środa, 24 grudnia 2025

 

Zima z kaprysami pogody i zmianą nastrojów tak silnie rzeźbiących twarze przemierzających w pośpiechu ludzi. Na zewnątrz mróz srebrzy drzewa i cudownie iskrzy obłaskawiający promieniami słońca. W zaciszu mieszkania jest jakoś spokojniej i refleksyjnej. Święta jest mi dane przeżywać podwójnie- będąc osadzonym w dwóch wyjątkowych tradycjach chrześcijaństwa. W grudniu u mamy po katolicku, a w styczniu wedle prawosławnego obrządku. Jestem jak roślina która zakorzeniona jest w dwóch źródłach i z nich czerpie obficie soki istnienia. Powrót do rodzinnego domu zawsze jest sentymentalny i pozwala na wędrówkę do wspomnień z dzieciństwa. Brakuje tylko mojego taty, który to z właściwą dla siebie estymą nadawał świętom podniosły- quasi patriarchalny charakter. Dom to coś więcej niż gniazdo w którym przysposabia a następnie wyfruwa się w dorosłość. Każdy jego skrawek przywodzi chwile przeszłe, czynią pamięć rezerwuarem uczuć tak intensywnych, iż słowa wydają się wyblakłe. Wnętrze przenika zapach goździków, miodu i cynamonu, obficie dodanego do piernikowego ciasta. Przedświąteczne przygotowania mają swój określony rytuał, który porządkuje życie w najdrobniejszych jego detalach. Uświęcona tradycją przodków obrzędowość sprawia, że duch dziecięcych wspomnień powraca i przywraca obliczu dorosłości anielski uśmiech. Drzewko choinki przypomina, że mimo dotkniętej muśnięciem śmierci aury natury, zasadzone w wilgotnej ziemi ciągle zielenieje – muśnięte życiem w drobinach swojego igliwia żyje. Świat, widziany z poziomu łodygi przebijającej się przez skutą lodem ziemię, wydaje się czymś dramatycznym i godnym zatrzymania. Ale to nie smutek bierze górę nad tym, co zewnętrznie i namacalnie przeżywalne w konwulsji śmierci, lecz barwny świat wspomnień, nasycający duszę ciepłem po brzegi i siłą do dialogu miłości. Samotność natury poddanej paraliżującemu cyklowi obumierania i odradzania się, uświadamia prawdę o zmienności czasu, którego konieczność istnienia staje się źródłem głębokiej zadumy i współodczuwania wszystkiego w Pięknie zstępującym z góry w kruchym ciele Dziecka. Spotkanie z Nieogarnionym staje się częścią naszego przeznaczenia i niesie znaczenie które trzeba rozwikłać. „Świat jest piękny tej nocy: Gwiazdy krążą w okrągłym tańcu; Ogień płonie i słychać śmiech, I w grocie znów zrobiło się jasno. Bicie dzwonów w raju - Zwiastun Bożego Narodzenia; Śpiewajmy Panu: Sam Bóg nam się objawił!” (R.R. Tolkien). To część ukrytego Misterium ponad przeciętnością upływających chwil i smagających duszą wątpliwości. Dom wypełniony Obecnością. Płomień lampady zawieszonej przed ikoną Maryi z Dzieciątkiem i zapach wydobywający się ze spalanych ziaren kadzidła, oczyszcza powietrze, czyniąc przestrzeń codziennego przebywania, przenikniętą obecnością świata którego ledwie widoczne zstępowanie, potrafią tylko dostrzec dzieci o anielskich oczach i uszach utkanych z szeptu niebiańskich kolęd. Każde Święta ochraniają świat od zapomnienia o Bogu. Ich podniosła cudowność przenika tkankę utrudzonej egzystencji, podnosząc ją ku wyżynom czegoś zgoła tak nieprawdopodobnego i mistycznego zarazem. Ta zażyłość ze światem duchowym budzi z rezygnacji i samotności, niweczy bunt i zło, nadając wszystkiemu rysy szlachetności i współczucia. Człowiek pychy i autoafirmacji, odkrywa prawdę o sobie i prostoduszności której brak rodzi głód – potrzebę natychmiastowego nasycenia.  Mądrość Kościoła wskazuje na Boga, który stał się człowiekiem i który udźwignął naszą ziemską skończoność, wybrakowanie i ciążenie ku ziemi. Stał się pasją miłości Ojca, największego uzewnętrznia miłości na w głębinach ludzkiej samotności i odrzucenia.

niedziela, 21 grudnia 2025

 

W owym czasie, gdy Jezus wchodził do pewnej wsi, wyszło Mu naprzeciw dziesięciu trędowatych, którzy stanęli z dala. I podnieśli głos, wołając: Jezusie, Mistrzu, zmiłuj się nad nami ! (Łk 17,12-19).

W świecie starożytnym trąd był jedną z najbardziej strasznych i budzących obrzydzenie chorób. Potwierdzają to liczne świadectwa i obrzędy zachowywania czystości w Starym Testamencie, mające na celu uchronić człowieka przed mikrobem - inicjującym rozwój choroby w organizmie. Mycobacterium leprae jest bakterią, blisko spokrewnioną z prątkiem gruźlicy, znajdującą schronienie w ludzkim ciele, namnażając się wolno i niszcząc wszystko, co napotka na drodze. Niedostateczny brak higieny przyczynia się dynamicznego rozwoju bakterii, namnażając się i powodując spustoszenie organizmu oraz bolesne zmiany fizyczne, często prowadząc do rozciągniętej w czasie agonii i ostatecznie śmierci. Kruchość ludzi „których ciała – jak pisze Jacques Berlioz – są igraszką nieprzewidywalnych warunków środowiska.” Dramatyzm, namacalność i uzewnętrznienie tego stanu rzeczy, możemy doświadczyć w postaci ewangelicznego trędowatego. Ile to razy snujący się po drodze człowiek, wołał do Boga: Ciało nie należy do mojego „ja.” Daj mi miejsce w słońcu, aby mnie ujrzeli. Rozpadlinę w skale, aby woda Twego deszczu mnie obmyła. Wiatr roznoszący zapachy kwiatów i ziół, aby przykrył mój odór. Śmiech dziecka, zwiastujący niezmąconą radość istnienia i wspomnienie ulotnego piękna. Inną dłoń, co zedrze ze mnie skórę martwego węża i przywdzieje szatę godową. Ewangelia w innym miejscu mówi, iż Jezus dotknął trędowatego. Położył dłoń na twarzy, przemierzając jej brzegiem zachowane fragmenty wczorajszej cielesności w której jeszcze nie zalęgły się muchy. Głęboko zajrzał w jego wypłukane od łez oczy; przeniknął świat okropności i cierpienia. Otworzył duszę na natychmiastowe muśnięcie Ducha. Nieczysty drżał, a przez spękane słońcem usta, wydały nikłe słowa pragnienia i artykułowanej na skraju rozpaczy prośby. „Jest słowo zawierzone ciszy, które przekazuje nam cień” – powie poeta Jourdan. Mistrz przełamuje barierę lęku, okrywając trędowatych niewidzialną szatą współczucia. Dotyka ich, stając się „Bogiem wyczuwalnym” ! Jest ucieleśnieniem świata w którym ostatnie słowo należy do nadziei. Od tej chwili  trędowaty „symbol grzechu par excellence,” jest także „obrazem Chrystusa biorącego na siebie wszystkie skalania ciała i stającego się najobrzydliwszym z obrzydliwych gwoli zbawienia ludzkości”(J. Agrimi). Świadomie próbując odsunąć, a nawet wyrwać paraliżujący lęk z uczniów, wobec samego faktu choroby, jak i człowieka, którego ciało cuchnęło, puchło i odpadało kawałkami, stając się jedną, wielką, broczącą ropą i krwią raną. Los trędowatych był naznaczony wygnaniem i izolacją, odseparowaniem od świata „żywych.” Kołatka lub dzwonek zaciśnięty w dłoni, oraz jękliwe i przejmujące wołanie z oddali: „nieczysty, nieczysty” miały na celu ostrzegać osoby zdrowe przed spotkaniem na drodze z chorym. Człowiek – żebrak miłosierdzia wydany śmierci i Bóg w Chrystusie, milcząca i współczująca Miłość ! Dla jednych to epizod szaleństwa, dla innych ekonomia miłosierdzia, oczyszczenia sięgającego przez włókna ciała do duszy, a może jeszcze dalej ku horyzontowi Raju. Tak, poza zdruzgotanym cierpieniem ciałem jest szczęście ocalenia i przebóstwienia.     

czwartek, 18 grudnia 2025

 

O Oriens, Splendor lucis aeternae. Chrześcijanie różnych kościołów przygotowują się do antycypacji Narodzenia Pańskiego. Choć może ich dzielić rozbieżność terminu tego wydarzenia w kartach kalendarza, to co do istoty ich serca przenika święta i pełna nadziei tęsknota. Im bliżej świętowania, tym intensywniej wszystko staje się bliższe poznaniu Tego, który wchodzi w nasz zajęty sobą świat. Trzeba szczerości i prostoduszności dziecka, aby odkryć wokół siebie krainę ducha wraz z drobnymi detalami, układającymi się w ludzką i pełną szczerości tęsknotę. „Człowiek zraniony przez istnienie usiłuje naśladować nieobecność, kultywować wyobrażenie niczego, zabiegać o czystość pustki, opróżniać serce z jej osadów, unikać uczuć, być poprzez to, co nie jest”(E. Cioran). Każde święta wyzwalają nas z pokusy ujarzmiania życia, (z tego, co nie jest) testowania granic własnych możliwości i udawadnianiu innym czegokolwiek lub fałszywego tłumaczenia siebie. Bliskość tych drugich i prawda wychylające serce ku namacalności życia, zmusza do pogłębiania siebie- uczłowieczenia poddanego naciskowi łaski. W świecie w którym na każdym kroku proklamuje się, że religia umarła, a więzy rodzinne rozluźniły się, na dnie tego osamotnienia i buntu, niewidoczne spękania ludzkiego wnętrza wypełnia ciepło transcendentnego pochodzenia. Nad uskokiem otchłani zostaje przerzucona kładka po której można przejść i postawić nogi na ziemi błogosławieństwa. Pójść za przewodem gwiazdy. Dotrzeć do miejsca nowych narodzin. Królestwo konieczności nasycone odbierającymi wolność bożkami, musi ustąpić przed Królestwem które z proroczym żarem zwiastuje Ewangelia. Dziwny świat poddany nachalnym stereotypom, ulotnym ideologiom, przesądny i pełen nonszalancji wobec prostaczków, zostaje obnażony i poddany rezonowaniu wiary. „Jeśli serca nie nasycimy nieskończonością, trzeba nią zaspokoić zmysły”- twierdził Francois Mauriac. Przetrzeć przyprószony wzrok, zatęchły węch i zasklepione woskowiną ucho, aby usłyszeć oddech Dziecka położonego w korycie wśród cuchnącego bydła. Tego, który obłaskawia uśmiechem i rączką muska każdą z twarzy- nawet tych szkaradnych i wulgarnie bluźniących; zatopionych w mroku negacji i zwiędłych w możności miłowania. Światło może być ukryte pod korcem, ale ciągle się tli ! Nawet jeśli zastygło w ciemności, to jej ciemności przenika promień gwiazdy. Cud Betlejem jaśniejący poza bordiurą czasu. Drżenie miłości i jej świeżość, potrafi zmiękczyć najbardziej kamienne serce. „To już nie my żyjemy, ale Inny, Boży, który żyje w nas”- pisał w swoich Notatkach Dostojewski. Dla Boga nie jesteśmy skomplikowani, lecz jedynie nienarzucający się i poranieni, być może nie będą świadomi tego stanu rzeczy. „Miłość, którą Bóg kocha, staje się naszą miłością”(Wilhelm z Saint- Thierry). Nikt nam nie odebrał marzeń o przyszłości w której możliwy jest prymat miłości nad nienawiścią, sprawiedliwości nad cynizmem i chłodnym wyrachowaniem. Głębi nad powierzchownością po której kroczą ślepcy, mozolnie i po omacku szukający światła. Wyczekiwać pokoju forsującego tamę przemocy i ludzkiej zachłanności śmierci. W świecie w którym wojna odbiera tak wiele innym, jedynym i największym pragnieniem jest rozpoznanie zstępującej Miłości.

niedziela, 14 grudnia 2025

 

Zapytał Go pewien zwierzchnik: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij swego ojca i matkę!»* On odrzekł: «Od młodości przestrzegałem tego wszystkiego». Jezus słysząc to, rzekł mu: «Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź ze Mną». Gdy to usłyszał, mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty (Łk 18,18-27).

Podziwiam odwagę człowieka stawiającego Mistrzowi tak bezpośrednie i ważkie z punktu widzenia życia duchowego pytanie. Probierz wątpliwości targający każdym kto szuka drogi wyjścia z egzystencjalnego impasu. Z drugiej strony zasmuca mnie jego natychmiastowa odmowa i rezygnacja z próby podjęcia wyzwania, aby choć spróbować myśleć i żyć inaczej. Tak radykalna decyzja wyzbycia się wszystkiego, szczególnie dzisiaj zakrawałaby na akt szaleństwa i niezrozumienia ze strony świata, który potrzebę posiadania i pomnażania dóbr postawił jako priorytet tzw. szczęścia. „Maski  społeczne, które człowiekowi nękanemu przez brak tożsamości zapewniają sztuczne oddychanie”(G. Thibon). Rozpaczliwe zobojętnienie na wartości ducha i nieustannie podsycane pragnienia bogacenia się, przeniknęło umysłami tych którzy wpatrzeni w siłę pieniądza modelują rzeczywistość podłóg zachcianek i jakże często osobistego nieumiarkowania- czasami pogardy wobec tych słabych i nieporadnych życiowo. Jakże ciężko jest zakorzenić w przestrzeni którą kreśli Chrystus, zrodzić w sobie człowieka absolutnie wolnego od wszystkiego, co może zniewalać, blokować, nie pozwalając biec ku przygodzie wiary, budowanej na ufności i dyspozycyjności. Sprzedaj ! Upłynnij swój majątek- potraktuj go jak balast który ciągnie ciebie w dół i nie pozwala wznieść się wyżej. Dłoń zaciskająca banknot i oko w którym przesuwa się wyobrażenie zakupionych dzięki niemu rzeczy, może stać się krokiem ku czemuś destruktywnemu. To wielka próba dojrzałości, tygiel w którym hartuje się uczeń na kształt mnicha pozwalającego umrzeć wszystkiemu czego dotykały myśli, spojrzenia, dłonie, opuszki palców pozostawiające na wszystkim swój ślad. „I znużyło mnie bycie istotą stworzoną”- wyznał Valéry. Stać się ryzykiem Boga, bogatym ubóstwem. Drwiną ze wszystkiego, co uchodzi za kulturę sukcesu i prestiżu ! Dla stojących na zewnątrz ten wybór to rodzaj niezrozumiałej i nieakceptowalnej bezczynności- szaleństwa którego sens z tak wielką presją paraliżuje i zawstydza. Zgodnie z intuicją Mertona „stajemy się jako naczynia, z których wylano wodę, ażeby można je było napełnić winem. Jesteśmy podobni do szkła, oczyszczonego z pyłu i żwiru, ażeby mogło przyjąć blask słońca i zniknąć w jego świetle.” Ewangelia potrafi poderwać na nogi niedowiarków i próżniaków; obudzić z letargu lekkomyślności zapatrzonych w sobie młodzieńców; zrodzić charyzmatyków zdolnych jak święty Franciszek z Asyżu- obnażyć się i oddać swoje odzienie ojcu- zaślubiając panią biedę. Taka rezygnacja rzeźbi świętych i otwiera na rozcież bogactwa ducha. Brzmią mi w uszach słowa które Dostojewski włożył w usta błogosławionego starca z Młokosa: „Człowiek musi umrzeć  w pełnym świetle swego ducha, w szczęściu i pięknie, pragnąc swojej ostatniej godziny, i odchodzi radosny, jak kłos w stogu siana, w spełnieniu tajemnicy.”

środa, 10 grudnia 2025

 

Przeszedłem na przestrzał ulicą miasta. W witrynach się błyszczą świąteczne dekoracje, migotają lampki i reklamy nęcące promocjami klientów poszukujących interesujących prezentów na święta. „I wszelkie rozświetlenia otwierają tylko nowe otchłanie”- jak ulał pasuje do moich spostrzeżeń myśl Heideggera. Uwiera mnie ta komercja nastawiona na zysk- paskudnie uderzająca w strunę czekających zaspokojenia pragnień i ukonkretnienia ich w posiadaniu rzeczy- dzięki którym ten czas ma być bardziej magiczny (nie cierpię tego słowa) i rzekomo szczęśliwy. Fluktacja nastrojów, obca duchowemu przesłaniu płynącemu z Betlejem. „Miasta, jak sny, zbudowane z pragnień i lęków”- pisał słuszne i do bólu przenikliwie Calvino. Zniekształcone i zabrudzone widzenie rzeczywistości w którym sprawy naprawdę ważne, zostają zastąpione drobiazgami które poza tandetnym poczuciem chwilowego zadowolenia, nic do życia nie wnoszą. Uległość zahipnotyzowanym oczom które pragną, a te pragnienia dosięgają dna portfela lub wybrzmiewają w szeleście przytulanej do terminalu karty kredytowej. Cywilizacja kupowania, jakże wielu jest nią opętanych. „Świat istnienia znajduje się wyżej niż świat posiadania”- powie pisarz na miarę proroka Hamvas. Ten świat musi przepaść, inaczej będzie płodził istoty zakleszczone w rzeczach- materii której ostateczny los jest i tak na peryferiach miast- toksycznych zwałach śmieci. Pomimo szlachetnej idei obdarowania kogoś prezentem, kryje się pod powierzchnią tego aktu, skupienie na sobie i wewnętrzne przeświadczenie o wspaniałomyślnej hojności, mogącej co gorsza wbić w pychę. Odkryć sakralność w prostych gestach, człowieczeństwie otwartym i pełnym przebaczenia to jest miara wedle której winno się mierzyć kogoś, kto tak naprawdę zrozumiał ducha tych nadchodzących świąt. W przygotowaniu do misterium przyjścia Boga, trzeba się odwrócić od stereotypowej zbiorowej histerii tłumu, wejść w ciszę i pozwolić jej przeniknąć do najgłębszych obszarów człowieczeństwa. Przejść od konsumpcji do twórczości w której wnętrze tworzy najwspanialszą i pełną harmonii symfonię obdarowania w miłości. On nie może być przyjęty odmownie, tak jak nie może być pozbawiony naszej uwagi człowiek- stojący naprzeciw nam i głodny obecności !

niedziela, 7 grudnia 2025

 

Czasami życie uderza w człowieka każdymi drzwiami, potrącając tak mocno, że uciążliwy ból pozostaje na długo i z trudem ustępuje. „W życiu zdarzają się takie straszne chwile, gdy człowiek nie potrafi pozbyć się jakiegoś przykrego ciężaru, który ciąży mu na sercu”(K. Krúdy). Każdy dzień jest mocowaniem z sytuacjami które pojawiają się nagle i obezwładniają, wywołując reakcję obrony lub najczęściej uniku. Przyglądam się uważnie wydarzeniom które dzieją się obok i wewnątrz mnie, budząc niepokój i otwierając na jeszcze mocniejsze zawierzenie Bogu. „Ludzie to tkaniny, które łatwo się rozdzierają.” Wypadkową samopoznania jest rachowanie indywidualnych cierpień które przeniknięte wiarą stają się trudną, ale zrozumianą tylko w łonie chrześcijaństwa drogą pokory i błogosławieństwa. Miał rację Bierdiajew twierdząc, że w „człowieku przecinają się wszystkie kręgi bytu.” Pedagogia cierpienia otwartego na odkupienie i przeobrażenie. „Przechodzimy przez życie z jednym okiem nadmiernie aż wyostrzonym, z drugim ślepym, zaciągniętym bielem- pisał Herling-Grudziński- Wystarczy, by widzieć ? Nie, nie wystarczy.” W Ewangeliach jakże często Chrystus zdejmuje bielmo z oka patrzącego. Nakłada błoto i ślinę, przemywa wodą, dotyka, nakazuje wbrew przymusowi opornego ciała udać się do sadzawki i zanurzyć w wodzie której zmącenie dokonuje niewidzialna dłoń anioła. Zdejmuje bielmo, zrywa zaćmę; moment drżenia soczewki i przetarcie ciemności, światło i eksplozja barw przenikających widzącego i czyniących widzenie możliwym. Natychmiastowość cudu prężnie wypieranego przez podszepty rozumu uwikłanego w uprzednio nakreśloną diagnozę, pozbawioną zdawać się może nadziei. Uzdrowienie i przeobrażenie serca to najwyraźniejsza z intencji którą kieruje się Chrystus. Niedzielna lektura Ewangelii mówi o kobiecie dotkniętej duchem niemocy, zgiętej w pół i nie mogącej się wyprostować. „I położył na nią ręce, i natychmiast wyprostowała się, i wychwalała Boga”(Łk 13, 13). Ilu to ludzi jest zgiętych w pół- przetrąconych przez życie, unieruchomionych przez dramatyczne sytuacje- sparaliżowanych wewnętrznie tak, że ich całe ciało wyje w konwulsji cierpienia. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Pustynia może stać się rajem; niepłodne łono może zrodzić życie; uschnięte drzewo może wypuścić liście; skamieniałe serce, może miłością nasycić świat; człowiek najbardziej zbydlęcony i odpychający na skutek własnych grzechów, może stać się świętym wydzielającym zapach kwiatów. „W chorobach ciała należy przede wszystkim zatroszczyć się o uzdrowienie duszy”- twierdził Tołmaczew. O czystą i przeźroczystą niczym szkło witraża duszę zabiega Bóg, obezwładniając ją w ekstazie miłości i pochwycenia. Jakże często patrzymy przed siebie i nie potrafimy dostrzec tej wątłej nadziei którą On przemienia w strumień miłosierdzia.

wtorek, 2 grudnia 2025

 

Pewien mędrzec w swoich modlitwach nieustannie prosił Boga, by zachował go od życia w interesującej epoce. Nie wiem, czy jego westchnienia spotkały się z satysfakcjonującą odpowiedzią, ale bez wątpienia nasza epoka jest nie tyle intersująca, co intrygująca i pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji. „Na odwrót, w świecie pozbawionym nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy”- pisał A. Camus. Historia dziejąca się na naszych oczach pęcznieje od nadmiaru wrażeń i niepokojących dywagacji. Paradoksalnie historia nigdy nie jest nudna, zawsze coś w jej wnętrzu poddaje się fermentacji czasu i tętniących w nim wydarzeń. Wczesnochrześcijański apologeta Laktancjusz snuł pesymistyczną refleksję o „czasach gdy sprawiedliwość będzie odrzucona, a niewinność uznana za występek, gdy źli powstaną przeciwko dobrym…” Odnajdujemy tu nutę apokaliptyczną i jakże obecną w tekstach liturgii które to przygotowują nas na misterium Wcielenia. Człowiek przyszłości, którego los stanie się losem Boga. Taką perspektywę nadziei szkicuje również odległy, lecz nie przedawniony w mądrości Orygenes: „Wkraczajmy w nowe życie i wobec Tego, który nas wskrzesił wraz z Chrystusem, ukazujmy się codziennie nowi i, że tak powiem, piękniejsi, gromadząc piękno naszego oblicza w Chrystusie jak w zwierciadle i w Nim oglądając chwałę Pana, przemieniajmy się w ten obraz…” Chrześcijaństwo w czasie Adwentu- jak postrzega to chrześcijaństwo Zachodu- wyzwala się z przeciętności, letargu i lęku. „Kochać niewidzialnego Boga- to znaczy pasywnie otwierać przed Nim swoje serce i czekać na Jego aktywne objawienie tak, żeby w serce wstępowała energia Bożej miłości”(P. Floreński). Kościół przyobleczony w szatę miłości, staje w postawie wyprostowanej i wygląda nadejścia Pana. „Jak w słowie stwórczym odnajdujemy to, co nadaje stabilność naszej egzystencji, tak w Słowie odkupieńczym my, napiętnowani przez grzech, zostajemy całkowicie odnowieni, stajemy się na nowo istotami poświęconymi, obrazowi w nas zostaje przywrócony pierwotny wygląd, stajemy się na nowo obrazem Słowa, które jest obrazem Ojca”(J. Danielou). To również czas próby i postu- udźwignięcia siebie i otaczającej codzienności, którą trzeba otworzyć na powiew Ducha. Życie staje się świętą tęsknotą- epiklezą, aby móc ostatecznie na sposób duchowy począć Boga w sobie. Stać się Miłością- to znaczy odpowiedzią na niepokój spowijający nadchodzące jutro. Wychodzimy ku Bogu, który jak mówią myśliciele bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta” i „bez domu”- bowiem tylko w tak rozumianej bezdomności, możemy zrozumieć nieogarniony dar łaski i stać się prawdziwe ludzcy; wychyleni w stronę zbawczego Piękna.