Człowiek oszołomiony
rządzą gromadzenia informacji, każdego dnia spogląda przez przegrodę telewizora
lub komputera i próbuję na własnych użytek składać ze strzępów informacji swój
nieudolnie naiwny obraz świata. Każdego dnia zarzuca się nas tonami obrazów i
strzępami słów które czynią z nas bezmyślnych i pozbawionych głębi karłów. Nasza
rzeczywistość przemawia do wzroku- hipnotyzuje i obezwładnia go mnóstwem
migotliwych wabików. Mimowolnie jesteśmy obłaskawiani obrazami których
nieprawdopodobna siła perswazji, odbiera wolność wnętrzu, odwagę decydowania i
samostanowienia o sobie. Wszechobecna głupota wiedzie prym na mądrością. Pomimo
dorosłości wielu woli nie wiedzieć i żyć larwalnie, porzucając świadomie filtr
własnej inteligencji. Dla wielu plazmowy bożek stał jedyną wyrocznią, godną
zatrzymania i posłuchu. Jedno się zaczyna, a jeszcze inne kończy w kołowrotku
istnienia. O to zręcznie dba instytucja której kuratela osobliwie pilnuje swojej
anonimowości, a której wielowektorowe działanie ma być czymś na kształt nowej
religii. Mnogość przesuwających się twarzy i gadatliwych ust, stało się
gwarantem bycia na bieżąco ze światem który jest tak naprawdę na opak. Trzeba
wewnętrznej odwagi, aby porzucić mechaniczne gapienie się w pudło które
zwyczajnie zabija czas i zaśmieca umysł odpadkami rzekomych recept na życie. Współczesne
media na kształt antycznych „wyroczni” próbują umiejętnie roztaczać krajobrazy
duchowości jako rzekome remedium na zapętlenie w kryzysach, mistyfikując tym
samym rzeczywiste zagrożenia dotykające przestrzeni ludzkiego wnętrza na sposób
cyniczny i instrumentalny. Ma to bez wątpienia ogromne przełożenie na religię i
sposób jej percypowania. Uczucie wyparcia i kontestacji przypisywane naszej
epoce, są jednocześnie krzykiem i tęsknotą; porowatością która wymaga
remedium. Życie na powierzchni jest obarczone potrzebą nieustannego posiadania
wszystkiego, konsumpcji tak dalece ogłupiającej iż boli; włącznie ze śmieciami
zalegającymi na obrzeżach duszy. Wielu ludzi kieruje się zewnętrznością,
uwodzącą zmysły strategią prowadzącą ostatecznie do duchowego wyjałowienia. Chrześcijaństwo
ze swoją filozofią staje w centrum rozkrzyczanego świata. Podnosi w jego sercu
Krzyż i wyraża „konieczność pójścia aż do końca nocy samego siebie.”
Świetlistość najwspanialszego znaku odkupienia, czyni wbrew dywagacją
Nietzschego, świat utkany pajęczyną miłości pomimo ludzkiej kruchości i negacji.
Jakże brakuje nam kropli mistycyzmu tak silnie zraszającej życie ludzi unoszących
ponad przeciętnością i przewidywalnością codziennego dnia. Unosząc się na
powierzchni nie dostrzeże się głębi. „Kto wie o głębi, wie także o Bogu”- pisał
Paul Tilich. Tak sformułowana metafora odzwierciedla jakość ludzkiej
egzystencji rozpiętej pomiędzy, tym co zewnętrzne i królestwem wnętrza. „Znowu
dotykam twojego palca i znajduje cię”(G.M. Hopkins). „Chrystus zstąpił i
owładnął mnie”(S. Weil). Trzeba przebić się głową przez mur wątpliwości, aby
odnaleźć ścieżkę ku Prawdzie i Obecności- przyjętej, doświadczalnej i
przeobrażającej to, co banalnie uzewnętrznione, ku życiu świadomie
chrześcijańskiemu. Boska teurgia- nowy świat w którym „Bóg jest wszystkim, we
wszystkich.” Z tej ambiwalencji myślenia o świecie i jego powabach, wyrywa mnie
trzeźwa diagnoza Pascala: „Dość jest światła dla tych, którzy pragną widzieć, a
dość ciemności dla tych, którzy trwają w przeciwnym usposobieniu.”