Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski ? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon (Mt 2,1-2).
W Uroczystość Objawienia Pańskiego każdy chrześcijanin wyrusza w duchową drogę aby odnaleźć narodzone Dziecię i ofiarować Mu cenny dar. Nie wiem jaki to będzie dar, nie chodzi o coś przeliczalnego na pieniądze. Najłatwiej byłoby opróżnić bankomat i w ostentacyjnym geście przekazać wypchaną kopertę banknotów. Niektórzy myślą że w taki sposób zafundują sobie Niebo. Nic bardziej mylnego... Bóg nie potrzebuje sponsorów, donatorów, błyskotliwych pochlebców i słodkich samochwałów. Pragnie jedynie widzieć bijące- kochające człowiecze serce. Mamy być pokornymi kurierami przynoszącymi skarb wiary w naczyniach naszych serc. Idziemy wraz za Mędrcami którzy porzucili swoje wygodne siedziby, przestrzenie intelektualnych poszukiwań, zmagań, pewników i poczucia pewności. Odczytali znaki i wyruszyli w drogę pełną przygód. Nosili już od dawna tęsknotę za Królem który zmieni oblicze świata. Wędrowcy którzy na trwałe zapisali się w ikonografii chrześcijańskiej, w rzeźbiarskiej scenerii szopek, stając się tym samym bliscy ludzkim pytaniom o bliskość Boga. My również jesteśmy nomadami wiary, spragnionymi cudu, nieustannie poszukującymi Boga. Czasami boimy się wyruszyć z naszych wygodnych nisz życiowych ku niewiadomej spotkania… „Dla człowieka wierzącego Bóg nie jest przedmiotem, który można by włożyć do kieszeni, lecz osobą, której nie można znaleźć raz na zawsze, której się ciągle pragnie. Ludzie wierzący to lud, który wędruje przez pustynię ku Bogu”. Im bliżej jesteśmy poznania Boga, tym bardziej czujemy niedosyt, odległość, dystans który zamiast się skracać- wydłuża się coraz bardziej i bardziej. Poszukiwanie Boga staje się pragnieniem niezaspokojonym, połączonym z ogromem egzystencjalnego trudu zrodzonego z wędrówki pod gwiazdami. Tak naprawdę to On nas poszukuje, nie rezygnuje z nas nigdy, nie porzuca drogi z której my schodzimy w pogoni za wygodą i ciekawością przynoszącą duchowe obumieranie. Pięknie napisał Ferid Ed- Did Attar: „Przez trzydzieści lat szukałem Boga, a kiedy na końcu mojej drogi otworzyłem oczy odkryłem że On tam na mnie czekał”. W grocie pasterskiej Syn Człowieczy czekał na człowieka, nie chciał się tylko przedstawić i zamanifestować ubóstwo, ale aby spojrzeć w oczy wędrowców i każdego obdarować miłością. Święty Ambroży pisał o tych którzy złożyli wizytę Dziecięciu: „Śpieszą, by ujrzeć Słowo. Gdy bowiem widzi się ciało Boże, widzi się i Słowo, to znaczy Syna”. On stał się bezbronnym Dzieckiem, by każdy z nas stał się wreszcie dojrzałym w wierze. Urodził się w żłóbku, by każdy z nas mógł stanąć przy ołtarzu; zstąpił na ziemię, aby każdy z nas mógł wznieść się do gwiazd; nie miał miejsca; aby każdy z nas miał mógł otrzymać gotowe mieszkanie w niebie. Jest za co złożyć Bogu dziękczynienie.
W Uroczystość Objawienia Pańskiego każdy chrześcijanin wyrusza w duchową drogę aby odnaleźć narodzone Dziecię i ofiarować Mu cenny dar. Nie wiem jaki to będzie dar, nie chodzi o coś przeliczalnego na pieniądze. Najłatwiej byłoby opróżnić bankomat i w ostentacyjnym geście przekazać wypchaną kopertę banknotów. Niektórzy myślą że w taki sposób zafundują sobie Niebo. Nic bardziej mylnego... Bóg nie potrzebuje sponsorów, donatorów, błyskotliwych pochlebców i słodkich samochwałów. Pragnie jedynie widzieć bijące- kochające człowiecze serce. Mamy być pokornymi kurierami przynoszącymi skarb wiary w naczyniach naszych serc. Idziemy wraz za Mędrcami którzy porzucili swoje wygodne siedziby, przestrzenie intelektualnych poszukiwań, zmagań, pewników i poczucia pewności. Odczytali znaki i wyruszyli w drogę pełną przygód. Nosili już od dawna tęsknotę za Królem który zmieni oblicze świata. Wędrowcy którzy na trwałe zapisali się w ikonografii chrześcijańskiej, w rzeźbiarskiej scenerii szopek, stając się tym samym bliscy ludzkim pytaniom o bliskość Boga. My również jesteśmy nomadami wiary, spragnionymi cudu, nieustannie poszukującymi Boga. Czasami boimy się wyruszyć z naszych wygodnych nisz życiowych ku niewiadomej spotkania… „Dla człowieka wierzącego Bóg nie jest przedmiotem, który można by włożyć do kieszeni, lecz osobą, której nie można znaleźć raz na zawsze, której się ciągle pragnie. Ludzie wierzący to lud, który wędruje przez pustynię ku Bogu”. Im bliżej jesteśmy poznania Boga, tym bardziej czujemy niedosyt, odległość, dystans który zamiast się skracać- wydłuża się coraz bardziej i bardziej. Poszukiwanie Boga staje się pragnieniem niezaspokojonym, połączonym z ogromem egzystencjalnego trudu zrodzonego z wędrówki pod gwiazdami. Tak naprawdę to On nas poszukuje, nie rezygnuje z nas nigdy, nie porzuca drogi z której my schodzimy w pogoni za wygodą i ciekawością przynoszącą duchowe obumieranie. Pięknie napisał Ferid Ed- Did Attar: „Przez trzydzieści lat szukałem Boga, a kiedy na końcu mojej drogi otworzyłem oczy odkryłem że On tam na mnie czekał”. W grocie pasterskiej Syn Człowieczy czekał na człowieka, nie chciał się tylko przedstawić i zamanifestować ubóstwo, ale aby spojrzeć w oczy wędrowców i każdego obdarować miłością. Święty Ambroży pisał o tych którzy złożyli wizytę Dziecięciu: „Śpieszą, by ujrzeć Słowo. Gdy bowiem widzi się ciało Boże, widzi się i Słowo, to znaczy Syna”. On stał się bezbronnym Dzieckiem, by każdy z nas stał się wreszcie dojrzałym w wierze. Urodził się w żłóbku, by każdy z nas mógł stanąć przy ołtarzu; zstąpił na ziemię, aby każdy z nas mógł wznieść się do gwiazd; nie miał miejsca; aby każdy z nas miał mógł otrzymać gotowe mieszkanie w niebie. Jest za co złożyć Bogu dziękczynienie.
W
ikonografii chrześcijańskiej od najdawniejszych czasów dwie sceny Narodzenie Dzieciątka
i hołd złożony przez Magów łączą się w jedno, a możemy przykłady tej sceny
odnaleźć na mozaikach i sarkofagach z V wieku. Ewangelista Mateusz powiada, że
Mędrcy nie mieli kłopotu z interpretacją znaku. Wiedzieli, iż zobaczyli gwiazdę
Pana całego świata (Mt 2,2), którego narodziny miały zaważyć na dziejach całego
świata. Proroctwa mesjańskie były więc w jakiś sposób znane. Toteż Ojców
Kościoła nigdy nie dziwiła wiedza Magów, zdumiewała natomiast ich wiara. „Lecz
kim są owi magowie, czyż nie tymi, którzy jak historia poucza pochodzą od
Balaama, który przepowiedział, iż wnijdzie gwiazda z Jakuba. Są więc oni nie
mniej dziedzicami jego wiary, jak i jego rodu. On widział gwiazdę w duchu, Oni
oczami ją widzieli i uwierzyli”. Magowie potraktowali Gwiazdę jako znak,
który z jednej strony wzywa do interpretacji, z drugiej zaś stanowi wyznanie
wiary. Interpretacja wymaga wiedzy, wiara zaś porywu duszy. Wiara kazała im
odczytać ją jako znak poszukiwania. W rękach Magowie przynoszą dary dla Króla Niebios. Złoto, które jak
podaje Ewangelia- złożył Mag o imieniu Baltazar, symbolizowało wówczas
bogactwo, piękność i chwalebność. Wiązano je wówczas z adoracją królewską. Ten
podarunek był wyrazem czci dla Króla Królów. Mędrcy jak pisze św. Leon Wielki- „zanim
jeszcze wyruszyli w uciążliwą drogę, już pojmowali, kogo zwiastuje im znak
niebieski. Stąd też zrozumienie ich, że złoto należy mu złożyć w daninie jako
Królowi”. Kadzidło które złożył Melchior, palono na
Wschodzie jako znak ofiary, wyraz uwielbienia kogoś dostojnego-bóstwa. Mirra
przyniesiona przez Kacpra, był to cenny balsam, używano go jako wonność do
namaszczenia zwłok. Żydzi mieszali mirrę z winem, uzyskując narkotyk który miał
uśmierzać ból. Taki napój podsunęli Chrystusowi w chwili agonii na krzyżu
żołnierze rzymscy. Wskazywał on na śmierć. Syn Boży zrodzony według ciała,
poniesie śmierć w tym ciele, zostanie pogrzebany i zmartwychwstanie. Można te dary zinterpretować w kontekście
jeszcze w aspekcie przekazu moralnego, słowami nieznanego
wczesnochrześcijańskiego autora: „Przez złoto oznaczona jest mądrość. Przez
kadzidło wyrażona jest moc modlitwy. Przez mirrę z kolei dana jest figura
uśmiercania naszego ciała. Narodzonemu więc Królowi złoto ofiarujemy, jeśli
błyszczymy przed Jego obliczem, odbijając jasność niebieskiej mądrości.
Kadzidło ofiarujemy, jeśli przez święte oddanie modlitwom spalamy na ołtarzu
serca myślenie cielesne, ażebyśmy dostąpili tego, że przez niebiańskie
pragnienie wydawać będziemy słodką woń dla Boga. Mirrę ofiarujemy, jeśli przez
wstrzemięźliwość uśmiercamy występki ciała. Mirra bowiem sprawia że martwe
ciało nie gnije. Gnicie zaś martwego ciała oznacza wysługiwanie się tego
śmiertelnego ciała zalewowi rozkoszy. Mirrę więc ofiarujemy Bogu, kiedy
balsamem wstrzemięźliwości zachowujemy to śmiertelne ciało od zgnilizny
rozpusty.”
Symboliczna treść podarunków złożonych
Bogu-Człowiekowi miała na celu oddziaływać na całe pokolenia chrześcijan, również na nas
współczesnych abyśmy potrafili składać dar ze swojego życia, aby dokonywał się
w nas wzrost wiary w Tego, Który przyszedł aby odnowić cały świat. Największym
prezentem jaki możemy złożyć to nasza otwartość na Niego. Bóg pragnie być
przyjętym i pokochanym.