poniedziałek, 12 lutego 2024

 

Czas naszych dni - to lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt: a większość z nich to trud i marność, bo szybko mijają, my zaś odlatujemy (Ps 90,10).

Kruchość i bezradność, wydają mi się najbardziej adekwatnymi słowami opisującymi jesień życia, starość, towarzyszącą jej retrospektywność i rozszerzający się cień śmierci. „Ludzie i skrawki papieru gnane przez zimny wiatr, który dmie przed czasem i po czasie”- pisał T.S. Eliot w Gerontionie. Spoglądam na moją kochaną mamę dobijającą do osiemdziesiątego roku życia. Tak wiele w niej dziecięcych wspomnień, jakby przeszłość była schronieniem przed mającą nastąpić niewiadomą jutra. Ciągle zachowuje sprawność umysłu, fizyczną aktywność i czułość którą dzieli starannie i obficie swoich bliskich. Upływ czasu i namnożone choroby, czynią koniecznym mozolne pielgrzymki po lekarzach, rozwlekłe rozmowy o chorobach i przeciwdziałaniu im tak, aby nieznośna konieczność istnienia, miała posmak nadziei i uśmiechu – wbrew uwierającym krzyżom codzienności. „Są to bowiem pęknięcia powierzchni, dotyczące naczynia, nie jego zawartości”- rozmyślał na pustyni Saint-Exupéry. „Starość jest rozbitkiem”- powiedział F. Mauriac, a zatem każdy człowiek jest skazanym na siebie istnieniem, na wyspie którą jest brak kogoś lub czegoś. Najtrudniejsza jest samotność, efekt natychmiastowego rozstania. Drugą połowa duszy, która odchodzi zbyt nagle, bez długich pożegnań i magnetyzujących spojrzeń. Mój ojciec odszedł w śnie, nagle i spokojnie. Tylko stary, zawieszony na ścianie drewniany zegar, zatrzymał wskazówkę i zarejestrował czas jego przejścia. Druga w nocy ! W tym wieku każdy starzec staje wyczulonym ekspertem od medycy i farmacji w miarę osobistych potrzeb i nienarzucania się komukolwiek z nutą osobistego cierpienia, wspomnień i łez, rzeźbiących bezsenność długich nocy i konwersacji z Bogiem, oraz sobą samym. U Przybylskiego przeczytałem, iż „starość jest czasem żałosnego tułactwa umysłu między znużeniem i aktywnością. To czas chorobliwych wzlotów i gwałtownych upadków. Tylko nieliczni starcy, raz wzleciawszy w niebo, szybują długo na wysokościach niby radosne jaskółki. Większość doświadcza bolesnych zapaści, co nie oznacza wcale, iż nie próbuje podnieść się z prochu.” Przygrabione ciało pod brzemieniem trosk i ciężkości świata w którym jedynie młodość jest cnotą godną uwagi i zawłaszczenia. Nogi dźwigające bezładne ciało w którym iskra młodzieńczej witalności schowała się pod powierzchnią serca, gdzie przelewa się ocean szumiących uczuć i pragnień. Umysł wypełniają wspomnienia, tak intensywnie, iż zwyczajne przedmioty i sytuacje zaplanowane na dziś, przestają mieć znaczenie i gubią się w gąszczu gęsto przeżytej i rozpisanej na strofy historii. „W głębi waszych nadziei i pragnień ukryta jest cicha wiedza o tym co was czeka. Jak ziarna śpiące pod śniegiem, serce wasze marzy o wiośnie”(K. Gibran). Twarz staje się płótnem malarskim, w którego zagłębieniach, każde krosno przyjmuje barwę tęczy i świetlistość wschodów słońca. Dłonie stają się gliną – spękaną, chropowatą, w której papilarności biegną źródła przeżytych dotknięć, muśnięć miłości i odtrąceń. Oczy odbijają już smugę wieczności, ponieważ w jej natychmiastowości oczekiwania wszystko egzystuje, wzrasta ku przygodzie poranka. „Byłam na jakieś krawędzi milczącej, co nie ma trafnego nazwania… To pół sen, półdrzemka przywołująca. Od siebie to jest umykanie”- przeczytałem w przejmującym umysł wierszu Achmatowej. Ziarno na wietrze przesadzone do innego ogrodu ! Wiedza starego człowieka, niczym orzech wyskakuje z twardej łupiny. Dzisiaj nikt już nie chce słuchać starców, zatapiać się w ich mądrości, tracić czasu na przeszłość. Wolimy odwracać wzrok i zamykać oczy, aby odsuwać faktyczność przemijania i bolesną szkołę zmagania z tworzywem człowieczeństwa. Jedynie Bóg jest cierpliwym i otwartym na szeleszczące westchnienia interlokutorem. Zbiera zawiniątka myśli i umieszcza je w wielkiej bibliotece Raju. Ostatecznie starość to świt !