Mt 8, 1-4
Gdy
Jezus zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty
i upadł przed Nim, mówiąc: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus
wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony! » I natychmiast
został oczyszczony z trądu. Jezus powiedział do niego: «Uważaj, nie mów o tym
nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na
świadectwo dla nich».
Wielokrotnie
komentowałem ten fragment Ewangelii, zatrzymując się w jakimś ludzkim zachwycie
nad postacią Chrystusa uzdrawiającego gromadzących się licznie chorych. „Zewsząd
przybywali chorzy i opętani. Kładąc ręce na pierwszych, rozkazując drugim Jezus
mnożył oznaki swej łaskawej dobroci, a także świadectwo swej potęgi… Zawsze dla
dobra ludzi będzie używał mocy, która w Nim tkwi” (D. Rops). Bóg w Chrystusie
pochylił się nad ludzkim cierpieniem, bezradnością i niemocą. Przechodził i
ciągle przechodzi, kładąc dłonie na ludzi- obwieszczając miłość Ojca, wylewając
na rany uzdrawiający balsam życia. Święty Jan Damasceński powie: „Wszystko to
Pan wziął na siebie, by wszystko
uzdrowić”. Chrystus stał się „trędowatym”, aby przynieść pociechę ludziom
przygniecionym ciężarem krzyża. Takim Go wymalował w scenie Ukrzyżowania Matthias Grunewald. Ciało
Chrystusa konwulsyjnie powyginane, ciało naznaczone krwawiącymi i ropiejącymi
ranami. Patrzymy na Skazańca w stanie największej agonii i fizycznego rozkładu.
W tym przedstawieniu trędowaci, bezdomni, samotni w przeżywaniu cierpienia,
odnajdywali odrobinę sensu życia. Spoglądali na Miłość, która posunęła się aż do
wzięcia na swoje ramiona „trądu świata”- jego bólu i samotności wchodzenia w
śmierć. Cierpiący Bóg stał się trędowatym dzieląc ich tragiczny los. Z miłości
do ludzi, przeprowadza On swoją kenozę, umniejsza się, aż do zrzeczenia się na
swój sposób natury już beznamiętnej, nieskazitelnej, nieśmiertelnej i przebóstwionej,
by przyjąć naturę kruchą- wypełnioną niejednokrotnie łzami bezradności. Święty
Jan z Karpatos napisze: „Wielki lekarz cierpiących jest blisko. Wziął On na
siebie nasze choroby. On nas uzdrowił i uzdrawia swoją raną. Jest On tutaj,
stosuje teraz zbawienne lekarstwa.” Zdumiewa mnie w tej scenie niezwykła
skromność Jezusa, za każdym razem prosi ludzi, aby nikt nie mówił o tym kto
jest sprawcą uzdrowienia. Uzdrowieni w przypływie radości, wdzięczności, nie są
wstanie zachować tego faktu dla siebie. Wbrew woli uzdrawiającego rozbrzmiewają
niczym pudło rezonansowe słowa uwielbienia: Zbawiciel mi to uczynił !