sobota, 6 kwietnia 2024

 

Ostatnie kilkanaście dni wzniosło w moim wnętrzu silne przeświadczenie, iż życie wymaga nieustannych korekt, twardych decyzji, porzucenia miejsca w którym się osiadło i poczuło pozornie bezpiecznie. To przynaglenie było nieobce biblijnym patriarchom, prorokom i gwałtownikom proklamującym na dachach zaryglowanych domów, że Bóg jest prawdą, sensem, miłością i największym z możliwie upragnionych bogactw. Czasami dobrze opuścić oswojone przez siebie miejsce, aby wejść w przestrzenie w których rysują się przepastne tajemnice Obecności. Każdy ma prawo do samotności, aby pod jej naporem porzucić zbędne balasty przyzwyczajeń i zmurszałych schematów myślenia i działania. „Człowiek nie rodzi się dla szczęścia. Człowiek może zasłużyć na szczęście cierpieniem. Tylko cierpieniem. Takie jest prawo naszej planety”- kreślił drżącą dłonią Dostojewski. Czasami trzeba obrać nową ścieżkę, przekroczyć próg domu i poszukać nowych studni przy których orzeźwienie staje się na powrót świętem. Kiedy przekraczasz pewien rubikon, przyciszasz głos, aby usłyszeć kroki Tego, który w danej chwili niesie ciebie na swoich ramionach. „Im bardziej zbliżasz się do światła, tym bardziej wiesz, że jesteś pełen cieni” – pisał Ch. Bobin. Niezakorzenienie to słowo oddające coś z twórczego niepokoju który mi towarzyszy pod wpływem dziejących się obok i zarazem przetrącających mnie wewnętrznie wydarzeń. Mocuję się jak Jakub z Aniołem i dźwigam na sobie brzemię którego hiobowy ciężar i próba, jest błogosławionym stanem duchowego oprzytomnienia i łaski. Wobec tak piętrzących się doświadczeń jedna rzecz wydaje się najbardziej realistyczną z rozwiązań; przezwyciężyć je bądź mieć w nich swój udział. Filozofia Bierdiajewia nauczyła mnie otwartości na wolność i delikatne muśnięcia Ducha: „Chrystus zapragnął dobrowolnej miłości ze strony człowieka. Nie może nigdy do niczego zmuszać, a Jego Oblicze zawsze jest zwrócone ku naszej wolności. Bóg przyjmuje do siebie wyłącznie ludzi wolnych. Oczekuje od człowieka miłości dobrowolnej.” To genialne przesłanie roztoczyła przede mną mądrość prawosławia w której to odbiór tajemnicy Boga dokonuje się w głębi osobowego jestestwa człowieka, szarpanego przez zewnętrzne przeciwności losu. Pełne nadziei wydaje się przynaglenie, aby rozsiąść się na stromym szczycie wieczności i czekać na świetliste Oblicze Mistrza, wobec którego święty Piotr zaczął się jąkać i chciał pośpiesznie stawiać namioty. Modlę się słowami Psalmisty: „Ześlij mi Twoją światłość i Twoją prawdę: one mnie powiodą i zaprowadzą mnie na Twoją świętą górę.”