Czułe
macierzyństwo i Czuła
Dziewica– to najpiękniejsze określenie względem ikony Matki Bożej
Włodzimierskiej. W tak wielu komentarzach na jej temat, słowo – czułość – wybrzmiewa
najmocniej i rezonuje ponad warstwę estetyczną która bez wątpienia przyciąga zmysł
wzroku. Milcząca Miłość którą w Niej inicjuje Paraklet. Anonimowy artysta wywodzący
się ze środowiska bizantyjskiego, musiał być człowiekiem ogromnej wiary i
miłości, iż potrafił stworzyć arcydzieło które oparło się naciskowi czasu. Prawosławie
rosyjskie jest naznaczone obecnością ikon maryjnych z których szczególnie ta,
spleciona jest z losami narodu i jego duchowej tożsamości. Jeżeli historia
sztuki jest nabrzmiała od przedstawień Maryi, to ten wariant ikonograficzny
jest rozpoznawalny poza granicami bezkresnego kraju, który tak pieczołowicie i ze
wszech miar pielęgnuje kult dziewictwa i macierzyństwa. Ona rozświetla kraj w
którym „najmniejsza przyjemność znajduje swoją karę, a człowiek łańcuchem
przeklął swoje niewolnictwo.” Aura towarzysząca temu przedstawieniu ma wymiar mistyczny,
w którym kobiecość emanuje kontrastowością i siłą szlachetnej prostoty. Złocistooliwkowa
karnacja twarzy, zatrzymująca na powierzchni odczucie spokoju i niepewności
zarazem. Święte zaskoczenie wobec dramatu Misterium. „Kobiecość to dar i los –
pisał Turczyński – Coś niezmiennie stałego w tym nieustannie zmieniającym się
świecie. Ona to wie. I właśnie tę wiedzę sygnalizuje Jej umykające spojrzenie,
pochylenie głowy. Jej pełna napięcia twarz… Ona. Bogurodzica. Theotokos, Matka
Boga. Pneumatofora. Nosicielka Ducha.” Jest tu silna sublimacja emocji, wobec
których widz zostaje wciągnięty w coś, co jest poza czasem i przestrzenią. Obok
tych odczuć, pojawia się stan wyciszenia i świętości – wykraczający poza język teologicznego
objaśnienia rzeczywistości do której wejścia jesteśmy zaproszeni jakby
ukradkowo i w tajemnicy przed zgiełkiem rozkrzyczanego zewsząd świata. Maryja
nawiązuje kontakt wzrokowy, nie z dzieckiem garnącym się do matki, lecz z druzgocącą
serce wizją przyszłości. Jej źrenica to jakby cienka zasłona, za którą jest
światło nowego dnia stworzenia. Z drugiej strony, w tych oczach rysuje się
przyszłość pełna cieni. „W chwili gdy mi się pojawiasz, moje serce miało całe
niebo, aby je oświecić. Musisz drżeć, żeby się rozwijać”- nasuwają mi się słowa
poety. Ból cierpiącej miłości Tego, dla którego przygotowany jest Krzyż –
narzędzie kaźni i materia uświęcenia – rosochate drzewo błogosławieństwa,
którego drzazgi będą drogocennymi klejnotami. Piękno oszpecone, zmiażdżone,
przygniecione krzykiem tłumu domagającego się krwi Sprawiedliwego. Taka
sceneria rysuje się w oczach Dziewicy, które jakby obawiały się spotkania ze
wzrokiem małego Jezusa. „Oczy Matki bez przerwy towarzyszą losowi każdego
człowieka i nic nie może zatrzymać porywu Jej matczynego serca”(P. Evdokimov). Jego prawa rączka
próbuje objąć Ją za szyję, znaleźć punkt zaczepienia, oparcia, pulsu który synchronizuje
się, czyniąc dwa naprzeciw obecne się siebie istoty – jednością, która w tym przypadku
ma już wymiar transcendentny. Usteczka dziecka szukają zespolenia, a wdech i
wydech powietrza jest jakby tchnieniem wieczności, czekającej na przebudzenie w
czasie ostatecznym – muśniętym dłonią Ducha. Matka gestem lewej dłoni wskazuje
na Syna, odsyłając do Źródła Miłości. Dłoń wyznacza również kierunek serca w
którym miesza się niczym w drogocennej szkatule: siła miłości, pokory,
zawierzenia, przyzwolenia, a nade wszystko cierpienia które ma wymiar
odkupieńczy. Apokaliptyczna Niewiasta wyznaczająca nam drogę ku „niezachodzącym
dniu Twego Królestwa.”