Życie wielu ludzi gubi
się w rozproszeniu. Są zajęci tak wieloma sprawami, iż nie dostrzegają pulsujących wokół siebie źródeł. Człowiek
osadzony w gąszczu codziennych spraw, równie mocno potrzebuje duchowości, co nasycającego
głód ciała chleba. Kiedy wchodzisz do księgarni i robisz szybki rekonesans
wystawionych na półkach publikacji, to pierwsza błyskawiczna myśl jest taka:
ktoś chce opowiedzieć mi o życiu i dać na nie receptę. Psychologiczne przewodniki
mnożą się w nieskończoność, stając się nużącym bajdurzeniem o sukcesie który zdaje
się udziałem nielicznych jednostek, gotowych na mocowanie się z brutalną rzeczywistością
w konwulsyjnym wyścigu po laur zwycięstwa. Już nas nie męczą nachalni
akwizytorzy, lecz etatowi kołczerzy z groteskowym uśmiechem na twarzy i
szablonową motywacją, mającą na celu obudzić w nas gigantów własnego życia.
Człowiek boi się dzielić swoim lękiem, a jeśli to czyni przybiera to formę ekshibicjonizmu w stylu talk show. „Gdybym był ogniem spaliłbym świat”- wzdychał za inną,
zrodzoną z pożogi rzeczywistością Campanella. Utopia wiecznie niezaspokojonych
i nieustannie stymulowanych ku pochwyceniu szczęścia marionetkowych ludzi. Staliśmy
się społecznością obarczoną nieustanną autokorektą- ciągłym dopasowywaniem się
do panujących trendów w życiu prywatnym i zawodowym. Stosując tu klucz orwellowski,
ktoś chce nam szeptać do ucha i sterować naszym życiem, aby być dopasowanym-
niczym puzzel do uprzednio wyrysowanej układanki. Mistrzowie podejrzeń i
manipulacji ! Człowiek rozbija się o ciągłe wymagania którym ostatecznie nie
potrafi sprostać. Przestaje myśleć samodzielnie i czuje się zagubionym. Ludzie
silą się na oryginalność, a wystarczy być sobą i emanować pięknem swego
wnętrza. Wielu idzie przez życie jak buldożer. Wszystko taranując po drodze,
bez sentymentów i pobłażliwości dla tej słabszej- raczej wrażliwszej strony
świata. Tak naprawdę to człowiek jest sam w swojej absolutnej wolności;
ceremonialnym pochodzie ku sławie. „Największe niebezpieczeństwo, które grozi
człowiekowi, kryje się w nim samym. Wczoraj była nim ignorancja, dzisiaj jest
to zakłamanie.” Osiąganie ciągłych rekordów w życiu intelektualnym, zawodowym i
rodzinnym. Obsesja bycia jak najsprawniejszym i doskonalszym od innych. „Żal z
powodu porażki jest oznaką pospolitości”- pisał Nietzsche. Wydaje się, iż idea
nadczłowieka tak silnie jest obecna w naszej zagmatwanej i próżnej
rzeczywistości. Porażka to przywilej słabych i prostodusznych nienadążających
za naglącymi potrzebami chwili. Spektakl próżności i nicości, bagatelizujący i
wykpiwający wartości najcenniejsze i nieprzedawnione. Chrześcijaństwo jako
jedyne próbuje się przeciwstawić temu stanowi rzeczy. Głosi wolność na
antypodach świata i uczy mądrości w której słabość, może być drogą do osiągnięcia
spokoju wewnętrznego i równowagi. Trzeba przeciwstawić świat korporacji, katedrze
ducha, gdzie Chrystus czeka na przyjęcie ze strony człowieka. „Moje ręce są
dłońmi nieszczęśnika, a stopy stopami Chrystusa- słyszę w hymnie św. Symeona
Nowego Teologa- Ja, niegodny, jestem ręką i nogą Chrystusa. Poruszam ręką i
moja ręka jest cała Chrystusem, albowiem boskość Boga nierozdzielnie złączyła się
ze mną.”