środa, 1 grudnia 2021

Moją codzienność naznacza twórcza i towarzysząca obecność ludzi sztuki. To szczególnie wrażliwa, momentami zagubiona i wzbraniająca się przed świętością grupa ludzi. Kotłuje się w nich prometejski bunt wobec zastanej sytuacji i nieustanna próba przekraczania tego, co wydaje się natychmiast- od tak- niemożliwe do zmienienia. „Żaden artysta nie godzi się na realność”- sugerował Nietzsche. Z drugiej strony każda, nawet ta najbardziej gęsta od deficytu wolności realność, staje się przestrzenią to tworzenia i wypowiadania w sposób mnie lub bardziej zakamuflowany swoich racji. „Coraz bardziej wierzę, że nie trzeba sądzić Pana Boga wedle tego świata. To jego nieudany szkic”- pisał z dozą wewnętrznego rozczarowania Van Gogh. Iluż to śmiałków ludzi sztuki próbowało ten szkic poprawiać sprzęgając w to siłę pędzla, dłuta, pióra, czy instrumentu muzycznego.Ten rzekomo nieudany szkic ma jednak innych winowajców. „Bóg jest przyczyną wszystkiego, co piękne”- konstatuje opozycyjnie Klemens z Aleksandrii. Tak naprawdę to świat jest udany, kompletny i piękny w zamyśle Boga, tylko człowiek do tej doskonałości, nigdy nie potrafił dorosnąć; niejednokrotnie próbując go ulepszać, paradoksalnie zacierając kontury jego piękna. Bardzo często sam artysta przez swoją sztukę, okalecza rzeczywistość- odbierając jej uprzednio udzielone tchnienie życia, stając się na drugim biegunie plagiatorem głupoty i brzydoty. Nie chce w tym miejscu generalizować, dywagując nad istotą twórczości i odpryskami jej emanującej siły. Sztuka przygnieciona jakąkolwiek formą przymusu, zawsze wiła się w bólu niemożliwości ostatecznego wypowiedzenia się. Stąd w zgiełku ujmującego szaleństwa pulsującej historii, artysta będzie czuł się wyobcowanym- samotnikiem balansującym nad przepaścią, prowadzącym głuchy i skazany na ulotność monolog. Nawet jeśli dekonstruuje i krzyczy na całe gardło, to dźwięk który wydaje jakże często staje się bełkotem szaleństwa rezonującym w uszach jedynie tych dla których anarchia staje się utopią i pozornością ocalenia. Antidotum na ten stan rzeczy jest duchowość, otwierająca przepastne perspektywy wolności. Spoglądam na twarze artystów, dostrzegam w nich pejzaż wahań i nawarstwionych latami lęków zręcznie tuszowanych zewnętrznym językiem gestów i słów. Miał rację pewien buddyjski mędrzec: „Najważniejsza prawda jest bez obrazu. Ale gdyby nie było obrazu, prawda nie mogłaby się manifestować.” Jakże trudno ludziom wielkim żyć w pięknie i prawdzie ! Dlatego Bóg- wcielone Piękno przychodzi szukać to, co zagubione, niezdarne i wyzbyte wstydu. Twórcza Obecność przyciągająca niczym magnes ku duchowemu przeobrażeniu- ku wolności i transparentności której szlachetność tak wielu przeraża. Sztuka rozwija wyobraźnię i kształtuje gusta tego świata, ale wiara potrafi dokonywać tego, co niemożliwe. Tam gdzie umiera sacrum, tam jest również agonia artysty i jego sztuki. W świecie, gdzie wszystko wydaje się na sprzedaż i zdaje się być kaprysem ludzkiej obojętności na sprawy ducha, artysta zostaje powołany do bycia prorokiem piękna i modlitwy. Zakończę to rozważanie charyzmatycznym wyznaniem Dostojewskiego: „Nie ma i nie może być nic piękniejszego i doskonalszego niż Chrystus.”