środa, 20 lipca 2022

Wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie (Ap 8, 11). Żyjemy w świecie „baumanowskiej płynności” i „politycznej poprawności” którą bez większego oporu można porównać do mikrosystemów totalitarnych. Wszystko jest zmienne, relatywne, pozbawione zakorzenienia, efemeryczne i poddane coraz to nowym zachciankom człowieka „końca historii”(Fukuyama). Rzeczywistość w której, jak pisze Sloterdijk, dokonuje się „masowa produkcja ostatniego człowieka.” Przerażające są te konstrukcje myślenia i próba transponowania tej wizji świata i uwikłanego w nim człowieka. Można tu dostrzec jaką podskórnią próbę maskowania przestrzeni rozpaczy, tym samym przestając być dzieckiem wolności, a stając się jedynie trybikiem masowej, kolektywnej konsumpcji dóbr; eksploatacji siebie w przyjemności. „Nowy człowiek” to hasło było niesione na purpurowych sztandarach bolszewickich rewolucji deptając na sposób totalny człowieka i jego wolność. Rewolucja „totalnej przemiany” to chwytne hasło po które sięgają zręcznie politycy, sugerując, że powierzone im poparcie pozwoli stworzyć podwaliny „lepszego świata” z wielką łatwością wyrzucającego zasady chrześcijaństwa na śmietnisko zmurszałej historii. Co w takim razie przyjdzie po religii ? To pytanie ważkie wokół którego oscyluje pytanie o człowieka i jego zawiły problem wolności. W Iluzjach demitologizacji dość zaskakująco jak na myśliciela identyfikującego się z marksizmem, symptomatycznie pisał Kołakowski: „po stuleciach wzrostu oświecenia budzimy się nagle pośród zamętu umysłowego i moralnego; coraz większym lękiem napawa nas widok świata, który zaprzepaścił swoje dziedzictwo religijne i nasz lęk jest dobrze usprawiedliwiony. Miejsce rozwianych mitów zajmuje częściej nie oświecona racjonalność, lecz jej przerażające świeckie karykatury i substytuty.” Nasz świat jest coraz bardziej wyjałowiony i głodny wartości, które w żaden- nawet najbardziej atrakcyjny sposób nie są w stanie wypełnić różnego rodzaju zamienniki. Kiedy się zdepta religię z jej fascynującą kulturą wyobraźni, wtedy pozostaje ogłupienie i pustka. Wielu przestało ufać Chrystusowi, a czeka niecierpliwie na Antychrysta. Bezwarunkowa ufność w świat i jego multiplikowane bożki, sprawia że człowiek staje się kruchą trzciną- pomimo idiotycznego buntu i zagubienia- smaganą powiewem zstępującego poza kategoriami czasu Ducha. „Martwy Bóg” jest jedynie intelektualną wymówką ludzi leniwych, bezideowych, wewnętrznie wyjałowionych; zagubionych dzieci postnowoczesnej dżungli. Era „zaćmienia Boga” jak trafnie oddaje to intuicja Bubera. Pomimo tych szaleństw chropowatej codzienności dla chrześcijaństwa Bóg jest nieustanną przygodą, porywem duszy, mistycznym rozkochaniem, drogą ku spotkaniu i przebóstwieniu. On jest fascynujący, nawet jeśli wokół dokonuje się szaleństwo absurdu i wyparcia, negacji i duchowego samobójstwa. Powraca mi pełne spokoju i radykalnej pewności, wyznanie Dostojewskiego: „Ów symbol jest bardzo prosty, oto on: wierzyć, że nie ma nic piękniejszego, rozumniejszego, odważniejszego od Chrystusa i z żarliwą miłością powiadać sobie, że nie tylko nie ma, lecz że być nie może. Więcej, gdyby ktoś mi udowodnił, że Chrystus jest poza prawdą i rzeczywiście byłoby tak, że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym pozostać z Chrystusem niż prawdą.” Bóg, a nie świat jest największym źródłem wolności człowieka.