Dla belfrów i ich uczniów
rozpoczął się czas długo wypatrywanych wakacji. Nie ma tu miejsca na marnotrawienie
chwil, lecz przygoda do której przynaglają osnute uprzednio w marzeniach
miejsca. Wyjść z rozgardiaszu męczącej codzienności. Z tych impertynenckich schematów
myślenia i działania. Przy nieustannym rachowaniu wszystkiego, wschodzi we mnie
myśl Sofoklesa: „Świat jest pełen cudów, ale nie masz cudu nad człowieka.”
Porzucić siebie, aby w pielgrzymce odnaleźć siebie ! „Egzystencja ludzka i
wolność są od początki nierozłączne”- tak uważał Fromm. Istnieje tyle szlaków
które jeszcze nie zostały przebyte, przestrzeni za których to grzbietem
skrywają się tajemnice porośnięte historią i naznaczone obecnością ludzi,
których usta napełnione są barwnymi opowieściami. Wędrowiec zawsze jest ciekawy
świata. Poruszony kolejnym zakrętem skrywającym splecione drogi na których
widnieją odbite ślady stóp- tych innych- będących również w drodze i drogą. To
wszystko łączy jakaś wspólna nić, inteligencja życia i mistyka oczu, podekscytowana
powabami czasu wschodzącego wraz ze słońcem u brzasku nowego dnia. Nasze zmysły
są stworzone do tego oglądu, ponieważ to jedynie przedsmak tego, czym wieczność
nas oczaruje. „Ziemia posyła nam tyle światła, że możemy przy jej blasku
odbywać podróż bez przerwy”- czytam u Żuławskiego. Nie trzeba być poetą lub
malarzem, aby budzić się wraz z ciałami niebieskimi i unosić się ku przestworzom
jak ptaki obłaskawione promieniami i muśnięciami przychylnych wiatrów. „Jak
przejmujący jest widok pustyni porytej kawernami wygasłych wulkanów, z cienkimi
łańcuszkami ludzkich śladów, które przyszły z nieba i do nieba mają powrócić, a
które, być może, przetrwają naszą ziemską cywilizację.” Człowiek jest pełen
cieni i potrzebuje tych poruszeń, pozwalających się najpełniej przekładać na
język wiary. Chrześcijan przenika „radość z obietnicy życia wiecznego i radości
tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Zdumienie to dziecięca umiejętność odkrywania
obecności Boga. Znajdowania Go poza opasłymi dziełami mędrców, za łodygą
kwiatów i w kroplach spulchniającego ziemię deszczu (łzach aniołów dających o
sobie znać). Spacer pomiędzy tym, co ożywione i pobłogosławione w pierwszym
dniu tchnienia, wydaje się najwspanialszym z traktatów które ciągle się piszą i
wydaje się, że ich ukończenie nastąpi wraz z apokaliptycznym zerwaniem pieczęci.
Droga leczy dusze ze zwątpień i kaprysów zbuntowanego przeciwko innym
człowieczeństwa. W samotności kosmicznej, zaczynasz głębiej zasysać powietrze i
dostrzegać sprawy zgoła inaczej, niż w pieleszach własnego domu. Dusza słowiańska
nie potrafi żyć, bez wymiaru nieskończoności- zawsze jest zbliżaniem się do
granicy dwóch naprzeciw siebie wyrosłych światów. Aby zrobić coś sensownego,
poza natrętnym gnieceniem telefonu w dłoni i gapieniem się w ekran komputera,
to położyć się na ziemi i wlepić oczy w niebo. W tej pieszczotliwym nic nierobieniu
zawiera się kwintesencja istnienia w istnieniu- poetyka wieczności ! Nasze
życie składa się z niepowtarzalnych chwil, których wartości nie można wyliczyć,
zmierzyć, oszacować… Obrzeża stawania się. Nagłe olśnienie dane jest tym,
których umysł stał się wolny od balastu konieczności, a przeniknięty głębią
wyobraźni muśniętej palcem Boga. Ustawić się plecami do miasta na przydrożnym
kamieniu na którym patriarcha Jakub zasnął przygnieciony gwałtownym
przynagleniem Miłości.