piątek, 23 lutego 2024

 

Być może zakrzepłe, a nawet cierpkie wydadzą się moje diagnozy o stanie ludzkiej natury. Nawet największy chaos może przepruć uzdrawiające tchnienie Ducha. To przeświadczenie teologa uczepiającego się nadziei. „Jak dobrze jest na świecie! – pomyślał przewrotnie bohater powieści Pasternaka – Ale czemu to zawsze tak boli?” Nasza epoka zakochana jest w narcyzmie i ekshibicjonizmie reprodukowanym na potęgę w różnej maści społecznościowych portali i Instagramów – locus amoenus. Człowiek sprzedaje siebie w imię powierzchownej popularności i częstotliwości podglądactwa podnoszącego słupki oglądalności – zauważalności, rzekomo przynoszącej profity i zazdrosny poklask. Wszechobecna eksplozja obrazów w sieci, przyczyniła się do zatarcia autentyczności ludzkiego ja i obsesji ciała wykreowanego „siebie samego jako innego”(P. Ricoeur). Jakże to dramatyczne i komiczne zarazem, egzystencja uparcie szukająca potwierdzenia i zauważenia. Czas botoksu i operacji plastycznych, korekt wszystkiego, co można ulepszyć, poprawić, perfekcyjnie zastąpić, tak iż można oszukać czas – odwlekając o kilka minut starość i śmierć. Thambos – niszczące upojenie istnieniem. To żałosny powrót do zakładania archaicznych masek, mających skutecznie przykryć zagubionego w sobie człowieka; odwrócić od zalęknionego balastem istnienia poranionego dziecka ! Twarz oglądana nie wyraża już prawdy o kimś, tylko przewrotnie żałosnym „czymś.” Czas płciowych aberracji i odważnych opinii, zdolnych wysadzić w jednym momencie całą humanistyczną refleksję w krainę ośmieszenia i zagłuszenia. Efemerydy rozpasanej nowoczesności i bolesnego rozdwojenia. Materia w stanie konwulsji i upadku, potrzebująca gwałtownego poruszenia z góry. Człowiek rozhuśtany do granic możliwości, na drodze eksperymentalnej ciekawości płci – sromu „bramy rozkoszy” i fallusa przekazującego żar prokreacji. Nastoletnia dziewczyna nie może kupić napoju energetycznego w sklepie, ale bez problemu może nabyć tabletkę wczesnoporonną, aby uniknąć konsekwencji niecierpliwie przeżywanej miłości. W imię ogłupiale artykułowanej wolności eksperymentuje się ze wszystkim, przekraczając to coraz to nowe granice. „Jesteś bowiem istotą społeczną, a właśnie w tym, co społeczne, rodzi się zło”- pisał Przybylski. Ilu to ludzi chciałoby pokonać siłę ciążenia, wychodząc od swojego ciała w kierunku „powłoki” modyfikowanej podłóg zmieniających mód, czy gustów. „W uczestnictwie człowiek urzeczywistnia się albo jako ikona Boża, albo jako demoniczny grymas małpy Boga. Człowiek nie ma swojego własnego oblicza, nie ma po prostu ludzkiej twarzy”(P. Evdokimov). Niewykluczone, że po tych ucieczkach w niebezpieczne przestrzenie, przyjedzie moment zatrzymania, twórczej refleksji, powrotu do punku w którym początek, będzie zapowiadał świetlisty i niczym niezmącony koniec- edeniczną harmonię, przebóstwienie mężczyzny i kobiety w objęciach czułego Boga. „Ty utkałeś mnie w łonie mej matki”- przywołuję onieśmielenie Psalmisty, stającego z nabożnym dystansem do własnego ciała. Po wyczerpanych możliwościach przywdziewania różnych masek, kostiumów i ról, przyjdzie czas na autentyczność, świeżość myśli i zdolność do zaakceptowania siebie i otaczającego świata. „Sztuką jest zatrzymać się, zanim ogranie nas zmęczenie” – czytam Dzienniku Guittona. W ogromie przygniatającego zła, tli się odrobina dobra i nadziei. W przestrzeni zagubienia, odtrąceń, zaprzeczeń i profanacji, staje Krzyż Chrystusa wbity w ziemię którego cień pada ludzką bezradność. Rajski szczep Raju, przesadzony na Golgotę ludzkich grzechów, zaparć i ucieczek na skróty. Pod jego koroną można się schronić i ocalić. Potrzebną na gwałt wydaje się konieczność duchowego uwewnętrznienia; wyjścia poza cielesność gwałtownie przeżywaną i targaną pragnieniami podsycanym przez wiecznie niezaspokojony świat. Zdemistyfikowany Eros zamętu, powraca do miejsca bezpiecznego zachwytu, równowagi uczuć i spokojnego tańca ciał. Czuwać nad sobą i zachować ascezę, to przynaglenie na miarę przeżywanego postu. Zażegnać katastrofę ludzkiego bytu, wychylając się ku Tajemnicy.