środa, 24 kwietnia 2024

 

Kilka dni włóczęgi z moimi uczniami po królewskim mieście Krakowie. Wydeptane uliczki, nieoczywiste zaułki, miejsca niecodzienne w swoim historycznym kostiumie i towarzyszącej jej aurze, podniesionej niczym mgła, ponad koleinami czasu i nawarstwieniami nowoczesności schlebiającej turystycznej klienteli. Uwrażliwiam uparcie młodzież, aby miała oczy szeroko otwarte na pulsujące życie miasta – zaklęte w jego detalach i niepowtarzalnych nigdzie indziej osobliwych niuansach sztuki. Od architektury po drobne bibeloty, usadowione szczelnie w witrynach przedwojennych lub jeszcze starszych kamienic Kazimierza, aż po odleglejsze w czasie zakamarki średniowiecza zatrzymane w romańskich i gotyckich świątyniach i trajektoriach ulic. Nie sposób pisać o kulturze tego miasta, ponieważ pojemność słów, wydaje się niewystarczająca i może się okazać jedynie powierzchownie naszkicowaną opowieścią- jedną z tych, które zalegają w rozchwytywanych przez turystów przewodnikach. Każde kompendium wiedzy zdaje się być niewystarczającym i zgoła powierzchownym. „Kto chce poznać duszę Polski – niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumy garści wybrańców ducha”- pisał W. Feldman. Potrzebujemy takich miejsc które leczą nas z widm i otwierają na nieprzedawnione piękno. Akropol Wawelski ze stanisławowską katedrą i erupcją renesansu w arkadowym dziedzińcu pałacu. Królewska nekropolia i pamięć pokoleń przemierzających krypty, uświadamiając że początek jest o wiele odleglejszy, niż płoche wczoraj. Milcząca przesłanka czasu, rzeźbiącego zbiorową pamięć narodu. Spoglądam na profetyczny obraz Wyspiańskiego Planty o świecie, dostrzegając u końca drogi to samo wątłe światło latarni które nie zgasło i prowadzi coraz to nowych śmiałków ku wolności bez której nie sposób żyć. Kraków wczorajszy i dzisiejszy którego tkankę stanowią ludzie o podobnej jak niegdyś wrażliwości. Rozproszeni po urokliwych restauracyjkach i kawiarenkach; może bardziej pośpieszni ale równie przejęci przestrzenią wołająca o namysł
i moment uwagi. Artyści i myśliciele, duchowni i ludzi różnorakich profesji tworzących świat tak silnie magnetyzujący tych, którzy napływają z zewnątrz i próbują się tu zadomowić. Miasto wielu kultur i języków brzmiących eterycznie w powietrzu którego hausty są odświeżeniem po męczących wędrówkach i gwarnych straganach. Muzea i galerię, ryneczki i wyśmienite smaki wiktuałów których zapach kusi, przyciąga i schlebia podniebieniu. Tak wiele zaskoczeń i impresji. Idę ulicą i dobiega mnie śpiew kobiety wykonującej arie przed jezuickim kościołem świętych Piotra i Pawła. Gromada ludzi przystających na chwilę i oklaski przerywane ciszą. Przechodzę na ulicę Szpitalną, wejście do niepozornej kamienicy i cerkiew na piętrze w którym rozbłyskują mym oczom ikony Nowosielskiego. Wszystko zdaje się wychyleniem ku czemuś nieprawdopodobnemu i niepowtarzalnemu. Zostaję tu jeszcze na chwilę, przykładając ucho i przecierając oczy.