Czas
naszych dni - to lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt: a
większość z nich to trud i marność, bo szybko mijają, my zaś odlatujemy
(Ps 90,10).
Kruchość i bezradność,
wydają mi się najbardziej adekwatnymi słowami opisującymi jesień życia,
starość, towarzyszącą jej retrospektywność i rozszerzający się cień śmierci. „Ludzie
i skrawki papieru gnane przez zimny wiatr, który dmie przed czasem i po czasie”-
pisał T.S. Eliot w Gerontionie. Spoglądam
na moją kochaną mamę dobijającą do osiemdziesiątego roku życia. Tak wiele w
niej dziecięcych wspomnień, jakby przeszłość była schronieniem przed mającą
nastąpić niewiadomą jutra. Ciągle zachowuje sprawność umysłu, fizyczną
aktywność i czułość którą dzieli starannie i obficie swoich bliskich. Upływ
czasu i namnożone choroby, czynią koniecznym mozolne pielgrzymki po lekarzach,
rozwlekłe rozmowy o chorobach i przeciwdziałaniu im tak, aby nieznośna
konieczność istnienia, miała posmak nadziei i uśmiechu – wbrew uwierającym
krzyżom codzienności. „Są to bowiem pęknięcia powierzchni, dotyczące naczynia,
nie jego zawartości”- rozmyślał na pustyni Saint-Exupéry. „Starość
jest rozbitkiem”- powiedział F. Mauriac, a zatem każdy człowiek jest skazanym
na siebie istnieniem, na wyspie którą jest brak kogoś lub czegoś. Najtrudniejsza
jest samotność, efekt natychmiastowego rozstania. Drugą połowa duszy, która
odchodzi zbyt nagle, bez długich pożegnań i magnetyzujących spojrzeń. Mój
ojciec odszedł w śnie, nagle i spokojnie. Tylko stary, zawieszony na ścianie drewniany
zegar, zatrzymał wskazówkę i zarejestrował czas jego przejścia. Druga w nocy ! W
tym wieku każdy starzec staje wyczulonym ekspertem od medycy i farmacji w miarę
osobistych potrzeb i nienarzucania się komukolwiek z nutą osobistego cierpienia,
wspomnień i łez, rzeźbiących bezsenność długich nocy i konwersacji z Bogiem,
oraz sobą samym. U Przybylskiego przeczytałem, iż „starość jest czasem
żałosnego tułactwa umysłu między znużeniem i aktywnością. To czas chorobliwych
wzlotów i gwałtownych upadków. Tylko nieliczni starcy, raz wzleciawszy w niebo,
szybują długo na wysokościach niby radosne jaskółki. Większość doświadcza
bolesnych zapaści, co nie oznacza wcale, iż nie próbuje podnieść się z prochu.”
Przygrabione ciało pod brzemieniem trosk i ciężkości świata w którym jedynie
młodość jest cnotą godną uwagi i zawłaszczenia. Nogi dźwigające bezładne ciało
w którym iskra młodzieńczej witalności schowała się pod powierzchnią serca,
gdzie przelewa się ocean szumiących uczuć i pragnień. Umysł wypełniają
wspomnienia, tak intensywnie, iż zwyczajne przedmioty i sytuacje zaplanowane na
dziś, przestają mieć znaczenie i gubią się w gąszczu gęsto przeżytej i
rozpisanej na strofy historii. „W głębi waszych nadziei i pragnień ukryta jest
cicha wiedza o tym co was czeka. Jak ziarna śpiące pod śniegiem, serce wasze
marzy o wiośnie”(K. Gibran). Twarz staje się płótnem malarskim, w którego
zagłębieniach, każde krosno przyjmuje barwę tęczy i świetlistość wschodów
słońca. Dłonie stają się gliną – spękaną, chropowatą, w której papilarności
biegną źródła przeżytych dotknięć, muśnięć miłości i odtrąceń. Oczy odbijają
już smugę wieczności, ponieważ w jej natychmiastowości oczekiwania wszystko
egzystuje, wzrasta ku przygodzie poranka. „Byłam na jakieś krawędzi milczącej,
co nie ma trafnego nazwania… To pół sen, półdrzemka przywołująca. Od siebie to
jest umykanie”- przeczytałem w przejmującym umysł wierszu Achmatowej. Ziarno na
wietrze przesadzone do innego ogrodu ! Wiedza starego człowieka, niczym orzech
wyskakuje z twardej łupiny. Dzisiaj nikt już nie chce słuchać starców, zatapiać
się w ich mądrości, tracić czasu na przeszłość. Wolimy odwracać wzrok i zamykać
oczy, aby odsuwać faktyczność przemijania i bolesną szkołę zmagania z tworzywem
człowieczeństwa. Jedynie Bóg jest cierpliwym i otwartym na szeleszczące
westchnienia interlokutorem. Zbiera zawiniątka myśli i umieszcza je w wielkiej
bibliotece Raju. Ostatecznie starość to świt !