Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed
moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego
zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (
Mt 10,32-33).
Bardzo trudno jest szukać
szczęścia poza sobą, własnymi kalkulacjami i światem którego powabność staje
się dręczącą siłą obezwładnienia. W pełnym zabiegania i rozproszenia życiu
jakże trudno jest podejmować akt przybliżenia i stanięcia naprzeciwko Boga. Przyznanie
się do Niego w świecie podeptanych prawd, wyświechtanej moralności,
zakrzyczanej ciszy, czy przemęczenia natłokiem zewnętrznych bodźców, wydaje się
nie łatwą sprawą i wymaga osobistego heroizmu – świadectwa. Intensywna praca i
histeryczna gonitwa w poszukiwaniu straconego czasu, zabija ten miłosny poryw
duszy. To obezwładnia witalne siły, prowadząc do duchowego wyjałowienia i
apatii. „Ileż to dyskusji między narodami czy miedzy jednostkami kończy się
krzykiem z powodu miłości własnej albo przebiegłości złej wiary, ponieważ słowa
spadają z zewnątrz jak uderzenia tarana, choć winny rodzić ciszę jako
świadkowie Prawdy”(M. Zundel).Czytam ten fragment Ewangelii nie w perspektywie
eschatologii – wydarzenia finalnego którego ostatnią scenę dopisze dłoń przenikającego
historię i czas Boga. Rozmyślam o tym, co jest teraz i tutaj, codzienności
utkanej z sukcesów i niepowodzeń człowieka wędrującego w cieniu Boga i
zakrzątanego wobec Jego spraw. Powtarzalny i codziennie ponawiany wybór
Obecności, musi zakładać element pokory, uległości i dyspozycyjności którą
przenika powiew Ducha. Ostatecznie wszystko pochodzi od Niego. Święty Jan
Chryzostom twierdził, że stając się chrześcijaninem przez zanurzenie w wodzie,
zaczyna się dostrzegać błysk prawdziwego oświecenia, ale później skrywa się ono
w podświadomości. Trzeba zatem pracować, aby stać się świadomym tej obecności,
która wypełnia głębię istoty. Pozostaje jedynie nasze pragnienie przybliżenia
się i orientacji własnego życia ku Źródłu. Święci Ojcowie powtarzali: „Oddaj
Bogu swój zamiar, a otrzymasz siłę !” Jeżeli człowiek zapragnie być w Bogu, to
również i On będzie w tym, który wzbudza to pragnienie, uzdalniając tym samym
do świadectwa na zewnątrz – peryferii, gdzie już wiara ledwie się tli.
„Naśladujący wpatruje się jedynie w Tego. Którego śladem kroczy – pisał D.
Bonhoffer – Naśladujący, noszący obraz Chrystusa, który stał się człowiekiem,
został ukrzyżowany i zmartwychwstał; żyjący na podobieństwo Boga jest – rzecz
można w końcu – powołany do tego, by być naśladowcą Boga.” Dopiero tak
przemieniony i usposobiony atleta wiary, wychyla się ku wieczności, ku
Królestwu będącemu już w nim samym. Chrystus jest wśród nas !