wtorek, 1 grudnia 2020

Mieszkanie moje rozbiorą i przeniosą ode mnie jak namiot pasterzy (Iz 38,12).
Tylko człowiek zaglądający głęboko w oczy śmierci, potrafi z dozą tak wielkiego realizmu i dystansu spojrzeć na własne życie. Życie przyrównane do namiotu nomady- strudzonego wędrowcy- zostaje zabrane i rozbite w innym miejscu. Jaki spokój rezonuje z tak utkanych słów, jakby nowy namiot spotkania z Obecnością, był wyczekiwaniem największego i wieńczącego wszystko szczęścia. „Nasz Bóg jest w górze, jest przed nami, w oczekiwaniu na spotkanie”( św. Izaak z Niniwy). W pieśni króla judzkiego Ezechiasza, wyczuwamy ton spokojnego i rozważnego zrewidowania własnego życia w sytuacji zbliżającej się śmierci. „Życie człowieka zostaje podporządkowane przyśpieszonemu czasowi. Żadna chwila nie ma wartości i pełni w sobie, nie można się w niej zatrzymać, powinna być jak najszybciej zastąpiona przez następną chwilę”- pisał M. Bierdiajew. Człowiek staje się kapłanem własnej śmierci. Istotą wychyloną ku zmartwychwstaniu i nowemu miejscu zamieszkania. Nie bez przyczyny święty Paweł szkicuje obraz człowieka, który w swoim adwencie za Panem chciałby swój ziemski namiot zastąpić na „nie ludzkimi rękami zbudowany dom w niebie. Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie, aby to co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie”(2 Kor 5,1-4). Tylko pełna nadziei i zdumienia eschatologia próbuje wertować Księgę Życia, aby dostrzec na jej marginaliach kontury wieczności za horyzontem naszego ograniczonego percepcyjnie „tu i teraz.” W powieści Lilith George MacDonald konstatuje: „Będziesz martwy, dopóki wzbraniasz się przed śmiercią.” Pomimo tego, że filozofowie dogłębnie toczą dyskurs nad poznaniem śmierci, żmudnie forsując umysły, to i tak chrześcijaństwo poprzez mgły wskazuje drogi ku życiu. „Koniec jest tam, skąd zaczynamy”(T.S. Eliot). Taka perspektywa wymaga dojrzewania i ostrości spojrzenia. Wiara potrafi wypełniać wąwozy pustki; przerzuca pomosty nad otchłanią rozpaczy; unosi na skrzydłach ku nieodkrytym dotychczas szczytom. Ujęły mnie przeczytane przed laty słowa Bernanosa: „Kiedy zbliżamy się do końca nocy, spotykamy kolejny świt.” Adwent to świt !