niedziela, 25 lutego 2024

 

A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go (Łk 15,20).

Oczami wyobraźni widzi się głębiej, niż utrwalonymi schematami szkolnej egzegezy. Przypowieść Jezusa wymaga spojrzenia, dotyku, zapachu, odtworzenia topografii serc bohaterów, aby wyłuskać ostatecznie najpiękniejsze przesłanie miłosierdzia; przebaczenie poza racjami skrzywdzonej pamięci i roztrzaskanego na kawałki serca. Jakże ważne wydają się elementy sztafażowe tego krajobrazu – konteksty za którymi rozgrywa się dramatyczne napięcie wolności. Pierwiastek dobra i zła, grzechu i miłosierdzia, przenika na powierzchnię słów przytoczonej przez Chrystusa przypowieści. Wiele razy próbowałem odtworzyć w wyobraźni drogę syna, opuszczającego w pośpiechu dom z sakiewką zawieszoną u pasa tuniki i rozmyślającego o powabach tego świata. Próg na którym pozostawił ślad obitego sandała. Wybiegł tak szybko w świat, nie zważając na czyhające na niego niebezpieczeństwa. Blask i pokusa posiadania, utopiona w złudnej wolności tak szybko odsłoni kulisy rynsztoka do którego można się raptownie stoczyć. Wbrew logice przyzwoitości i przewidywalności, wdepnie w koryto ześwinienia i obrzydzenia. Zacznie gnić jak stronki młócone zębami wieprzy. Bezczelny głupiec tułający się pomiędzy kasynami, karczmami, a domami publicznymi- uszczuplającymi wymuszoną- nie słusznie należną mu część majątku. Ewangelia pozwala nam zrozumieć prawdziwą naturę grzechu; życie pełnie cieni i niebezpieczeństwa. Bycie w amoku i eksploatowanie przyjemności, aż do granic duchowego obłędu. Nieprzytomność umysłu i rozpacz duszy. Można stać na skraju świata i mętnie spoglądać, jak życie mija w oddali. Opamiętanie przychodzi dopiero później. Sięgnięcie dna, uruchamia strumień łez i tęsknotę za domem. Powstanie z kolan to nie wszystko. Zagubiony syn stał się mężczyzną dotkniętym stygmatem błędu. Roztrzaskana doszczętnie dusza rozpoczyna monolog- pertraktacje, której przedmiotem jest żyć lub umrzeć: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem !” Tak powtarzał setki razy, aż język zastygł mu w gardle. Kiedy okrzepł, natychmiast wyruszył w drogę. Z młodzieńca opuszczającego pielesze domu, stał się śmierdzącym bezdomnym którego się omija z daleka. Dialektyka pychy ustępuje miejsca łasce i kiełkującej świadomości ocalenia. „Skrucha- czytam u św. Tichona- jest to żal po Bogu, który jak mawiał apostoł, skruchę tę zamienia w zbawienie.” Ostateczną konsekwencją skruchy jest motywacja do powrotu i pokajanie. Zobaczyć gest Ojca i jego wypełnione łzami po brzegi oczy, który rozpościera w akcie miłości swoje ramiona, wychodzi na drogę z tęsknotą, wyczekując swojego zagubionego- zniszczonego przez grzechy- dziecka. „Przekreśl księgę moich win i zapisz imię moje w księdze życia i miej litość nad Twoimi stworzeniami i nade mną, tak bardzo grzesznym”- modlił się Nerses Snorhali. Pocałunek, przytulenie, wzruszenie i eksplozja miłości, która czyni chrześcijaństwo wrażliwym na przebaczenie, to wielkość wypływająca z pełnego miłosierdzia serca Boga. Chrześcijaństwo mierzy się otwartymi ramionami, rozległością serca, źródłem łez które przynoszą oczyszczenie i wskrzeszają na nowo do życia. Ile to razy w naszym życiu zranieni jesteśmy grzechem, zagubieni, pełni buntu i wewnętrznej pychy. Przechodząc przez dramat upadku, potykając się o swoje iluzje szczęścia, w pewnym momencie przypominamy sobie, że On nas autentycznie kocha i się nami nie brzydzi. Bóg ciągle wychodzi cierpliwie na drogę i wygląda naszego powrotu, bo wie że jesteśmy poranieni i pełni lęku. Kiedy duma, pycha i egoizm się wyczerpią pozostanie tylko tęsknota za Miłością. Święty Ambroży wypowiedział taki zdumiewający pogląd: „Bóg stworzył człowieka i wówczas odpoczął mając wreszcie kogoś, komu może przebaczyć grzechy". Te słowa stanowią wielką  ekonomię miłosierdzia.  Odnaleźć w sobie marnotrawne dziecko. Odnaleźć dom Ojca !