarodzicy. „Matka dobrego Pasterza, złoty świecznik, świetlista chmura, wyższa od Cherubinów, żywa arka, wspaniały tron Pana, pełne manny naczynie, ożywcza niwa Słowa, ucieczka wszystkich chrześcijan !”(św. German). Mówiąc o Maryi i sięgając jednocześnie do skarbca sztuki, to największe wrażenie wywołuje we mnie mozaika Hodegetrii w apsydzie największego kościoła epoki konstantyńskiej Hagii Sophii. Spokojna i pełna niezwykłej harmonii, tronująca Basilissa i Theotokos- Królowa, wprowadza każdego oglądającego w misterium Jej Syna. „Jej oczy otwarte na nieskończoność są również skierowane do wnętrza… Oczy te pełne są litości tak wielkiej jak niebo” (P. Evdokimov). Boże Dziecię siedzące na kolanach Matki zdaje się jakby przetarło szlak boskiej Chwały, rozdarło niebiosa niczym snop światła i odnalazło błogi spokój w sercu sanktuarium. Anonimowy autor średniowieczny dotknął słowami to do czego prowadzi ikonograficzna wizja: „Słońce wysoko się wzbija, porusza się szybko, ma miły wygląd, rzuca wokół promienie. Podobnie jest z Tobą… Ty bowiem, Pani, wysoko zostałaś wyniesiona, daleka jesteś od grzeszników. Złożyłaś swe gniazdo na niedostępnych miejscach nieba, swe serce zwiesiłaś na owym najczystszym świetle i nie wpisanym w początku wszystkiego, orlim wzrokiem wpatrując się w Boga Ojca świateł, w płonącym pragnieniu wielbiąc tajemnicę, wydając ogień miłości i pobożności, pijąc z potoku boskiej rozkoszy i wewnętrznej słodyczy… Wszelkie dobra, które najwyższy Majestat postanowił uczynić, Twym rękom zlecił”. W utworze Hagia Sofia o. Tomasz Merton poetycką prozą wymalował Jej nadzwyczajną kobiecość: „Bóg wkracza w swoje stworzenie. Dzięki Jej mądrej odpowiedzi, dzięki Jej posłusznemu zrozumieniu, dzięki słodko uległemu przyzwoleniu Sofii, Bóg bez żadnego hałasu wkracza do miasta zbrodniczych ludzi. Ona koronuje Go nie tym, co chwalebne, lecz czymś większym niż chwała: a rzeczą większą od chwały, jest słabość, nicość, ubóstwo”.

niedziela, 6 grudnia 2020

Rozszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego mieszkania, nie krępuj się, wydłuż sznury, wbij mocno twe paliki ! (Iz 54, 2).
Wędrówka do miejsca serca- przestrzeni zamieszkanej- namiotu w który zstępuje Obecność. Człowiek współczesny przestał rozpinać namiot swojej wiary; porzucił troskę o świątynię- miejsce epifaniczne. Porzucił postawę zdumienia... Żyje na powierzchni samego siebie, przestając odczuwać powiew wolności i wyczekiwać dnia w którym jałowa pustynia świata, stanie się na powrót miejscem błogosławieństwa i pokoju. Czasami ucieczka z dusznego miasta stanowi zerwanie ze wszystkim, co przeszkadza spotkaniu. Już Eliade uważał, że od najdawniejszych czasów ludy tęsknią za utraconym rajem. Zaspokajają pragnienie swych serc wznosząc świątynię albo przynajmniej wydzielając jakieś święte miejsce, najczęściej tam, gdzie dokonało się objawienie wyższego świata, albo tam, gdzie człowiek wierzył, że przeżył coś cudownego. Cywilizacja w której przestajemy szukać Boga i domagać się Jego obecności, staje się przestrzenią licznych lęków, obsesji, obojętności, przemocy, słów i gestów pozbawionych sensu. „Kiedy wygasa wiara, Bóg umiera i staje się czymś zbędnym”(A. Exupery). Chrześcijaństwo jest religią przemienionego człowieczeństwa i nadziei. Pomimo ospałości i duchowej zimy, On przychodzi ! „Cały dramat dziejów rozgrywa się między darem a przyjmowaniem, czyli między gorącym umiłowaniem człowieka przez Boga a tęsknotą człowieka za Bogiem”(J. Corbon). Nowina o przyjściu Chrystusa kryje w sobie głębokie treści egzystencjalne i teologiczne. Wieść o Jego nadejściu urzeczywistnia radość; życie przeciętne i szare, staje się liturgią- Świętem ! Kroki przychodzącego Mesjasza ożywiają pustynię, z pod warstw piasku i śmierci, rodzi się życie. Wszystko wokół staje się nowe, dziewicze, odnowione, transparentne. Nowina, która scala to, co rozbite i kieruje spojrzenie na sprawy najwyższej wagi. „To czas odrodzenia- chcemy odrodzić się dla nieba ! To jest czas powtórnego ukształtowania- chcemy przyjąć pierwszego Adama (Chrystusa).Nie chcemy pozostać tym, czym jesteśmy, lecz stać się tym, czym byliśmy. Czy widzicie moc tego misterium- pytał św. Grzegorz z Nazjanzu. Adwent jest dla chrześcijan pobudką i przebudzeniem neptków. „On, który był od początku, objawił się jako nowy, okazał się pradawnym i rodzi się zawsze młody w sercach świętych”- czytamy w starożytnym Liście do Diogeneta. Przez całą historię zbawienia Duch Święty rzeźbi ludzkie wnętrza, naciąga płótna namiotów- czyniąc z nich Betlejem w którym „Słowo, staje się Ciałem.”

sobota, 5 grudnia 2020

Jutro w kalendarzu przypada dzień wspomnienia świętego Mikołaja (gr. Nikolaos, ros. Nikolai ). To radosne święto dzieci. Również mój synek Serafin jest cały podekscytowany możliwą wizytą gościa przynoszącego podarunki. Nad jego łóżeczkiem znajdują się dwie szczególne ikony- świętego Mikołaja i Serafina z Sarowa. Piękna postać, wokół której narosło tak wiele urokliwych i ciągle żywych w kulturze tradycji. Obdarowywanie prezentami jest echem pewnej legendy związanej ze świętym który miał rzekomo uratować trzy dziewczęta od prostytucji, podrzucając im do domu trzy złote kule na posag, dzięki czemu mogły wyjść za maż. Stąd w tradycji utrwalił się zwyczaj obdarowywania prezentami. Dzisiaj również dorośli odkrywając w sobie promyki wspomnień z dzieciństwa, próbują przeżywać radośnie ten dzień jako moment wzajemnej wdzięczności w postaci drobnych prezentów. O czekoladowych lub lukrowanych pierniczkowych mikołajach i drobnych upominkach pod poduszką marzy każde dziecko, a i dorosłym potrafią się zaszklić ze wzruszenia oczy. Święty Mikołaj Cudotwórca czy Mikołaj komercyjnej rozrzutności ? Obecnie w kulturze europejskiej zatarła się bardzo mocno prawda o prawdziwej postaci Biskupa z Miry, stolicy Licji w Azji Mniejszej (IV w.) na rzecz starszego- lekko głupiutkiego i humorystycznego starszego pana rozdającego dzieciom prezenty i przyodzianego w czerwony kubrak z białym futerkiem. W czasach walki z Kościołem i ateizacji zastępowano świętego „Gwiazdorem” czy „Dziadkiem Mrozem.” Dziś jest to symbol marketingowej zachęty do robienia zakupów. Nastąpiło zlaicyzowanie postaci świętego na rzecz urokliwego i lekkostrawnego dobrodzieja, wyrywając go z chrześcijańskiej tradycji i właściwej mu roli duchowego przewodnika, wrażliwego pomocnika i skutecznego wstawiennika u Boga. Myślę, że warto odfałszować osobę poczciwego i barwnego duchowo Mikołaja. U naszych wschodnich sąsiadów Rosjan święty Mikołaj obok Najświętszej Maryi Panny jest najbardziej czczonym świętym. Ludzie są tak bardzo zakochani w jego osobie, że widnieje jego wizerunek na każdej ikonie zdobiącej wnętrze cerkwi i domowego modlitewnego kąta. Stare ruskie przysłowie powiada, że „nawet gdyby Bóg zniknął któregoś dnia, zawsze mamy świętego Mikołaja.” Ikony stanowią niezwykle autentyczny przekaz o człowieku szlachetnym, dobrodusznym i wypełnionym na wskroś miłością do Boga i człowieka. Imię Mikołaj oznacza dar przekonywania ludu (gr. nikło- tłumaczy się tyle co przekonywać, interweniować za kimś ). Tymczasem w starofrancuskim mire znaczy Tyl co lekarz, i to może tłumaczyć znaczenie określenia cudotwórca. Philippe Walter badacz średniowiecznych legend i podań, przywołuje opowiadanie w którym pewien rycerz wracając z krucjaty, zabrał z Bari palec świętego Mikołaja. Relikwia przyciągała do Lotaryngii, do Saint-Nicolas- de Port nieopodal Nancy, wielu pielgrzymów. Ów cudowny palec (jako uzdrawiająca od chorób relikwia) wpisuje się w kontekst licznych wierzeń, które odnajdujemy dzięki niektórym nazwom związanym z osobą biskupa Mikołaja. W tradycji chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu św. Mikołaj cieszył się wielką estymą; był czczony wśród ludu prostego i przenikniętego pierwiastkiem wrażliwej uczuciowości wiary. Święty uważany za opiekuna nie tylko ludzi, ale również i zwierząt. Jest patronem dziewcząt pragnących wyjść za maż, kobiet oczekujących potomstwa, ludzi zajmujących się różnorodną profesją: żeglarzy, kupców, młynarzy, pasterzy, rybaków, pielgrzymów. Zwracano się do Niego o ochronę w chwilach niebezpieczeństw, a szczególnie w czasie podróży, czy pątniczego szlaku. Najstarsza ikona z jego wizerunkiem pochodzi z końca X wieku- jest proweniencji bizantyjskiej i znajduje się w klasztorze świętej Katarzyny na górze Synaj. Widnieje na niej święty jako starszy mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, z wysokim czołem „łysy starzec, o zaokrąglonej brodzie”(Hermeneja). Najczęściej ukazywany jest w szatach biskupich z charakterystycznym atrybutem jakim jest trzymana w dłoni księga Ewangelii. Święty ukazywany jest w dwóch wariantach ikonograficznych- całopostaciowo lub półpostaciowo w formie popiersia. Nawet gdybyśmy odmitologizowali św. Mikołaja z wielu legend które narosły przez wieki wokół jego osoby, to i tak będzie promieniowała dla wierzących postać człowieka napełnionego Bogiem i dobrocią do świata. Wyobraża on ludzkie ojcostwo, którego najpiękniejszym darem jest miłość i czuła troska. Kończę to rozważanie fragmentem Stichiry ku czci świętego Mikołaja. „Tym, którzy w wierze i miłości. Zawsze czczą Twoją sławną pamięć. Rozwiązujesz biedy, napaści i nieszczęścia, ojcze, twymi modlitwami do Boga.”

piątek, 4 grudnia 2020

Adwent to wydarzenie w którym dotykamy również niematerialnych elementów rzeczywistości- myślę w tym miejscu o świetle. „O, wieczne przesilenie, kiedy dzień się kończy ! O, światłości południa, o, słodyczy wiosny, o, piękno letnie, o, urodzaju jesienna, o, wypoczynku i wolnym czasie w zimie”(św. Bernard). Chrześcijaństwo od samego początku doskonale rozumiała i zgłębiało poetykę światła. Nie chodzi o elektryczne- sztuczne światło, ale to, które zostaje odebrane od świecy lub lampki oliwnej. W tym czasie tęsknoty częściej zapalamy świece, nie tylko aby uchwycić inną rzeczywistość; wraz z rozbłyśnięciem płomienia chodzi o poczucie ciepła, bliskości, pokoju wewnętrznego. Światło świecy jest łagodne, przyciągające, delikatnie modelujące cały wieloraki świat przedmiotów wśród których żyjemy. Dom napełniony światłem świecy nabiera duszy, chce się w nim przebywać, zadumać, oddać kontemplacji, zatopić w ciszy. Światło sztuczne dokonuje całkowitej inwazji na pomieszczenie (zatapia je w chłodzie), a to które płonie na knocie świecy, punktowo rozświetla kontury świata wydobywając obrazy rzeczywistości na który wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. „Są oczy, które otrzymują światło i są oczy, które je dają”- twierdził P. Claudel. Według starej tradycji żydowskiej pierwszy ogień- a tym samym światłość, wydobył praojciec Adam za pomocą dwóch kamieni żarzących, które ponoć wskazał mu Bóg. W Księdze Rodzaju czytamy że „na początku” stworzył Bóg niebo i ziemię, a nad wodami panowała ciemność. Ale nie chciał pozostawić świata w takiej ciemności, wtedy rzekł: „Niechaj się stanie światłość ! I stała się światłość. Bóg widząc że światłość była dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nocą” (Rdz 1,3-5). Pewnie można na temat światła podejmować mnóstwo naukowych- fizykalnych dyskusji, to nie ulega wątpliwości że światło pozostaje tajemnicą Stwórcy, a jednocześnie stanie się charakterystycznym elementem opisującym Jego istotę. „Nowiną którą usłyszeliśmy od Niego i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo…” (1J 1, 5-7). Światło jawi się jako najbardziej niematerialne zjawisko z całego stworzenia, a jednocześnie stanowi tak wymowny symbol duchowości Boga. On jest „światłem okryty jak płaszczem” (Ps 104,2); „On zamieszkuje światłość niedostępną” (1 Tm 6,16). Dlatego starożytni chrześcijanie syryjscy umieszczali greckie słowa światło i życie, nadając im postać krzyża, umieszczali ten znak nad drzwiami swych domów jako imię Boże, które miało wypełniać dom łaską błogosławieństwa. Dzięki posłaniu wiecznego Słowa na ziemię, sam Bóg- Człowiek, Światłość ze Światłości, stał się „światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,9). W Starym Testamencie było ono ukryte pod imieniem „Mądrości”, która była „odblaskiem wiecznej światłości” (Mdr 7,26). Prorocy rozpoczynając historio-zbawczy adwent, przepowiadają „światłość wielką” (Iz 9,1 ) za którą tęskni ludzkość przebywająca „w mroku i cieniu śmierci” (Łk 1,76). Gdy przyszedł na ziemię, starzec Symeon pozdrawia Go jako „światło na oświecenie pogan” (Łk 2,32), a Chrystus potwierdza te słowa: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). To światło jest obecne w każdym wierzącym wraz z aktem przyjęcia chrztu. Dlatego pierwszych chrześcijan nazywano oświeconymi, lub niosącymi światłość. „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości ! (Ef 5,8). „Światło jest elementem, w którym toczy się życie chrześcijanina i się wypełnia”. Światło adwentowego wieńca który zapalmy odmierzając czas nadejścia Dziecięcia Jezus. Światło świecy roratniej symbolizujące Maryję niosącą w swoim łonie Światłość Światłości- Emmanuela. W końcu świece wotywne które zapalmy w naszych domach są niczym innym jak przypomnieniem tej wielkiej katechezy w której Bóg zaprasza nas do uczestniczenia w światłości, i bycia światłem dla innych. Światło świecy powstaje wtedy, gdy spala się wosk lub parafina. Jest to obraz naszej miłości, która się wyniszcza użyczając innym ciepła i światła. To piękne człowieczeństwo rozświetlone miłością Boga. „Świeca zbudowana jest z dwóch elementów: z płomienia, symbolizującego to, co duchowe, wznoszącego się do góry, do nieba. O mnichach żyjących na pustyni opowiadano, że ich palce podczas modlitwy stawały się płomieniami. Tak też płonąca świeca jest obrazem naszej modlitwy. Drugim elementem świecy jest wosk, który się spala. Dla pierwotnego Kościoła świeca była symbolem Chrystusa, który jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Wosk jest symbolem Jego ludzkiej natury, którą przyjął z miłości do nas. Płomień to symbol Jego boskości”. Świecie zapalone w adwencie i w czasie Bożego Narodzenia odsyłają naszą pamięć ku tajemnicy Wcielenia. To światło musi zapłonąć w nas, rozpromienić nasze smutne twarze, rozgrzać zimne serca, uczynić ciepłymi dłonie w geście ofiarującej miłości. „Wpatrujemy się w jasność Pańską niby w zwierciadle”. Ta światłość rozbłyśnie w noc Jego narodzenia, strumień światła niczym kolumna ognia wtargnie, rozproszy mroki nocy, rozświetli grotę, rozpali nasze serca i dokona iluminacji Małego Dzieciątka- Słońca które wzejdzie dla nas.

wtorek, 1 grudnia 2020

Mieszkanie moje rozbiorą i przeniosą ode mnie jak namiot pasterzy (Iz 38,12).
Tylko człowiek zaglądający głęboko w oczy śmierci, potrafi z dozą tak wielkiego realizmu i dystansu spojrzeć na własne życie. Życie przyrównane do namiotu nomady- strudzonego wędrowcy- zostaje zabrane i rozbite w innym miejscu. Jaki spokój rezonuje z tak utkanych słów, jakby nowy namiot spotkania z Obecnością, był wyczekiwaniem największego i wieńczącego wszystko szczęścia. „Nasz Bóg jest w górze, jest przed nami, w oczekiwaniu na spotkanie”( św. Izaak z Niniwy). W pieśni króla judzkiego Ezechiasza, wyczuwamy ton spokojnego i rozważnego zrewidowania własnego życia w sytuacji zbliżającej się śmierci. „Życie człowieka zostaje podporządkowane przyśpieszonemu czasowi. Żadna chwila nie ma wartości i pełni w sobie, nie można się w niej zatrzymać, powinna być jak najszybciej zastąpiona przez następną chwilę”- pisał M. Bierdiajew. Człowiek staje się kapłanem własnej śmierci. Istotą wychyloną ku zmartwychwstaniu i nowemu miejscu zamieszkania. Nie bez przyczyny święty Paweł szkicuje obraz człowieka, który w swoim adwencie za Panem chciałby swój ziemski namiot zastąpić na „nie ludzkimi rękami zbudowany dom w niebie. Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie, aby to co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie”(2 Kor 5,1-4). Tylko pełna nadziei i zdumienia eschatologia próbuje wertować Księgę Życia, aby dostrzec na jej marginaliach kontury wieczności za horyzontem naszego ograniczonego percepcyjnie „tu i teraz.” W powieści Lilith George MacDonald konstatuje: „Będziesz martwy, dopóki wzbraniasz się przed śmiercią.” Pomimo tego, że filozofowie dogłębnie toczą dyskurs nad poznaniem śmierci, żmudnie forsując umysły, to i tak chrześcijaństwo poprzez mgły wskazuje drogi ku życiu. „Koniec jest tam, skąd zaczynamy”(T.S. Eliot). Taka perspektywa wymaga dojrzewania i ostrości spojrzenia. Wiara potrafi wypełniać wąwozy pustki; przerzuca pomosty nad otchłanią rozpaczy; unosi na skrzydłach ku nieodkrytym dotychczas szczytom. Ujęły mnie przeczytane przed laty słowa Bernanosa: „Kiedy zbliżamy się do końca nocy, spotykamy kolejny świt.” Adwent to świt !

niedziela, 29 listopada 2020

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby się włamać do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie…(Mt 24,42-51).
Chrystus tak wiele razy na kartach Ewangelii zaprasza swoich uczniów do czuwania. W chwilach ważnych decyzji i kluczowych wydarzeń, czuwanie i modlitwa Mistrza przenika sen spowitego ciemnościami świata. Czujność pozwala odkryć przestrzenie spotkania- miejsca naznaczone intensywnością miłosnego zachwytu. Potrzeba czujności w egzystencji którą sprzęgają tytaniczne siły zła, aby proklamować na agorach miast że „Boga nigdzie nie ma”(M. Stirner). Czujność jest jednocześnie pewnego rodzaju orężem do walki ze światem i grzechem. Noc jest królestwem demona, a przeciwstawienie się jej, zwiastuje świt i ostateczny triumf Boga. Ten dzień- to dzień Chrystusa wschodzącego słońca- wydarzenie ostatecznego triumfu życia i światła: Wcielenie, Zmartwychwstanie i Paruzja to wydarzenia których ciemność nocy zostaje przepruta światłem i ogniem. „Pogodna światłości świętej chwały, nieśmiertelnego Ojca niebios, Świętego, Błogosławionego, Jezu Chryste”- słyszymy w hymnie wieczornym świętego Sofroniusza. Chrześcijanin wychodzi ku tej rzeczywistości, podtrzymując w glinianym naczyniu serca płomień wiary. Stąd ta pedagogia nadziei i tęsknoty, gdzie „otchłań serca dąży ku otchłani Boga”(A. Silesius). Wyjście na obrzeża świata, aby odnaleźć schronienie i osiągnąć wewnętrzny spokój. Tylko w takim usposobieniu można cierpliwie wyglądać dnia jutrzenki. Zatem życie chrześcijanina jest czuwaniem i świętą tęsknotą; miłosnym wyczekiwaniem Oblubieńca przychodzącego do swej Oblubienicy- Kościoła. „Przeminą rzeczy widzialne i przyjdzie to, na co czekamy i co jest piękniejsze”( Cyryl Jerozolimski). Brak czujności sprawia, że jesteśmy zaspani i duchowo niezdolni do otwarcia naszego wnętrza na dar łaski. Rzeczywistość nas rozprasza i dokonuje inwazji na nasze zmysły. Krzyk świata próbuje zagłuszyć szept Boga nieustannie szukającego i wołającego Adama. Przypominają mi się słowa francuskiego filozofa i mistyka Gustawa Thibona: „Czujesz, że ci ciasno. Marzysz o ucieczce. Wystrzegaj się jednak miraży. Nie biegnij, by uciec, nie uciekaj od siebie; raczej drąż to ciasne miejsce, które zostało ci dane: znajdziesz tu Boga i wszystko. Bóg nie unosi się na twoim horyzoncie, ale śpi w głębi ciebie. Różność biegnie, a miłość drąży. Jeśli uciekniesz od siebie, twoje więzienie biec będzie z tobą i na wietrze towarzyszącym twojemu biegowi będzie się stawało coraz ciaśniejsze. Jeśli zgłębisz się w sobie, rozszerzy się ono w raj”. W czasie Adwentu wkraczamy po raz kolejny w Chrystusowe misterium. Święty Jan Chryzostom w swojej homilii wskazywał chrześcijanom istotę czuwania i modlitwy: „Niech twój dom będzie kościołem; wstań w środku nocy. W nocy dusza jest czystsza, lżejsza. Zachwycaj się swoim Mistrzem. Jeśli masz dzieci obudź je i niech przyłączą się do ciebie we wspólnej modlitwie.” Jest w tym świeżość myślenia i odczuwania, połączone z pragnieniem wewnętrznej odnowy. Nadejście Królestwa jest ciągle nową i zstępującą rzeczywistością, przenikającą i rozszerzającą od wewnątrz granice naszego świata. „Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli”(Rz 13, 11). Pan jest blisko ! Nasłuchujemy Jego kroków z oddali; wyostrzamy zmysły; szukamy przestrzeni ciszy, aby w anamnezie liturgii Żyjący, objawił się w całej pełni. „W owym bezpośrednim spotkaniu z Tym, który nadchodzi, człowiek staje się ostatecznie taki, w jakiego przemienia go Boska wieczność”- pisał P. Evdokimov. Niech każdy dzień tego wyjątkowego czasu, przemienia w nas pośpiech w zatrzymanie, niecierpliwość w tęsknotę, smutek w radość, zwątpienie w wiarę- zdolną uchwycić pejzaż wieczności.

czwartek, 26 listopada 2020

Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów, i całun, który okrywa wszystkie narody. Raz na zawsze zniszczy śmierć (Iz 25, 7-8).
Prorok obwieszcza apokaliptyczną moc Adwentu. „Cała historia świata jest zrozumiała jedynie w perspektywie przekraczania teraźniejszości”(T. Spidlik). Prawosławie jest przeniknięte i poddane drżeniu eschata „ledwie dotyka ziemi stopami, a już pragnie zakosztować życia niebiańskiego”(E. Benz). Mamy zatem do czynienia ze swoistą i pełną plastycznej wyobraźni, postawą niecierpliwej tęsknoty. Kiedy przyjdzie Pan wszystko zostanie przobrażone i nic z tego co postrzegamy, nie pozostaniem takim jakim było. „Chrześcijaństwo naucza o wybawieniu człowieka spod władzy świata, wybawienia z kosmicznego cyklu, z hierarchii kosmicznych duchów i demonów. Jest w tym niepowtarzalność chrześcijańskiego światła, jest w tym swoistość chrześcijańskiej eschatologii”(M. Bierdiajew). Nie istnieje druga taka religia która roztaczałaby przed człowiekiem tak nieogarnioną umysłem i sercem perspektywę końca i początku zarazem. Życie, które pulsuje w wieczności, a przekraczając zaklęty krąg czasu zstępuje „tu i teraz.” W Chrystusie świat staje się na powrót Rajem – miejscem otwartym na Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie i Przebóstwienie. Świadomość przejrzystości nadchodzącego jutra. Przestrzeń w której kiełkuje ziarno istnienia w Istniejącym. Przestrzeń poznania i miłosnego zachwytu; świat fenomenu- zatrzymanego w źrenicy oka. „Zobaczymy Go, jakim jest, to znaczy… że zrozumiemy piękno natury Bożej Ojca, kontempulując Chwałę Chrystusa, którą On jasnieje, a która od Ojca pochodzi”- pisał Cyryl Aleksandryjski. Tę dialogiczną obecność i spotkanie przybliża ikona w swojej ekspresji i teologicznej wizji. Wiersiełow wspaniale definiuje tę zasadę: „Artysta studiuje oblicze i odnajduje swoją ideę.” Człowiek przemienia się w spojrzenie; wyostrzają się jego cielesne i duchowe oczy, zostaje nasycony światłością emanującą z oblicza Bogaczłowieka. „Nie lękaj się przyjścia Twego Boga, nie lekaj się Jego przyjaźni. On nie stłamsi ciebie, gdy przyjdzie. Raczej wywyższy ciebie”- powie św. Augustyn. Ludzka samowola zostaje przezwyciężona lekarstwem boskiej wolnością i zbawczą siłą miłości. Człowiek oderwany od Boskiej praosnowy zaczyna oddychać świeżością świetlistego i pełnego nadziei poranka. Otchłań bezradności, milczenia, lęku, cierpienia i śmierci zostaje przeniknięta energiami zstępującego Życia. „Jesteś pełen światła- potężniejszy niż góry odwieczne”(Ps 76, 5). Jest to zapowiedź Godów Baranka zainicjowanych na górze z którego szczytu rozciąga się panorama krainy pokoju i szczęścia: „Kraina Chwały” i „Ciała Chwały”- zaludniona tymi, których opieczętowała tryskająca z zachowanych ran krew Baranka. Uczta Zbawionych na której smakuje się w nadmiarze smaczne wino radości. Epifania Boga- tak intensywna od nadmiaru łaski, że przeprówa skorupę grzesznego świata; szczeliny najmniejszego bytu. „Pascha jest ostatnią i ostateczną epifanią Boga. Teraz światłość ma prymat na wieki. Ten adwent Boga nie ma zmierzchu”(O. Casel). Zostaje usunięta zasłona dotychczasowych smutków, cierpień i żałoby, jak również duchowej ślepoty. „To kraj żywych, gdzie nie ma ani nocy, ani snu- obrazu śmierci. Tam nie ma nic materialnego- potwierdzeń naszej słabości, nie ma również chorób, bólu, szpitali… korzenia wrogości i nienawiści. Tam jest kraina żywych, którzy nie umierają za grzechy, ale żyją prawdziwym życiem w Chrystusie”(św. Bazyli). Zostaje odebrana raz na zawsze władza śmierci: „Ci, którzy rozpadli się w proch, usłyszą głos Jego, w dniu zmartwychwstania wyjdą Mu naprzeciw. Zmartwychwstały Adam, ogarnięty zachwytem, powróci do krainy wiecznej szczęśliwości”- czytamy w hymnie syryjskim przypisywanym Jakubowi z Sarug.

środa, 25 listopada 2020

Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawiajcie się jemu. Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie. A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. Jemu chwała i moc na wieki wieków. Amen (1 P 5,9- 11).
Świat zajętych i skoncentrowanych na sobie ludzi staje się przestrzenią duchowej walki. Człowiek przestał pilnować własnego serca, czuwanie zastępując bezrefleksyjnym wychodzeniem naprzeciw zakamuflowanego i migotliwie nęcącego ciekawość zła. Pośpiech, nerwowość, zmęczenie, indywidualizm i wiara w siłę pieniądza, obnażają, mówią o fizycznej i psychicznej eksploatacji człowieka. „Być inteligentnym oznacza dziś rozumieć wszystko i nie wierzyć w nic.” Rządza posiadania i podekscytowanie coraz to nowymi bodźcami nie przynosi spokoju, ale pogrąża w coraz to bardziej gorączkowej pustce. Czyż naszym celem jest samobójstwo od nadmiaru hedonizmu ? Wielu ludzi przestało autentycznie odczuwać własne życie w Bogu. „Tan świat- twierdził św. Izaak Syryjczyk- nie jest światem Bożym, lecz złudzeniem ludzi, i powszechnie obejmuje oraz wyraża różne popędy, które nazywają się namiętnościami.” Nieprzyjaciel człowieka wykorzystuje namiętności aby czynić z nich zręczną broń w zadawaniu ciosów. Przestrzeń serca stała się poligonem duchowej walki; mocowania, niepewności, samotności i lęku. Diabeł jest niczym przyssany do struktur naszej duszy pasożyt. Z pełną świadomością umieściłem fragment średniowiecznej- reliefowej dekoracji z katedry w Orvieto. Przedstawienie piekła i potępionych wyrzeźbionych przez Maitaniego przebija się do naszej świadomości z plastycznie oddaną prawdą o możliwości diabelskiego zawładnięcia człowiekiem. Tak wiele dramatycznych sytuacji życiowych czyni z ludzkich twarzy lustra w których odbija się parodiujący wszystko uśmiech demona. „Wówczas lęk staje się świadomością, że oto grozi nam wchłonięcie przez „ten świat” będący splotem iluzji, płaskości i pustki. Lęk przeradza się w strach przed Bogiem, który uniemożliwia nam identyfikację ze śmiertelną rozrywką „tego świata”- pisał O. Clement. Tak naprawdę to nie lęk przed Bogiem staje się przerażającym doświadczeniem niemocy, lecz lęk spowodowany obecnością złego przynosi poczucie bezsensu oraz zwątpienia w wartość każdego istnienia wychylonego ku dobru. Być może jak mawiał L. Bloy „są takie miejsca w naszym sercu, które jeszcze nie istnieją, i trzeba, aby przeniknęło tam cierpienie po to, aby były.” Być może doświadczenie tak rozumianego cierpienia otwiera oczy na światło, które przynosi pokonujący zło Zbawiciel. Sięgając infernum można odbić się ku górze. Ciemność nie jest przeznaczeniem stworzenia. „Dla człowieka, który modli się w swoim sercu, cały świat jest Kościołem” (św. Sylwan). Modlitwa połączona z pokorną czujnością serca wyrywa wszystko z łapczywie zagarniających pazurów lwa. Chrześcijaństwo nigdy nie zrezygnowało z postawy czujności i straży serca. Próbowało szukać lekarstwa na ten stan zaślepienia, pułapek i tanich wabików. Szukano siły w Tym, który na Krzyżu przezwyciężył stan duchowego impasu i przyniósł wolność. Chrystus już raz zdeptał głowę nieprzyjaciela, czyniąc świat otaczającą nas rzeczywistość miejsce wyzwolonym- przenikniętym mocą Zmartwychwstania.

niedziela, 22 listopada 2020

W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu. Dla Niego prostujcie ścieżki! Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny. Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy (Mt 3, 1-6).
Pustynia dla współczesnego człowieka, usadowionego w zabieganej egzystencji może wydawać się czymś nazbyt egzotycznym, a nawet przerażającym. Na pustyni nie zaklina się śmierci słowami, lecz odczuwa się ją namacalnie. W tej przestrzeni człowiek współczesnej- technicznej cywilizacji, poczułby się bezradnym dzieckiem- zdanym na zderzenie z żywiołem pustki i milczenia. Z drugiej strony ta niegościnna rzeczywistość, uwalnia od świata który jest przygnieciony ciężarem nieustannych przymusów. „Świat jest zbyt ciężką obecnością rzeczy, w których odczuwamy zbyt wyraźną nieobecność Boga. Pustynia jest radykalnym brakiem rzeczy, w której odczuwamy słodką obecność Boga” (J. Y. Leloup). Pustynia rządzi się swoimi prawami, dobrze to rozumieją nomadzi akceptujący jej kaprysy, przywykli do natychmiastowej zmiany aury. Pustynia przez wieki wydawała ludzi wielkiego formatu- pokornych atletów ducha. „Kiedy korzysz się przed Bogiem w modlitwie, stań się w swym mniemaniu podobny do mrówki, do dżdżownicy albo skarabeusza- pisał św. Izaak Syryjczyk- Nie przemawiaj przed Bogiem, jak człowiek, który wie, ale jąkaj się przed Jego obliczem i zbliżaj się do Niego z umysłem dziecięcym.” Mężczyzna odziany w skóry i na pierwszy rzut oka szalony, wyprowadza czytelnika Ewangelii na odludzie. Dopiero na pustyni zaczynamy rozumieć głębiej pewne sprawy; tam zaczynamy potrzebować innych ludzi, a nawet za nimi tęsknić. Dobrze to rozumieli starożytni mnisi, kiedy całymi tabunami zaludniali pustynię; tam odkrywali topografię Raju i ślady stóp przechadzającego się Boga. Ewagriusz z Pontu- mnich i dogłębny znawca ludzkiej natury, pozostawił zaskakującą definicję: „Mnich to człowiek, który odseparował się od wszystkiego, by być złączonym ze wszystkimi.” Takim „mnichem” był święty Jan Chrzciciel- przyobleczony w skóry prorok który zaprzyjaźnił się z pustynią. Była ona dla niego domem, miejscem przepowiadania, przestrzenią w której doświadczało jego serce muśnięć Ducha Świętego. „Pustynia miłuje ludzi nagich”- twierdził Hieronim. Takim był Prorok którego głos kruszył ludzkie serca i sprawiał, że miejsce niebezpiecznie – siedlisko węży i skorpionów, stawało się przestrzenią nawrócenia i łaski. „Anioł na ziemi” – tak Go wychwala Kościół i utrwala na deskach barwna ikonografia. Przydano mu skrzydła i świetliste oczy, aby podkreślić Jego dar przenikania skamieniałych ludzkich wnętrz. „Albowiem mówić o Janie, to prorokować o Chrystusie” – stwierdza św. Ambroży. Modlitewna litania opiewająca wielkość Poprzednika nazywa go kwiatem pustyni. W Adwencie chrześcijanie również wychodzą na pustynię. To duchowa wędrówka w głąb własnego serca. To zatrzymanie się w zgiełku miasta i wielokrotne modlitewne szeptanie: Marana Tha !

sobota, 21 listopada 2020

Myślę, że w życiu każdego z nas przepływa taki czas, który pozwala nam otrzeć się o wieczność. „Bezwzględny rzeźbiarz ludzi.” Czas święty i zwyczajny, twórczo przeżywany i przepracowany co do sekundy; marnotrawiony i uśmiercany banalnością i przeciętnością egzystencjalnych zachcianek. Człowiek zanurzony w nurcie czasu- odmierzanego przez zegarki i tego niezauważalnego w ustępach przesypywanego w klepsydrze nieustannego „teraz”- drgania wieczności w sercu Boga. „Czas płynie bez przerwy wartkim prądem, zagrania nas i unosi ze sobą do otchłani zapomnienia wszystko, co się dzieje, zarówno zdarzenia błahe, nie warte uwagi, jak i wielkie, godne pamięci. Sprawia, że rzeczy ukryte stają się jawne, zakrywa natomiast, to co było widoczne”- pisała bizantyjska księżniczka Anna Komnena. Chyba najbardziej świadomie chrześcijaństwo rozumie efemeryczność wydarzeń i licznych dokonań człowieka; przygodność bytu dryfującego po rozkołysanym oceanie historii. Orfizm grecki podkreślał prawdę o tym, że życie zatacza koło, w przeciwieństwie do czasu który biegnie swoimi własnymi torami. Cykliczność którą ozdabiają zmieniające się pory roku i zewnętrzność aury tak mocno wyczuwalną w ludzkich nozdrzach. Dobrze to rozumieli pisarze i artyści: „Przetrzyjcie tarcze waszych zegarków ! One są spóźnione... nawet nie podejrzewacie że już świta”(A. Sołżenicyn). Tylko sztuka pozwala przezwyciężać czas. Rozkłada go na drobne „atomy,” zagrania dla siebie- znajduje w nim przestrzenie w których może dokonać się objawienie piękna. „Na ten świat Miłość zstąpiła z miłości a przybrała kształt piękna”- twierdziła S. Weil. Dzięki sztuce, czas powraca do swojego edenicznego matecznika, zauważając iż w kręgu wieczności jest Bóg, nie jako wielki – obojętny zegarmistrz, ale artysta, nadający kształt rzeczom. „Piękno, będąc przejrzystością, przepuszczalnością, osiągnie poziom doskonałości w dniu, w którym dojrzy we wszystkim Boga”(T. Spidlik). Istotą doświadczenia czasu w sztuce jest to, że uczymy się odkrywać krajobrazy które na pierwszy rzut oka nie zauważamy. Oczy zaczynają dostrzegać daleki horyzont, tkany w słowach eschatologicznej tęsknoty. „W sztuce człowiek żyje poza sobą, poza swoją ociężałością, ciężarem życia... Percepcja świata w pięknie jest wyrywaniem się z ułomności tego świata do świata innego” (M. Bierdiajew). Wychodzimy z platońskiej jaskini cieni i kierujemy się ku oglądowi spraw na tyle fascynujących, że wszystkie zmysły zaczynają szaleć. Jesteśmy czasowi i wieczni zarazem. Wędrowcy poruszający się niepewnie i mozolnie, choć zbierający odpryski piękna skapujące z wielkiej palety Boga. „Niech twoja wizja będzie nowa w każdej chwili”- przekonywał A. Gide. Istnieje czas święty w którym każda chwila i działanie, otwiera nas na „wieczną teraźniejszość i wieczne piękno.” Otworzyć się na to, co starożytni Grecy nazywali thambos, straszliwe zadziwienie i upojenie istnieniem. Egzystencja w całej rozciągłości przeistoczona łaską, harmonijnie zespolona z wiecznym być Boga.

środa, 18 listopada 2020

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem... (J 14,1-6).
Ciężko jest szkicować słowami wizję przyszłego świata. Rozum rozbija się o niewiadome, a serce przyśpiesza na myśl o miejscu nieustannego szczęścia, o którym tak odważnie przekonuje Chrystus przestraszonych uczniów. Ciężko rozmyślać takimi obrazami których nie można pomieścić w głowie, a pozostaje jedynie zaufać zapewnieniu. Być może trzeba się ponieść pytaniu które postawił niegdyś filozof Ernst Bloch: „Kim jesteśmy ? Skąd przychodzimy ? Dokąd idziemy ? Na co czekamy ? Co nas czeka ?” Bez tej sieci pytań nie sposób podążyć dalej. Nie sposób posługiwać się teologiczną wyobraźnią. „Człowiek jest uczestnikiem kosmicznego dramatu i przeżywa ten dramat aż do kulminacyjnego momentu, kiedy przerażenie i trwoga w cudowny sposób przemieniają się w radość i pokój. Człowiek ma świadomość że wieczny świat zstępuje na ziemię z wysoka i nie jest odrzuceniem, a pełnią życia” (M. Łosski). Chrystus podarował nam poczucie sensu, przekraczającego strach przed pocałunkiem śmierci i unicestwieniem. Cała nasza cywilizacja twierdzi, że potrafi sobie poradzić ze śmiercią; próbuje ją przemilczeć, nie zauważyć, wykluczyć. Śmierć przemilczana i zamknięta w hermetycznym pomieszczeniu niepamięci jeszcze bardziej potęguje poczucie pustki, lęku i zwątpienia w to, co po niej nadejdzie. Horyzontem zaś chrześcijaństwa jest wizja życia- nigdy się nie przedawniła i potrafi podnosić ku górze. Tylko ogromnym wysiłkiem woli możemy wyznać: Wierzę w zmartwychwstanie i mieszkanie z „widokiem na Raj”. Możemy marzyć wraz z Peguy o dniu chwały i jasności, w którym każdy nie tylko odzyska i odczyta w pełni swoje ciało cielesne gotowe na metamorfozę- ciało które zajaśnieje- namacalnie dozna cudu, wychodząc na powrót z pod dłoni Życia. O dniu, w którym odnajdą się wszyscy ci, którzy się kochali, dzielili miłość na ułomki, zanurzając się w strugach miłości bez wyczerpania. Dom, jak to cudownie brzmi; to więcej niż miejsce przebywania. Jest w tej przestrzeni aromat miłosnego spojrzenia Boga, Jego ojcowskiego i macierzyńskiego wejrzenia, przygarnięcia, trwania w objęciach. Można się rozsmakować w tych obrazach, nieustannie dopowiadając coraz to nowe impresje. Miał rację Kierkegard mówiąc, że „wiara tam się zaczyna, gdzie myślenie się kończy.” Teraz rozumiem rozmarzenie świętego Grzegorza z Nazjanzu „prowadzić rozmowy z Bogiem, żyć poza rzeczywistością widzialną... Poprzez nadzieję spożywać dobro przyszłego życia, obcować z aniołami, opuszczać ziemię, na niej jeszcze przebywając, poddać się duchowi, by już znaleźć się w niebie.” Czy potrafimy tak pragnąć Nieba. Tęsknić za domem ? „Promienie światła jaśnieją z przyszłości- pisał M. Bierdiajew- Nadchodząca przyszłość łączy się ze źródłami przeszłości.” Spróbujmy zaufać Bogu, uwierzyć Jego słowu. Poczuć na twarzy bryzę wieczności.

niedziela, 15 listopada 2020

W tradycji prawosławnej Adwent rozpoczyna się piętnastego listopada. Adventus- to słowo łacińskie, którego greckimi odpowiednikami są epifania, paruzja, epidemia- z których każde z plastyczną wymownością opowiada o pełnym światła i potęgi przyjściu Boga- Basileusa i Kyriosa. Za tymi słowami pełnymi teologicznej głębi objawia się Obecność kogoś, kto przychodzi aby przemienić świat. Boskość niejako wychodzi z ukrycia i staje się dostrzegalna ludzkim oczom- Misterium Obecności ! „Ukazanie się Boga nadaje barwę rzeczom”(A. Exupery). W tej szczególnej porze roku, gdzie jesień przebiera się w kostium zimy, serca ludzkie zostają rozgrzane tęsknotą za Miłością, która w noc wschodzącej gwiazdy przyoblecze się w ludzkie ciało. Czas naznaczony zgiełkiem, inflacją słów, zaślepieniem, nutą bezsensownych działań i duchowym chłodem, zaczyna być spowity nadzieją i spokojem. Miał szczyptę racji intelektualista Nicola Chiaramonte mówiąc, „że nie możemy poznać istoty naszego mitu, który tworzymy sami, żyjąc pośród innych ludzi.” Czasami trzeba jak Jan Chrzciciel usunąć się na pustynię, aby skonfrontować się ze sobą oraz wyłaniającą się z milczenia Prawdą. Ludzie wierzący przezwyciężają melancholię czasu, aby zrewidować swoje dotychczasowe działania i poddać je ożywczemu tchnieniu Ducha. Świat zajętych i skoncentrowanych na sobie ludzi, staje się przestrzenią oczekiwania i odkrycia duchowej równowagi. Adwent zaczyna pulsować w sercach wierzących, a głos nadchodzącego Zbawiciela staje się symfonią zwiastującą przyszłość wieczności. Potrzebujemy Adwentu ! Potrzebują go chrześcijanie, aby liczne grzechy, brudy, niewierności i zgorszenia poszczególnych osób, zostały przetopione w ogniu sprawiedliwości i prawdy. „Przypomnijcie sobie, że na ziemi wszystko jest kłamstwem, wszystko wydaje nam się innym, niż jest w rzeczywistości... Jest to nieuchronne dla nas, którzy bez przerwy zapominamy, że wszystkie nasze czyny będą sprawdzone przez Tego, którego nie można przekupić !”(M. Gogol). Żyjemy w czasach apokaliptycznych- naznaczonych fałszywie pojmowaną wolnością i bezbożnością. „Diabeł profanuje świętość, redukuje do płaskości wszelką głębię, a następnie poprzez swoją własną technikę niszczy jej oblicze”(P. Evdokimov). Świat pogrążył się letargu ciemności i zaciskają go czule objęcia demona- nieprzyjaciela człowieka. „Teraz nastała dla nas godzina powstania ze snu... Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła !”- woła święty Paweł (Rz 13,11-13). Odkryć piękno Adwentu w którym liturgia staje się zwiastowaniem Dobrej Nowiny o zbawieniu każdego człowieka. Sakramenty stają się muśnięciami Miłości- uzdrawiającej i wskrzeszającej na powrót dzieci Boga. Nawet najtragiczniej ludzka kondycja staje się otwartą na strugę światła przebijającą się z wysoka. Adwent Wcielenia i Paruzji przenika strumień czasu i uobecnia nadejście Królestwa Bożego. Słowa proroków pełen ekspresji i charyzmy ogłaszają Jego nadejście: „Widzę Go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam Go lecz jeszcze nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”(Lb 24,17). Ezechiel szkicuje nam słowami panoramę miasta, którego nazwa brzmi: Jahwe szama- Pan jest tam (Ez 48,35). Doświadczamy tym samym spełnienia adwentowej nadziei. Raj staje się dostrzegalny naszym oczom. Pustynia staje się Edenem. Wnętrze każdej istoty, staje się gościnnym Betlejem i finalnie jaśniejącym blaskiem Jerusalem. Chrystus jest w nas ! Bóg, który jak mówią Ojcowie bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta,” „bez domu,” wybrał za mieszkanie łono Maryi i zamieszkał w nim. „Ziemio błogosławiona, błogosławiona Oblubienico Boga. Ty, która zrodziłaś ziarno zasiane, Zbawiciela świata.” Dziewica Matka staje obrazem Kościoła, odpowiadającym fiat na przyjęcie Bożego Syna. „To, co zrealizowało się cieleśnie w Maryi, ma miejsce w sposób analogiczny w każdej oczyszczonej duszy”- pisał św. Grzegorz z Nyssy. Niech każdy dzień tego błogosławionego czasu będzie naznaczony mozolnym trudem osobistej przemiany. Tylko wiara pozwoli odkryć rzeczywistość zbawienia i ostatecznego przeobrażenia. Niech twarze spowite zstępującym z wysoka migotliwym światłem zajaśnieją radością, a usta w prorockim zachwycie oznajmią: Ecce advenit Dominator Dominus.

czwartek, 12 listopada 2020

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”(Łk 17,20-25).
Paradoks czasów ostatecznych polega na tym, że splot wydarzeń (przeszłość, teraźniejszość i przyszłość) staną się częścią wielkiego misterium pozahistorycznego. „Zamyka się czas historyczny, ale sam nie bierze w nim udziału, nie znajdziemy go w kalendarzu, i dlatego nie da się go przepowiedzieć”(P. Evdokimov). Ewangelia nieustannie otwiera oczy i serca wierzących na tęsknotę za życiem wiecznym. „On wszelką nowość przyniósł. Skąd zmierzch tam, gdzie jest Chrystus”- pytał Klemens Aleksandryjski. W czasie ostatecznym dominuje postać przychodzącego Pana zwiastującego nastanie nowej rzeczywistości i towarzyszącym im znakom. „Światłem błyskawicy jest też jednak i światło słońca- pisał O. Casel- które w dzień tak przyjaźnie i miło świeci. Gdy słońce tkwi na jasnym niebie, zwykle nie ma błyskawic. Kiedy jednak z ziemi i wody unoszą się opary i zagęszczają się chmury, kiedy powietrze jest przesycone wilgocią, wówczas migocą błyskawice, w których światło słoneczne, uwiezione w ziemskich oparach, próbuje się wyzwolić. Błyskawica to rozprężenie, uwolnienie po napięciu nie do zniesienia; niszczy, ale też wyzwala. Poprzez zniszczenie wiedzie droga do nowej pogody, a słońce nigdy nie świeci piękniej niż po ciemnej, złowrogiej burzy.” Rzeczywistość eschatologiczna rozszerza grancie naszego czasu i świata. Jest to cześć poważnej, choć jednocześnie radosnej nowiny, proklamowanej przez opieczętowanych miłością na Dzień Sądu. Najbardziej bolesna jest świadomość, że świat jeszcze nie dorósł do takiej ostrości spojrzenia i głębi wiary. Namacalność śmierci rodzi strach przez możliwością odejścia z tego świata. Ludzie duszą się w kamiennych trumnach miast i zastanawiają się coraz intensywniej, czy staną się kolejną nadliczbową częścią tych, których pandemia cicho zabierze. Dla chrześcijan, nadzieja okazuje się silniejsza niż lęk i śmierć; otwiera na życie przemienione które przynosi Syn Człowieczy. Dla wielu jak pisał M. Bierdiajew „wieczność w grzesznym świecie jest bojaźnią i tęsknotą.” Nie możemy uniknąć katastrofy końca i Sądu Ostatecznego, ponieważ jesteśmy uwikłani w kulturę śmierci proklamowaną na dachach świata z pełną świadomością i towarzyszącym jej buntem mas. W otchłaniach ciemności- gdzie płynie rzeka ognia, nienasycony demon konsumuje ludzkie dzieci. Meoniczna wolność wielu ludziom odbiera perspektywę prawdy i nadziei która się uobecnia dzięki Chrystusowi Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu. „Istnieje wieczność prawdziwa, pozytywna, rozciągająca się poza czasem i istnieje też inna, negatywna, fałszywa, która mieści się po jego jednej stronie i ta w której giniemy, daleko od zbawienia”(E. Cioran). Chrześcijanin- bez poczucia naiwności- jest człowiekiem nadziei i tęsknoty, przygotowanym na śmierć; wychylonym ku wieczności- istotą pełną oczekiwania !

niedziela, 8 listopada 2020

Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: «Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi». A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy (Mt 9, 23-25).
To jedna z najpiękniejszych scen zapisanych w Ewangelii. Za każdym razem kiedy ją czytam, poddaję się temu samemu zdumieniu które towarzyszyło trzem apostołom- świadkom przywrócenia do życia zamkniętej w śnie śmierci dziewczynki. Jaka gradacja emocji, jakie napięcie towarzyszy obserwatorom tej sceny z zewnątrz. Wszystko wydaje się takie nieprawdopodobne- nasycone łzami i bólem rozpaczy, a w ostatecznym akordzie szczęściem. Chrystus potrafi zbudować napięcie, wprowadzić człowieka w przestrzeń nasyconą nadzieją i życiem. Śmierć wobec Niego staje się bezradna, wycofana, odarta z przerażającej i niszczącej aury; nie ma już ona władzy nad człowiekiem. Thanatos odwraca swe paraliżujące spojrzenie; staje się spolegliwy i przeobraża się, jak mawiał św. Franciszek w naszą siostrę. „Bądź zawsze takim, jakim chciałbyś być przy swojej śmierci”- pouczał św. I. Brianczaninow. Ewangelia niesie przesłanie pełne nieśmiertelności, jest opowieścią o Bożej miłości- czułości Tego, który jest „Zmartwychwstaniem i Życiem.” Jakże trudno temu paschalnemu przesłaniu przebić się lęk tego świata, paraliżujące „fatum” człowieka w którym tli się resztka wiary w prymat życia nad śmiercią. „Naprzeciw śmierci jesteśmy jak dzieci. Zakłamujemy jej doświadczenie. Wycinamy dziury w dyniach, usiłujemy zminimalizować jej przerażającą magię. Załatwiamy śmierć śmiechem. Przede wszystkim udajemy że jej nie ma. Toteż przestała dokuczać nam jej stała obecność. Odczarowano ją w poliklinikach i korporacjach farmaceutycznych, uznając za dolegliwość...”(P. Nowak). Skupiliśmy się na życiu- tu i teraz- zapominając o nieuniknionych dla każdego objęciach śmierci i drugiej stronie brzegu, na który nas kiedyś przeprawi nie mityczny Charon, lecz przewoźnik spowity światłością Chrystus. „W szpitalu można zrozumieć, jaką wartość ma zdrowie, ile znaczy życie, jak człowiek sam w sobie jest mały, a jak wielki staje się z Bogiem. Człowiek jest również słaby w swoich osiągnięciach, cudownej technologii i geniuszu. Jego cuda są bardzo niewielkie. Bóg natomiast pozostaje w swoich porażkach, w śmierci i w pozornych niepowodzeniach. Życie podarowane przez człowieka zawsze kończy się śmiercią. Śmierć którą dopuszcza Bóg, zawsze prowadzi do życia i wieczności” (N. Chatzinikolaou). Ewangelia odsłania piękno nieśmiertelności- ziarno nowego istnienia, poczucie ufności i głębię wiary w to, że ostatnie słowo należy do Życia !