Myślę, że sztuka jest swoistym
językiem za pomocą którego przekłada się piękno. Sztuka nie tylko wymaga uważnej
percepcji, ale również „czytania ze zrozumieniem”- podążania wzrokiem ku
przestrzeniom nie zawsze nam znanym i oczywistym w odbiorze. Filozofowie
zajmujący się estetyką często porównywali sztukę z językiem. Tam gdzie
historycy sztuki postrzegali dzieła
tylko i wyłącznie jako pewną wypadkową ewolucję stylistyki, dziejowych
przeobrażeń, czy procesy mniej lub bardziej udanych filiacji lub przenikania w
określonych kontekstach; filozofowie postrzegali głębiej na sposób egzystencjalny,
a nade wszystko fenomenologiczno- symboliczny. Mitchell twierdził, że obrazy są
bytami i nawiązują z nami – odbiorcami zażyłe relacje. „Komunikują się”- a my
je czytamy wzrokiem. Barwy na płótnie, desce, ścianie trzeba zestawiać tak jak
dopasowuje się do siebie słowa- tworzywa, aby zabrzmiały i poruszyły
wewnętrznie; prowokując niekiedy do głębszego namysłu. H. Bergson pisał, że „poetą
jest ten, u kogo uczucia rozwijają się w obrazy, a te obrazy- posłuszne rytmowi
słowa, mają je tłumaczyć. Widząc te obrazy przesuwające się przed naszymi
oczami, doznajemy z kolei uczucia, które stanowi ich odpowiednik emocjonalny.”
W dziełach plastyki również dokonuje się taki proces wewnętrznego przeobrażenia,
dyskursu i interioryzacji wartości. Patrzę i pogrążam się w wizji; może to być
przeżycie afirmatywne, przeobrażające, modelujące. Sztuka wiele razy pełni rolę
języka tkającego barwne narracje w celu uzyskania określonego efektu. „Malowidła
skalne są poprzednikami piktogramów; witraże czy tympanony katedr opowiadają historię
świętą wiernym, którzy umieją patrzeć, ale jeszcze nie nauczyli się czytać; a
muzyka czy nie opowiada o emocjach, którzy potrafią je przeżywać, a nie
potrafią jednak o nich mówić”- pytał M. Dufrenne. W gruncie rzeczy istnieje
jakaś „lingwistyka sztuki.” Otwieramy obrazy i czytamy je, szukając wytchnienia
w rozkołysanym i rozedrganym do granic możliwości świecie. Człowiek pozbawiony
przeżywania estetycznych uniesień staje się jedynie produktem bezmyślnej
masowej kultury, która go niesie niczym fala; narzucając najczęściej tylko to,
co jest mierne, płytkie i szybkie do skonsumowania. Kilkanaście dni temu byłem
uczestnikiem kilku artystycznych imprez. Coraz częściej powracam z wernisaży
rozczarowany lub jakoś estetycznie rozedrgany. Oglądam współczesne malarstwo i
mam wrażenie że już je wcześniej widziałem. Nie przeżywam sztuki należycie i
poważnie, tak jak być powinno. Zbyt wiele zapożyczeń i dosłownych cytatów.
Można wrzucić do jednego pudła Strzemińskiego, Malewicza, Mondriana- wymieszać,
uprościć i uzupełnić kolorystyką Rothki, przyłożyć literalny stempel-
wypuszczając jako własne indywidualne dekorum artystycznej osobowości. To
jeszcze zbyt mało, aby czytanie i przyswajanie sztuki było ponętne, ciekawe i w
jakiś sposób filozoficznie głębokie. Takie malarstwo nie budzi mnie w
istnieniu. Nie stawia naprzeciw Piękna- które powinno zadrgać posadami mojej
duszy. Czy ta redukcja nie jest próbą usprawiedliwienia własnej niemożności stworzenia
czegoś naprawdę własnego ? Być może jest to symptom naszych czasów. Wymijające się
na autostradzie kultury awangardy jednego sezonu. Hokusai uważał, „że
należałoby żyć sto trzydzieści lat, by móc narysować jedną gałąź.” Kiedy
histeryczna i pośpiesznie podawana do konsumpcji sztuka trafia na ulicę i
salony nowoczesnych przestrzeni, to ja uciekam do sztuki dawnej. Artysta
niegdyś przez swoje dzieła stawiał fundamentalne pytania. Dzieła wyrażały nostalgię
za wiecznością, wiarą, miłością, uskrzydlonym człowieczeństwem. Dawni mistrzowie-
pomimo dzisiejszych głosów o charakterze utylizującym i dekonstrukcyjnym-
zawsze są wielcy, a ich wytwory to ciągle „bestsellery.” Tak, jestem
konserwatywnym degustatorem sztuki, w której centrum pulsuje piękno.
Wyeliminowanie piękna jest atrofią sztuki ! Pewnie dlatego na wizualną kulturę
wolę spoglądać oczami filozofa- teologa, a tylko okazjonalnie historyka sztuki.
Człowiek w rozmaitych odruchach własnej natury nosi w sobie pragnienie
odkrywania piękna, ponieważ jak mówili chrześcijańscy myśliciele z pierwszych
wieków, nosi w sobie „ukryty poetycki logos.” Człowiek zostaje wezwany i
uzdolniony do odczytywania piękna w naturze i kulturze. „Piękno jest blaskiem
prawdy”- mówił poczciwy Platon. Piękno nie może być przeciwstawione bytowi-
unicestwione. Jeżeli w sztuce zabraknie piękna to duch ludzki będzie w niewoli
brzydoty, bylejakości, niszczących zmysły iwentów antysztuki. „Piękno jest nie
tylko celem sztuki, ale także celem życia- pisał M. Bierdiajew- Celem
ostatecznym nie jest piękno jako wartość kultury, ale piękno jako byt, to
znaczy przemienienie chaotycznej ułomności świata w piękno kosmosu... Piękno
jest wielką tajemnicą !” Sztuka musi być profetyczna- pełna ognia, oświecona
mądrością, tak aby Piękno mogło wyjść na spotkanie naszego ducha. Misterium
fascinosum !