Noszę w sobie głębokie
pragnienia, aby słowa mogły posiąść siłę podążania za głosem serca. Za
gwałtownością żywiołów, które wielkimi haustami zasysa wnętrze spragnione
natychmiastowego nasycenia. Stajesz w miejscu, gdzie wszystko wydaje się
banalne, oczywiste i powtarzalne. Zmysły szukają uspokojenia od nieustannego
spracowania i czujności której zahibernowanie wydaje się odrobinę zgubne i
ryzykowne. Czujność i dyspozycyjność znamionuje tych, na których wybudzenie długo nie trzeba
czekać. Stają natychmiast – już- sprężyści i gotowi do wykonania litanii
powinności. „Ziemia jest pokryta nową rasą ludzi, którzy są zarówno
wykształceni, jak i analfabetami, opanowali komputery i nie rozumieją już nic o
duszach, a nawet zapominają, co kiedyś oznaczało takie słowo”(Ch. Bobin). Antychryst z Legendy Sołowjowa nadciąga jako wielki manipulator i dobroczyńca
ludzkości, superinteligentny perfekcjonista, zamieniający wolność na uwodzącą
niewolę rzeczy. Na zewnątrz zgiełk i gąszcz zapachów zbieranych do wielkiej
amfory osamotnienia. Ulica spracowanego miasta dudni od biegnących na przełaj
ludzi, ich zagmatwanych rozmów, ciężarów i dramatów, których obecności każdy
chciałby uniknąć. Pomiędzy biegunami tak dobrze znanego i możliwie
przewidywalnego świata, rozciąga się naprężona cięciwa na której jak na
pięciolinii wypisuje się niewidzialna i stłumiona muzyka odległej od naszej
odysei. Brzmią mi w uszach prowokujące do namysłu słowa Chantal Desol: „Ten,
kto odmawia wpisania się w skończoność, wyprowadza się z ludzkiej historii.
Ostatni buntownicy mogą porzucić pisma, ale nie zostawią żadnego płomienia.”
Paskudnie urządzony świat, nie może unicestwić ducha wolności, zatrzeć
przepastnych perspektyw, pozbawić zakorzenienia w pięknie jutrzejszego poranka-
świetlistości zmartwychwstania i zamieszkałych w jego przestrzeni zmartwychwstałych.
„W kosmicznym cudzie Zmartwychwstania sens zwyciężył bezsens”- powie
Bierdiajew. Platoński Fajdaros roztacza
wizję bogów, którzy na skrzydlatych rydwanach przemierzają przez niebo ku
Istocie Istotnie Istniejącej. Pociągnięci ich przykładem, podążają po ich
śladach ludzie. Prawosławiu bliska jest wizja wspinaczki- Rajskiej drobiny- po której śmiertelnicy wstępują ku wychylającego
się przez okno wieczności Chrystusowi. Ikoniczność człowieka otwarta na bliskość
intrygująco przyciągającego oblicza Boga. Jakże uroczo koresponduje z tą myślą
modlitewne westchnienie św. Teresy od Jezusa: „Niech nic cię nie niepokoi,
niech cię nic nie przeraża. Wszystko mija, Bóg się nie zmienia. Cierpliwość
osiąga wszystko. Temu, kto ma Boga, nie brakuje niczego. Bóg sam wystarcza.” Ile
w tych słowach jest zachwytu i nadziei; promiennej radości forsującej bastiony zniechęcenia
i rozpaczy. Słowa pęczniejące pod naporem cierpienia, przeistoczonego się w
promienną miłość wobec Oblubieńca, poza którym świat jest złudzeniem i nic nieznaczącym
epizodem, a nawet fałszywie brzmiącym akordem źle zinterpretowanego dzieła. Ostatecznie,
w przypływie szczerości wyznam, podążając za Thibonem: „Fascynują mnie wyłącznie
prawdy niesprawdzalne: piękno, miłość, Bóg na samym szczycie i we wszystkich
śladach swej tajemnicy, odciśniętych na każdym poziomie stworzenia…”