Życie
to szachownica dni i nocy, każdy z nas w rękach losu – figurka szachowa. Jakże
niepokojąca jest świadomość, że człowiek nie potrafi pielęgnować w sobie
pokoju, harmonii i spokoju będącego osnową szlachetnych i międzyludzkich
relacji. Rodzaj ludzki nie zginie od apokaliptycznego i zamaszystego gestu Boga
Sędziego, lecz z rąk ludzi - którzy od dawien dawna są architektami zagłady tych
innych – w domyśle sprawiedliwych i dobrych. W tej demonicznej zuchwałości odpala
pociski i odwraca wzrok od istnień, których ta broń pozbawia życia. Każda ze
stron jakiejkolwiek wojny, argumentuje swoje pobudki pragnieniem pokoju,
bezpieczeństwa i ochrony własnego terytorium – choć to mrzonki – płytkie usprawiedliwienia
zła, aby jak Piłat zmyć z rąk niewinną krew. Wszystkiemu towarzyszy
zobojętnienie, otępienie i bezduszność zamieniająca ludzkie serce w bunkier
odkładanych warstwowo krzywd i odwetów. „Czy śmierć pochłonie wszystko, co
zbudowaliśmy ? Czy wiatr rozwieje wszystko, co wypowiadamy ? Czy cień okryje
wszystko, co robimy ?” – pyta przesycony mądrością pustyni Gibran. Tysiące
usprawiedliwień stoi za użyciem siły wobec innych których przestaje się
postrzegać wobec Bożych prawd, a jedynie jako zagrożenia które natychmiast trzeba
odeprzeć odwetem i wyeliminować. Każdej wojnie towarzyszy śpiew obłąkanych Neronów,
czy Herodów bez mrugnięcia okiem – wycinających w pień najmłodszą latorośl ludzkości
eksterminowanej natychmiastowo i bez ostrzeżenia. „Całe nieszczęście jest w tym,
że mamy jeden świat do naprawy, a naprawców niezliczoną ilość. I dlatego ten
świat jest nieuleczalnie chory… Najpopularniejszym argumentem zwolenników wojny
jest twierdzenie, jakby ona była egzaminem z siły i energii. Największym dowodem
naszej siły ma być żądza unicestwienia siły drugich”(J. Wittlin). Konflikt irańsko
– izraelski jest tego najwyraźniejszym przykładem. Ten punkt zapalny może
rezonować i zasysać do wojny jeszcze innych, którzy na razie stoją z boku i
przyglądają się jaką postawę wobec którejkolwiek ze stron zająć. Zatrważający
jest fakt, że w zakulisowych deklaracjach będących czymś w rodzaju starszaka,
powraca niebezpieczeństwo atomowego niebezpieczeństwa, które może zainicjować
któraś z bardziej obłąkanych i przekonanych o swojej słuszności stron
konfliktu. Kilka mrocznych i nadętych od nienawiści deklaracji może zamienić świat
w piekło na obrzeżach którego rozsiądą się politycy i bogacze, rachujący zyski
i straty. Żadne słowo choćby najbardziej przenikliwe nie jest wstanie opisać
krajobrazu ludzkiego serca które przykrywa ciemność i szaleństwo przeorganizowania
życia innym. „Chcę zabić to, co martwe, aby ożywić to, co żywe. Im ciemniejszy
jest świat, tym bardziej trzeba będzie go oświecić” – pisał Ch. Bobin. Jakże
dramatyczna jest świadomość, że jedna część świata planuje wakacje i beztroski
wypoczynek, a jeszcze inna żyje w obawie przed kolejnym ostrzałem przeciwnika i
krajobrazem rozerwanych ciał ludzi i bezradności wobec mechanizmów które trybiki
nakręcają mocodawcy rozsiadli w wygodnych fotelach. Chciałby podążyć za słowami
poety i „rozkładać zlepki świata na rzeczy czyste i pierwsze.”