wtorek, 29 stycznia 2019


Bóg jest przyczyną wszystkiego, co piękne

Myślę, że sztuka jest swoistym językiem za pomocą którego przekłada się piękno. Sztuka nie tylko wymaga uważnej percepcji, ale również „czytania ze zrozumieniem”- podążania wzrokiem ku przestrzeniom nie zawsze nam znanym i oczywistym w odbiorze. Filozofowie zajmujący się estetyką często porównywali sztukę z językiem. Tam gdzie historycy sztuki  postrzegali dzieła tylko i wyłącznie jako pewną wypadkową ewolucję stylistyki, dziejowych przeobrażeń, czy procesy mniej lub bardziej udanych filiacji lub przenikania w określonych kontekstach; filozofowie postrzegali głębiej na sposób egzystencjalny, a nade wszystko fenomenologiczno- symboliczny. Mitchell twierdził, że obrazy są bytami i nawiązują z nami – odbiorcami zażyłe relacje. „Komunikują się”- a my je czytamy wzrokiem. Barwy na płótnie, desce, ścianie trzeba zestawiać tak jak dopasowuje się do siebie słowa- tworzywa, aby zabrzmiały i poruszyły wewnętrznie; prowokując niekiedy do głębszego namysłu. H. Bergson pisał, że „poetą jest ten, u kogo uczucia rozwijają się w obrazy, a te obrazy- posłuszne rytmowi słowa, mają je tłumaczyć. Widząc te obrazy przesuwające się przed naszymi oczami, doznajemy z kolei uczucia, które stanowi ich odpowiednik emocjonalny.” W dziełach plastyki również dokonuje się taki proces wewnętrznego przeobrażenia, dyskursu i interioryzacji wartości. Patrzę i pogrążam się w wizji; może to być przeżycie afirmatywne, przeobrażające, modelujące. Sztuka wiele razy pełni rolę języka tkającego barwne narracje w celu uzyskania określonego efektu. „Malowidła skalne są poprzednikami piktogramów; witraże czy tympanony katedr opowiadają historię świętą wiernym, którzy umieją patrzeć, ale jeszcze nie nauczyli się czytać; a muzyka czy nie opowiada o emocjach, którzy potrafią je przeżywać, a nie potrafią jednak o nich mówić”- pytał M. Dufrenne. W gruncie rzeczy istnieje jakaś „lingwistyka sztuki.” Otwieramy obrazy i czytamy je, szukając wytchnienia w rozkołysanym i rozedrganym do granic możliwości świecie. Człowiek pozbawiony przeżywania estetycznych uniesień staje się jedynie produktem bezmyślnej masowej kultury, która go niesie niczym fala; narzucając najczęściej tylko to, co jest mierne, płytkie i szybkie do skonsumowania. Kilkanaście dni temu byłem uczestnikiem kilku artystycznych imprez. Coraz częściej powracam z wernisaży rozczarowany lub jakoś estetycznie rozedrgany. Oglądam współczesne malarstwo i mam wrażenie że już je wcześniej widziałem. Nie przeżywam sztuki należycie i poważnie, tak jak być powinno. Zbyt wiele zapożyczeń i dosłownych cytatów. Można wrzucić do jednego pudła Strzemińskiego, Malewicza, Mondriana- wymieszać, uprościć i uzupełnić kolorystyką Rothki, przyłożyć literalny stempel- wypuszczając jako własne indywidualne dekorum artystycznej osobowości. To jeszcze zbyt mało, aby czytanie i przyswajanie sztuki było ponętne, ciekawe i w jakiś sposób filozoficznie głębokie. Takie malarstwo nie budzi mnie w istnieniu. Nie stawia naprzeciw Piękna- które powinno zadrgać posadami mojej duszy. Czy ta redukcja nie jest próbą usprawiedliwienia własnej niemożności stworzenia czegoś naprawdę własnego ? Być może jest to symptom naszych czasów. Wymijające się na autostradzie kultury awangardy jednego sezonu. Hokusai uważał, „że należałoby żyć sto trzydzieści lat, by móc narysować jedną gałąź.” Kiedy histeryczna i pośpiesznie podawana do konsumpcji sztuka trafia na ulicę i salony nowoczesnych przestrzeni, to ja uciekam do sztuki dawnej. Artysta niegdyś przez swoje dzieła stawiał fundamentalne pytania. Dzieła wyrażały nostalgię za wiecznością, wiarą, miłością, uskrzydlonym człowieczeństwem. Dawni mistrzowie- pomimo dzisiejszych głosów o charakterze utylizującym i dekonstrukcyjnym- zawsze są wielcy, a ich wytwory to ciągle „bestsellery.” Tak, jestem konserwatywnym degustatorem sztuki, w której centrum pulsuje piękno. Wyeliminowanie piękna jest atrofią sztuki ! Pewnie dlatego na wizualną kulturę wolę spoglądać oczami filozofa- teologa, a tylko okazjonalnie historyka sztuki. Człowiek w rozmaitych odruchach własnej natury nosi w sobie pragnienie odkrywania piękna, ponieważ jak mówili chrześcijańscy myśliciele z pierwszych wieków, nosi w sobie „ukryty poetycki logos.” Człowiek zostaje wezwany i uzdolniony do odczytywania piękna w naturze i kulturze. „Piękno jest blaskiem prawdy”- mówił poczciwy Platon. Piękno nie może być przeciwstawione bytowi- unicestwione. Jeżeli w sztuce zabraknie piękna to duch ludzki będzie w niewoli brzydoty, bylejakości, niszczących zmysły iwentów antysztuki. „Piękno jest nie tylko celem sztuki, ale także celem życia- pisał M. Bierdiajew- Celem ostatecznym nie jest piękno jako wartość kultury, ale piękno jako byt, to znaczy przemienienie chaotycznej ułomności świata w piękno kosmosu... Piękno jest wielką tajemnicą !” Sztuka musi być profetyczna- pełna ognia, oświecona mądrością, tak aby Piękno mogło wyjść na spotkanie naszego ducha. Misterium fascinosum !