A
gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł
naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go
(Łk 15,20).
Oczami wyobraźni widzi
się głębiej, niż utrwalonymi schematami szkolnej egzegezy. Przypowieść Jezusa
wymaga spojrzenia, dotyku, zapachu, odtworzenia topografii serc bohaterów, aby
wyłuskać ostatecznie najpiękniejsze przesłanie miłosierdzia; przebaczenie poza
racjami skrzywdzonej pamięci i roztrzaskanego na kawałki serca. Jakże ważne
wydają się elementy sztafażowe tego krajobrazu – konteksty za którymi rozgrywa
się dramatyczne napięcie wolności. Pierwiastek dobra i zła, grzechu i
miłosierdzia, przenika na powierzchnię słów przytoczonej przez Chrystusa
przypowieści. Wiele razy próbowałem odtworzyć w wyobraźni drogę syna,
opuszczającego w pośpiechu dom z sakiewką zawieszoną u pasa tuniki i
rozmyślającego o powabach tego świata. Próg na którym pozostawił ślad obitego
sandała. Wybiegł tak szybko w świat, nie zważając na czyhające na niego
niebezpieczeństwa. Blask i pokusa posiadania, utopiona w złudnej wolności tak
szybko odsłoni kulisy rynsztoka do którego można się raptownie stoczyć. Wbrew
logice przyzwoitości i przewidywalności, wdepnie w koryto ześwinienia i
obrzydzenia. Zacznie gnić jak stronki młócone zębami wieprzy. Bezczelny głupiec
tułający się pomiędzy kasynami, karczmami, a domami publicznymi-
uszczuplającymi wymuszoną- nie słusznie należną mu część majątku. Ewangelia
pozwala nam zrozumieć prawdziwą naturę grzechu; życie pełnie cieni i
niebezpieczeństwa. Bycie w amoku i eksploatowanie przyjemności, aż do granic
duchowego obłędu. Nieprzytomność umysłu i rozpacz duszy. Można stać na skraju
świata i mętnie spoglądać, jak życie mija w oddali. Opamiętanie przychodzi
dopiero później. Sięgnięcie dna, uruchamia strumień łez i tęsknotę za domem.
Powstanie z kolan to nie wszystko. Zagubiony syn stał się mężczyzną dotkniętym
stygmatem błędu. Roztrzaskana doszczętnie dusza rozpoczyna monolog-
pertraktacje, której przedmiotem jest żyć lub umrzeć: „Zabiorę się i pójdę do
mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem !” Tak powtarzał setki razy, aż
język zastygł mu w gardle. Kiedy okrzepł, natychmiast wyruszył w drogę. Z
młodzieńca opuszczającego pielesze domu, stał się śmierdzącym bezdomnym którego
się omija z daleka. Dialektyka pychy ustępuje miejsca łasce i kiełkującej
świadomości ocalenia. „Skrucha- czytam u św. Tichona- jest to żal po Bogu,
który jak mawiał apostoł, skruchę tę zamienia w zbawienie.” Ostateczną
konsekwencją skruchy jest motywacja do powrotu i pokajanie. Zobaczyć gest Ojca
i jego wypełnione łzami po brzegi oczy, który rozpościera w akcie miłości swoje
ramiona, wychodzi na drogę z tęsknotą, wyczekując swojego zagubionego-
zniszczonego przez grzechy- dziecka. „Przekreśl księgę moich win i zapisz imię
moje w księdze życia i miej litość nad Twoimi stworzeniami i nade mną, tak
bardzo grzesznym”- modlił się Nerses Snorhali. Pocałunek, przytulenie,
wzruszenie i eksplozja miłości, która czyni chrześcijaństwo wrażliwym na
przebaczenie, to wielkość wypływająca z pełnego miłosierdzia serca Boga.
Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami, rozległością serca, źródłem łez
które przynoszą oczyszczenie i wskrzeszają na nowo do życia. Ile to razy w
naszym życiu zranieni jesteśmy grzechem, zagubieni, pełni buntu i wewnętrznej pychy.
Przechodząc przez dramat upadku, potykając się o swoje iluzje szczęścia, w
pewnym momencie przypominamy sobie, że On nas autentycznie kocha i się nami nie
brzydzi. Bóg ciągle wychodzi cierpliwie na drogę i wygląda naszego powrotu, bo
wie że jesteśmy poranieni i pełni lęku. Kiedy duma, pycha i egoizm się
wyczerpią pozostanie tylko tęsknota za Miłością. Święty Ambroży wypowiedział
taki zdumiewający pogląd: „Bóg stworzył człowieka i wówczas odpoczął mając
wreszcie kogoś, komu może przebaczyć grzechy". Te słowa stanowią
wielką ekonomię miłosierdzia. Odnaleźć w sobie marnotrawne dziecko.
Odnaleźć dom Ojca !