czwartek, 24 listopada 2022

 


Wczoraj w berlińskiej Galerii Mistrzów, niezwykle mocno poruszył mnie obraz Luca Giordano przedstawiający świętego Michała Archanioła, poskramiającego demony i godzącego włócznią siedlisko zła. Symbolika tego obrazu zdaje się aż nazbyt oczywista i nasuwa cały szereg przemyśleń, dotykających dziejącej się wokół mnie rzeczywistości. Kolejne zmasowane ataki Putina na Ukrainę. Obłąkany rządzą władzy szaleniec, odbiera prawo do istnienia ludziom w imię tworzenia papierowej- imperialnej hegemonii. Myśli i czyny tego człowieka, stają się nagrobnymi inskrypcjami, wypluwając go tym samym, na margines cywilizowanego świata. „Los jednostki kierowanej przez nieznane potęgi- taka byłaby treść kolejnych zapisków w dzienniku intymnym diabła” (E. Cioran). Oddech staje się męczący, a łzy stają się jedynym środkiem perswazji wobec obojętności odwracających wzrok od zbrodni. Nic nie zapowiada końca tej wojny, a raczej budzi do istnienia głęboko uśpione potwory i plany których rozszyfrowanie przysparza paraliżujący niepokój. Czy jesteśmy na skraju jakieś bezsensownej zagłady ? To pytanie rezonuje pomiędzy złudną nadzieją na koniec tego konfliktu, a trzeźwym realizmem który podpowiada: Si vis pacem, para bellum ! W pejzażu życia jest tyle niewytłumaczalnego cierpienia i bezsensownej nienawiści na którą z mozolnym trudem odpowiada się miłością. „Istoty ludzkie podnoszą wrzawę potężną jak grzmot, podczas gdy ja wzdycham w milczeniu- pisał K. Gibran- bo przekonałem się, że każda szalejąca burza kiedyś ucichnie, że pochłonie ją otchłań czasu, a westchnienie przetrwa taj długo jak Bóg.” Jedynie nadzieja pomnaża okruchy dobra i drobne tąpnięcia wywołując szczelinę w ludzkich sercach; pomnażając pierwociny miłości. „Pewnego dnia wojna się skończy i wszyscy nareszcie odżyjemy ! Zagoimy się jak rany, odrośniemy jak kikuty nóg i rąk, jak ten pusty oczodół, w którym wiecznie ciemno. Zawołamy umarłych. Po imieniu. I wszyscy przyjdą”- tli się we mnie nadzieja poetyki Hałyny Kruk. Za kilkanaście dni wybieram się na Ukrainę. Będę towarzyszył jednemu z ojców z monasteru pod Lwowem. Nie wiem, co przyniesie los i jakie obrazy wyryją się w mojej pamięci. Grad ostrzału lub bezpieczny wąwóz, którym będzie można się przeprawić jak Mojżesz ze swoim ludem przez epicentrum szalejącego żywiołu. Tylko nadzieja przydaje skrzydeł i uśmierza lęk. Boję się, jak każdy w którego uszach brzmi dźwięk syreny nawołującej do ukrycia się w bezpiecznym miejscu. U świętego Bazylego w katechezie chrzcielnej, czytam: „Gdyby Izrael nie przeszedł przez morze, nie uszedłby przed faraonem; jeśli więc nie przejdziesz przez wodę, nie ujdziesz przed okrutną tyranią szatana.” Na końcu tej zawiłej i mrocznej drogi jest Zmartwychwstanie !