niedziela, 3 lipca 2022
Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim (Łk 5,1-11).
Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka; otulone promieniami. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. Wrzask dzieci podrzucających kosze na brzegu i czekających na moment sortowania ryb. Podekscytowanych w tęsknocie za ojcami zawijającymi do domu. Zagęszczenie i uproszczenie czasu, tak silnie znamionujące reguły jakimi posługuje się wirtuozeria kina. Ewangelista Łukasz jest mistrzem sztuki montażu, zatrzymywania w kadrze drobiazgowych momentów w których człowiek doznaje wewnętrznego poruszenia, a które to uzewnętrznia się pewnego rodzaju zdumieniem. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne- lekko zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Grubo tkane płótna żagli, trzepoczą na wietrze- stając się ekranem na którym może się zatrzymać rozbłysk wschodzącego słońca. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia przefiltrowana przez moją nieudolną wyobraźnię. Pomiędzy wierszami istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem: „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn przygoda wiary. Misja do przekroczenia siebie, swojego życia, kalkulacji…, osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. „Złapanie w sieć nie oznacza omotania, lecz ratunek przed utonięciem. Może właśnie z tego powodu pierwsi chrześcijanie lubili z radością i wdzięcznością nazywać siebie pisciciuli, czyli rybki wyciągnięte z morza” (R. Cantalamenssa). Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. „Przemienienie, dzięki któremu pięknieją ci, którzy są piękni”(M.P. Jegou). Tutaj potrzeba erupcji wiary, aby to pojąć w całej rozciągłości zachwytu. To wydarzenie zmieniło niedostrzeżonych przez historię ludzi w apostołów, biskupów i stróżów depozytu wiary. Od tego momentu lęk ma być przekuty w pewność, a zwątpienie w bezgraniczną i przenoszącą góry wiarę. Słowa mają podnosić dachy domów, a cień ma uzdrawiać niedołężnych, sparaliżowanych, zagubionych w ciemności. „Oni są świadkami Jego ziemskiego życia, cudów, śmierci i zmartwychwstania, i kiedy nauczają o Nim, to głoszą to, co sami słyszeli, co widzieli i czego dotykali. Ich świadectwo w Pięćdziesiątnicy dopełnił Duch Święty przez dar prawdziwego jego tłumaczenia i realizowania w świecie”- pisał A. Schmemann. W końcu jest mój osobisty brzeg, łódź i sieci codziennych zmagań. Moja skryta we wnętrzu serca odpowiedź Mistrzowi: „Kocham i idę za Tobą.”