Czy można żyć bez
sztuki ? To pytanie stawiają różne osoby: artyści, intelektualiści, przygodni
obserwatorzy zachodzących zmian w kulturze i języku plastycznej wypowiedzi. To
pytanie ważne, natarczywe, szczególnie dla osób za których wytworami ukryta
jest głęboka filozofia życia. Jestem świeżo po lekturze książki bp. Michała
Janochy pt. „Piękno w ciemności świeci”. Z tej książki wtrąciłbym jedno zdanie-
jako diagnozę pewnego stanu rzeczy: „Myślę, że cechą wielkiej sztuki jest to,
że ona nie potrafi przemawiać poza warstwą semantyczną- przez samą swoją formę,
bo dobro i piękno są czymś ponadczasowym. Wielkie dzieła sztuki poruszają nas
nadal, chociaż czasem nie znamy ich kontekstu historyczno-kulturowego, w którym
powstały. Może inaczej niż dawniej, ale jednak na nas działają. Natomiast
sztuka współczesna rzeczywiście bywa bezradna bez komentarza. To jest duży znak
zapytania”. Po tych słowach można pójść o jeden krok dalej i postawić pytanie:
Czy to, co nosi znamiona nowoczesności i ekstrawagancji, niejednokrotnie
połączonej z szokiem, niesie równie silnie znamię piękna zdolnego poruszyć tak
mocno wrażliwość dzisiejszych odbiorców ? Czy nie jest tak, że często twórcy
silą się na nowoczesność, zapominając że ich powołaniem jest być
przekazicielami piękna. Tylko piękno umożliwia artyście przejrzystość jego
sztuki- wyzwala ją z przeciętności, kiczu, wulgarności i dalekosiężnego rozkładu
na skutek dopasowania się do standardów artystycznej mody i salonowej cyganerii.
Dzięki pięknu sztuka staje przestrzenią epifaniczną i liturgiczną, a artysta
staje się kapłanem i piewcą świata, który potrafi wyjść poza sferę profanum. Jeden z moich uczniów wykonał
cykl malarskich prac podejmujących temat Dekalogu.
Od strony formalnej obrazy okazały się niezwykle kolorystyczne, plakatowe,
namalowane z rozmachem. Pod względem
treści okazały się absolutną klapą. Forma nie była wstanie udźwignąć treści.
Pozostał tylko marketing doznaniowy ! jak pisał Marshall McLuhan, „Sztuką jest
to, co ci uchodzi na sucho”. Surrealistyczne przedstawienia osób rzekomo
osadzone w „ramach” teologicznych Bożych Logoi,
stały się tylko miałkim moralizowaniem, ale czymś na wskroś
satyrycznym. Będę szczery. Jestem
zmęczony ars nova, krótkodystansowymi
wyścigami miałkich i nonszalanckich „mistrzów pędzla”. Żeby mnie nie posądzono
o nienawiść do współczesności, to powiem że jest kilku twórców nowoczesnych
którym mógłbym przykleić wizytówkę- Wielcy. Wielka sztuka jest odporna na upływ
czasu i zmieniające się gusta „roznegliżowanego” towarzystwa. Stało się to,
czego Baudelaire się obawiał: „Każdego dnia sztuka coraz bardziej traci
szacunek do samej siebie, kłaniając się zewnętrznej rzeczywistości”. Artysta
stał się kimś kto dekonstruuje, a nie powołuje coś do istnienia- przestał
wydobywać z materii piękno. Miał rację wiele lat temu mówiąc o „końcu sztuki”
Donald Kuspit „w sztuce współczesnej entropia staje się dominująca do tego
stopnia, że sztuka coraz bardziej wydaje się porażką twórczej inwencji. Nie
chodzi już o twórczą intuicję i twórczą wyobraźnię”. Może remedium na ten stan
rzeczy jest chrześcijańska sztuka ikony. „ W ikonie symbolizm się dokonuje i
przekracza: przemieniona twarz nie jest już symbolem, lecz rzeczywistością.
Wszelka cielesność wokół niej staje się duchowa, jakby wewnętrznie
rozsłoneczniona. Przemieniona jest sama przestrzeń, które utożsamia się z
przestrzenią, w której poruszał się Chrystus między Wielkanocą a
Wniebowstąpieniem… Wokół twarzy, na których objawia się niewyczerpaność osób,
rzeczy są jakby uwewnętrznione, sprowadzone do ich duchowej istoty”. W taki
sposób sztuka powraca do łona kultury, stając się na powrót kultem. To znak, że
Królestwo Boże jest już „tu i teraz”. Rahner wspominał, że kultura jest
przeniknięta znamieniem eschatycznym: „Ziemska kultura nie jest z pewnością
samym Królestwem Bożym, ale jest czymś w rodzaju znaku, obietnicy, rodzajem
sakramentalnego znaku, że Bóg kocha świat, że nie pozwala mu utonąć w chaosie
demonizmu”. Dlatego IKONA jest filokaliczną wizją piękna- „Nie ma i nie może
być nic piękniejszego od Chrystusa”. To uosobione Piękno przywraca równowagę
kulturze, wyzwala artystę ku penetracji transcendencji. Ciasna i psychologiczna
estetyka, zostaje dotknięta pięknem absolutnym, subtelnym, stanowiącym odbicie
Wieczności. Wejście w ikonę jest fascynującą przygodą- pozwalającą na
zobaczenie sztuki i rolę artysty w wymiarze filozoficznym i teologicznym. „Ci
malarze są wciąż przede wszystkim skupieni na tym, co duchowe- pisał krytyk
sztuki Jean Daleveze- bardziej zainteresowani sferą duszy niż sferą ziemi,
zwróceni raczej ku niebu niż ku życiu codziennemu… Ich cel to głosić chwałę tajemnic
religii, wyrażać wiarę i tę wiarę przekazywać”. Sztuka ikony nie jest zarezerwowana
dla pobożnych malarzy którym brakuje wyobraźni; ikona oczyszcza percepcję,
przywraca pokorę, polaryzuje w stronę piękna które ma źródło w Bogu. „Będąc
ekspresyjną, sztuka może wyrażać różne treści. Będąc wolną, może stać
się podobną do ikony…, lub zmienić charakter i przestać być sztuką”.