wtorek, 25 marca 2025

 

Oprócz wiosennego cudu natury, najpiękniejsze są krajobrazy ludzkiego wnętrza. Patrząc na ten widok, wbrew ograniczoności zmysłów, dotykamy tajemnic rozgrywających się poza mimowolną zachłannością oczu. Poznałem wielu ludzi narodzonych po raz drugi. Istoty tracące kontrolę nad własnym życiem. Wykadrowanych z misternie napisanego przez siebie scenariusza osamotnienia i śmierci. Ogarniętych strumieniem miłości tak intensywnie przenikającym duszę, iż poddali się całkowicie i wyłącznie Bogu. Obezwładnieni płakali tak żarliwie, że ich wezbrany strumień stał się sadzawką oczyszczenia- lavacrum. Dzięki genialnemu Diagnoście o szeroko otwartych oczach „podeptany kwiat stał się godnym miłosierdzia.” Wzniesienie ku górze, poczucia bezpieczeństwa, niczym dziecko połączone na powrót pępowiną z matką. Fenomen i factum miłosierdzia tak głęboko obecny w odwiecznej filantropii Boga (Czełowiekoljubiec). W każdym człowieku za fasadą jego duchowych migren, fobii, lęków i demonów, istnieje urodzajna gleba na którą spada deszcz przebaczenia i błogosławieństwa. „Musimy narodzić się z ciała, a następnie z duszy. Oba narodziny są jak łza. Pierwszy rzuca ciało w świat, drugi kołysze duszę do nieba”(Ch. Bobin). Wbrew religijnej wyższości i spoufaleniu sprawiedliwych, to właśnie grzesznicy odczuwają najmocniej ból powtórnych narodzin i pocałunek Boga złożony na ich roztrzaskanym człowieczeństwie. W „łonie matczynym” Przedwiecznego, zagubieni i chorzy- odnajdują schronienie- porzucając wyboistą i raniącą cierniami drogę grzechu. Prostytutka w sakramencie pojednania staje się na powrót dziewicą. Morderca dzieckiem Bożym, a złodziej zrehabilitowanym obywatelem świata i sługą dobra. Notoryczny kłamca i manipulator, pozostaje piewcą prawdy; a ten którego słowa niosły zamęt i podział, nagle odkrywa wielkość uzdrawiającego proroctwa które Bóg położył na jego chropowatym języku i ustach. Jakże często dłonie przestępców stają się strzeliste jak modlitwa lub ofiarnicze jak ołtarz na którym spoczywa Miłość do spożycia. „Ci, którzy mają posiąść nową wartość życia, muszą utracić wszystkie stare wartości”- pisał Brandstaetter. Ubłoceni wkładają godowe szaty czystości i stają świetlistymi, wbrew zalegającym zewsząd ciemnością przyszywającej ich rzeczywistości. „Przeto przyjmuje ostatniego jak i pierwszego- słyszymy w paschalnej homilii św. Jana Chryzostoma- Wszyscy nasyćcie się ucztą wiary, wszyscy przyjmijcie bogactwo miłosierdzia. Niech nikt nie opłakuje ubóstwa, objawiło się bowiem wspólne królestwo. Niech nikt nie opłakuje grzechów, przebaczenie bowiem z grobu zajaśniało.” Ciasny widnokrąg naszych ludzkich sądów, ustępuje pod naporem życia, które obficie udziela ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus. Dla Niego, pomimo zagmatwanych życiorysów, jesteśmy piękni, mądrzy, prości i godni przemieniającego dotyku. „Raj jest rozproszony, wiem o tym- rozmyślał Yves Bonnefoy- A naszym ziemskim zadaniem, rozpoznać jego kwiaty rozsiane wśród ubogich traw.” Jego przenikliwe i pełne czułości spojrzenie nas tworzy, scala i zatapia w świetle poranka, którego blask nie niknie i rozgrzewa ciepłem dusze skostniałe z zimna. On pisze grzechy na piasku, aby je następnie wymazać z pamięci i historii. „Odpoczniemy ! Posłyszymy, jak śpiewają aniołowie, ujrzymy niebo całe w diamentach, ujrzymy, jak wszystko ziemskie zło, wszystkie nasze cierpienia utoną w miłosierdziu, które napełni cały świat, i życie nasze stanie się ciche, łagodne jak pieszczota”- słyszymy w dramacie Wujaszek Wania Czechowa. Stajemy przed Nim bezradnie nieudolni i pochwyceni pytaniem jak Piotr z Ewangelii: „Czy kochasz Mnie ?”

niedziela, 23 marca 2025

 

Trzecia niedziela Wielkiego postu, inaczej zwana Niedzielą Adoracji Krzyża. W trakcie jutrzni będącej częścią całonocnego czuwania, po wielkiej doksologii, wynosi się na środek cerkwi Krzyż, aby wierni mogli oddać mu cześć. Czas wielkopostnego nawrócenia i przepełniona nadzieją kontemplacja Krzyża. „W śmierci Chrystus przebywa z nami jak gdyby na jednej linii ludzkiej bezradności, cierpienia i lęku tych, którzy przebywają w ciemnościach”(S. Bułgakow). Tylko taka perspektywa odsłania prawdziwy sens Odkupienia. Ten znak łaski, pozostanie tam przez cały tydzień orientując myśli i modlitwy ludzi na misterium miłości Boga do człowieka. „Krzyż to powstanie z martwych, to nadzieja chrześcijan – powie św. Efrem Syryjczyk – Krzyż to siła bezsilnych, lekarz zdrowych… Krzyż to oczyszczenie trędowatych, uzdrowienie paralityków, źródło spragnionych.” Całun smutku spowija czas próby, przygniatając ciężarem belki tak wiele ludzkich sumień, wyborów i powstań z obolałych od potykania się kolan. Bliskość Chrystusa przytulającego i ocierającego łzy smutku; wyjmującego z ludzkich ran drzazgi buntu i niewierności. Resuscytacja wnętrza i na powrót wsłuchanie się w głos sumienia; zdarcie z siebie łachmanów grzechu – rozbłysk wyzwalającej prawdy ! Ludzkość może przyjąć terapeutyczne zstąpienie miłości lub odrzucić. „Bóg króluje z drzewa życia” – odsłania miejsca przebite gwoźdźmi - niczym trofea zdobyte w boju, przekonując świat, że miłość jest silniejsza niż śmierć. „Im bardziej przyszłość zanurza się w mroku, tym bardziej trzeba nam przekonania, że w głębi tej otchłani może wykiełkować coś lepszego, i to w jakimś niemożliwym do przewidzenia kształcie”(J. Guitton). Chrześcijanin jest zaproszony do odkrycia radykalizmu wiary, odnalezienia Drzewa na którym trzeba skłonić głowę i zebrać do naczynia duszy – drogocenne krople krwi Baranka. Tylko taka postawa może ożywić chrześcijaństwo wypalone, wątpiące, zbutwiałe, wynajdujące przeróżne usprawiedliwienia, pozbawione duchowej witalności, obumarłe. W takiej optyce, wszystko staje się błogosławioną tęsknotą, przemienieniem, podekscytowanym oczekiwaniem na noc, która zajaśnieje jak dzień. To miłosne wypatrywanie Raju, kiedy na nowo rozkwitnie drzewo życia - a na nim Ten – który otwiera ranę swego boku, aby rozlała się obficie Miłość. „Lecz o północy każde ciało nagle zamilknie – pisał B. Pasternak - Wiosna rozgłosi wiadomość, że od pierwszego brzasku, śmierć będzie w łunie wielkiego wołania Paschy.”

wtorek, 18 marca 2025

 

Trzeba było wynaleźć literaturę, by Myśl stała się zjawiskiem odczuwalnym. Cieszę się, że ukazała się moja książka pt. „Słowa na krawędzi otchłani. Szkicownik myśliciela.” Refleksje które przedłożyłem czytelnikowi, zrodziły się pod wpływem chwilowych zdumień, irytacji i buntów. Słowa dotykają czasu newraligicznego, rozpiętego pomiędzy doświadczeniem pandemii, a absurdem wojny dziejącej się za naszą wschodnią granicą. Ciągle dokładane i inspirowane prozą życia. Dramat tych następujących po sobie wydarzeń, interpretowany jest z pozycji człowieka wiary i przeniknięty odczuciem nadziei, której choć nikły blask, ale jednak blask, potrafi rozproszyć mrok zwątpienia i nadchodzącej ukradkiem śmierci. Nie zatrzymałem się jednak na tych dramatycznych sekwencjach i systematycznie poszerzałem szkicownik o nowe refleksje. Urósł ku mojemu zdziwieniu do opasłej książki wyrzeźbionej dłutem pióra. Dźwięk zdyszanego komputera na ekranie którego, złożył się fryz czarnych znaków, za którymi schował się oniemiały człowiek, dźwigający na swoich plecach i w duszy, ciężar chwil czekających opowiedzenia i wyjaśnienia. To rodzaj medytacji powstałej w odstępach czasu, mającej na celu dostrzeżenie w historii, czegoś na wskroś transcendentnego – o wiele głębszego niż zasupłany w dramatach ludzki los. Radość, przygnębienie, łzy i bezradność, stanowią osnowę w czytaniu i interpretowaniu świata. Ostatecznym przesłaniem jest uwiarygodnienie chrześcijańskiej nadziei i wiary, przerzucającej most nad przepaściami otchłani. Szkicownik nie powstałby, gdyby nie towarzyszyła mi systematyczna dyscyplina obserwowania świata, dialogowania z nim i ludźmi, a nade wszystko miłość do czytania tekstów – pochłaniania książek – przemierzania krain myśli i oglądania sztuki, która momentami była jak dopływ świeżego powietrza w smogu odrętwiałej od przeciwność egzystencji. Pomimo rozlegle podejmowanych tematów, zawsze przedziera się pragnienie spotkania z Obecnością. Do Niego zwracam się w pełnym ciepła i miłości wyznaniem Pascala: „Nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie już nie posiadł.”

niedziela, 16 marca 2025

 

Druga niedziela Wielkiego Postu. Ewangelia proklamowana w świątyni, opowiada o uzdrowieniu Paralityka. Wyobraźnia przybliża nas do tego wydarzenia i umiejscawia nas w centrum dokonującego się cudu. Zobaczyć to z bliska i zastanowić się nad własnym życiem. Ująć to wewnętrznym okiem duszy. Napierające zewsząd tłumy, słuchające Jezusa. Każdy chce być jak najbliżej w bezpośredniej bliskości. Zgiełk i ścisk, podekscytowanie ludzi graniczące z gorączkowością zobaczenia czegoś spektakularnego. Kiedy kogoś kochamy to jesteśmy zdolni do najbardziej irracjonalnego ryzyka, a nawet do uszkodzenia czyjegoś budynku. „W otworze powstałym w glinianej powale ukazały się ręce, a potem twarze ludzkie. Znów odezwały się mocne uderzenia siekier, poszerzających otwór, i na osłupiałych mężów posypały się strugi piasku i okruchy gliny”(R. Brandstaetter). Nagle kilku mężczyzn (być może krewnych lub przyjaciół) i zmiażdżony chorobą człowiek, którego spuszczają na marach przez zerwany gwałtownie dach domu. Nie było innej możliwości dotarcia do Mistrza i natychmiastowego kontaktu ze spojrzeniem i czułym dotykiem Boga. Przekonujemy się namacalnie, że istnieje Ewangelia miłosiernego gestu Tego, który nie tylko zaskakuje i odbiera argumenty swoim oponentom – lecz jest nade wszystko Miłością, przebaczającą grzechy i uzdrawiającą ciało. „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy”- to wstrząsające dla faryzeuszów słowa. W świecie którym przyszło nam żyć, „dotykamy wszystkiego i nic nas już nie może dotknąć” – a szczególnie zstępująca naglę i przenikająca każde włókno naszego jestestwa łaska. „Żyjemy w epoce niesłychanego napięcia nerwowego. Według współczesnej medycyny, większość chorób organizmu ma źródło w psychicznym nieuporządkowaniu. Tragedia współczesnego człowieka polega na tym, że znajduje się pod wpływem zasad, których nie zna lub boi się poznać”(P. Evdokimov). Wszelkie oddzielenie od Boga, może być źródłem niepowodzenia, nieszczęścia a nawet choroby, przed którą medycyna staje się bezradna. Choroba duszy okazuje się poważniejsza niż dolegliwości somatyczne. Jesteśmy paralitykami innego rodzaju, zdruzgotani niemocą i bardzo często samotni – pozbawieni ramion i dłoni ludzi którzy poniosą nasze zbolałe ciało i duszę do lecznicy. Dom wypełniony Obecnością i każda szczelina jego murów, przez która przepływa żywioł światła i oczyszczenia, miłości i wskrzeszającej siły życia. Oczy uzdrowionych to już krajobrazy zmartwychwstania. Wstać i wziąć swoje łoże, to znaczy „podnieś to, co ciebie nosiło, zmień los ciężaru, aby to, co było świadectwem słabości, stało się dowodem zdrowia…”(Piotr Chryzolog). Kiedy się pokajamy i żałujemy za naszego grzechy, dokonuje się nasze uzdrowienie i otwiera się przed nami droga do przebóstwienia. „Twe wszechpotężne słowo będzie zdolne oczyścić me ciało przepełnione słabością, gdy ja wołam do Ciebie z płaczem”- wyzna św. Grzegorz z Nareku. Dzisiejsza niedziela stawia przed nami oprócz uzdrowionego paralityka, charyzmatycznego biskupa,  piewcę taboryckiego światła „herolda łaski” – św. Grzegorza Palamasa – arcybiskupa Tesalonik. Jego wkład teologiczny w życie Cerkwi jest nieprzeceniony i po dziś dzień jego myśl i  intensywne życie wewnętrzne, staje się niedoścignionym wzorem dla chrześcijan prawosławnych. Wedle niego, człowiek jest wspaniałym darem Boga, syntezą świata widzialnego i niewidzialnego, streszczeniem całego stworzenia: „Człowiek, a więc owa wspaniała istota żywa na małym świecie jest streszczeniem wszystkich rzeczy, rekapitulacją dzieł Bożych.” Palamas definiując przebóstwienie, twierdzi następująco: „Łaska Boża to ta energia Boga, mocą której zstępuje On łaskawie, aby zbawić wszystkich, którzy okazali się godni przeobrażenia w Chrystusa w Duchu.”

środa, 12 marca 2025

 

I skąd to, że nie wiemy, dokąd biegniemy. Skąd ten krzyk – szybciej, szybciej. Inaczej padniemy -wiersz Brylla oddaje coś z atmosfery czasu obecnie przeżywanego. Obawiam się świata o którego losie decyduje dwóch zasiadających na jego przeciwległych biegunach stołu ludzi, implementujących do dialogu o pokoju, techniki biznesowe i ukradkowo ważące swój potencjał finansowy i militarny. Trudny do opisania zamęt i zanieczyszczone tajemnice ! Każdy pragnie coś ugrać dla siebie, nie zważając na dramat bezimiennych istnień – umieszczonych lub nie - w katalogu niepowetowanych strat wojny i nekrologach które rodziny przechowują jako bolesne tąpnięcie chwili, po której pozostaje stróżka łez i poczucie niesprawiedliwości. To już nie jest widowisko, czy rozciągnięty w przewidywalnych granicach czasu teatr, którego końcowy dialog stron rozstrzyga wszystko. „Prawdziwa wielka tragedia następuje wtedy, gdy człowiek, który ma moralną rację po swojej stronie, zderza się z szaleństwem grup powiązanych chciwością i wspólnym interesem”(S. Marai). Tak wiele niewiadomych i trudnych do przewidzenia scenariuszy, których rozpisane drobiazgowo sekwencje, schowane są szczelnie przed oczami zirytowanych i domagających się zrobienia czegokolwiek gapiów. Przyszłość jest tak mglista jak wspominanie miejsc w których nigdy się nie było, a których zarys kreśli w umyśle płodna, choć wadliwa wyobraźnia. Nadciąga burza i nie wiadomo skąd uderzy piorun. Na naszym poletku politycznym nieustanne kolizje i wzajemne wyszarpywanie prawd – których autorami są ludzie z pierwszych stron gazet - aspirujący do bycia namiastką wczorajszych i nieprzystających na dziś autorytetów. W walce o fotel prezydencki ludziom puszczają nerwy i padają słowa o ciężarze i sile kamieni, mogących zranić a nawet zabić. Rzeczywistość nie jest czarno - biała, w której są źli i dobrzy, a ich przewaga jest zmienna i dochodzi go głosu w zależności od przychylnych wiatrów, przechylających wahadło raz tu i tam. „Błogosławieni grzesznicy i święci, zbawiający się wzajem… Błogosławiony ból, który nas uniża”- pisze poetka Dana Gioia. Rozmyślanie o polityce i pokoju są płoche i przekładają się na szereg dywagacji, nie mających żadnego, a na pewno silnego umocowania w tym, co dzieje się poza włączonymi kamerami mediów i etatowymi prognostykami przyszłości. Słowa mielące słomę, nic nie wnoszą, jedynie stanowią powierzchowne pocieszenie na czas próby i sprawdzian z drobin człowieczeństwa. Deszcz papierowych obietnic trwa. Jestem nieufny wobec słów bez pokrycia. Domów świetlanych do których nie można wejść. Świat który mnie otacza, staje się na powrót „bolszewicki” i unicestwiający samodzielność myślenia, pośród otumanionych mas na których to ustach cisną się nieustannie artykułowane litanie roszczeń. Ludzie przestali mieć swoje własne poglądy na sprawy ważne, są jak powielacz cudzych myśli – ideowych plewów – rozplenianych na kobiercach ludzkich umysłów. Mam nadzieje, że to jedynie ulotne i podszyte lękiem chwile zagubienia. „Czekanie, gdzie czas odwraca się, aby uspokoić strach”(M. Butor). Nadzieja jest największym bogactwem człowieka refleksyjnego. Ten impas minie i nastanie dzień którego krajobraz naznaczy obecność człowieka wolnego od narzekania, cierpienia i śmierci.

niedziela, 9 marca 2025

 

Pierwsza niedziela Wielkiego Postu poświęcona jest przez Kościół Triumfowi Ortodoksji.  Tego dnia wspomina się święto przywrócenia kultu ikon po zwycięstwie nad herezją ikonoklazmu. Oczy są mądrzejsze od uszu, a we wczesnym Kościele najbardziej rozpowszechnioną metaforą poznania Boga było widzenie. „Sama ikona jest świadectwem i nosi na sobie ogniste piętno chrztu. Krew męczenników miesza się z częściami poniszczonych ikon, ze strzępami światła powstałymi podczas zażartej walki ikonoklastów”(P. Evdokimov). Ikona stanowi nierozerwalną część tradycji Kościoła. To nie tylko część sakralnego depozytu sztuki, lecz zdumiewający język wiary – jej wyznanie – przełożone na malarską wizję. Ikona wpisuje się w historię i egzystencję człowieka, stanowią opowieść o wierze rodzącej się w sercu i pożądanej przez zmysł wzroku; będącej dogmatycznym zachwytem nad Bogiem, odsłaniającym zagubionemu w mroku światu, swoją Twarz. Tam gdzie pojawia się deficyt słów, ikona staje się katalogatycznym argumentem za istnieniem Obecności. Oznacza to, że widzialne człowieczeństwo Chrystusa jest ikoną jego niewidzialnego bóstwa, że jest „widzialnym niewidzialnego.” Dla chrześcijan Wschodu, ikona nie tyle coś wyobraża, ale jest wyznaniem przechodzącym z oczu do duszy. Kult ikon jest najwyraźniejszym świadectwem, że Bóg pojawił się w ludzkim ciele w osobie Jezusa. „Widziałem Boga w ludzkiej postaci i moja dusza została zbawiona.” To rzeczywistość modlitwy w całej rozciągłości i głębi tego znaczenia. „Sztuka jest domeną w której dusza bizantyjska znajduje swój pełny wyraz – pisał Tatakis - Takie przywiązanie do religii, dało sztuce to, co teologia dała myśli; teologia i sztuka są komplementarnym wyrazem tego samego dążenia pobudzonego przez religijny impuls. Głęboki sens tajemnicy, próba wyrażania tego, co jest ponad zjawiskami, duchowość, odrzucenie świata są szlakami, którymi podąża zarówno teologia, jak i sztuka.” Ikona przemienia spojrzenie człowieka, otwiera na materię przeistoczoną dotknięciem łaski. Zaprasza do komunii. Czyni wzrok i myśli skierowanymi na Chrystusa i piękno Jego Królestwa. Portret Chrystusa „malarski wyraz boskiej natury”(A. Grabar). Ikony przez wieki zbierają potoki ludzkich modlitw i łez, stając się świetlistymi towarzyszami wędrówki którą musi odbyć człowiek poderwany do drogi wiary i stający z pokorą atlety, wobec czyhających na niego niebezpieczeństw. Istnieje jeszcze prawda pośrednia, odzwierciedlająca nasze dzisiaj. Nasza rzeczywistość jest również dotknięta jakimś rodzajem kryzysu ikonoklastycznego, półprzejrzystości, separacji od piękna i paradoksalnie przesycona kultem idoli – bożków. Treści tej niedzieli to klarowna przestroga dla wierzących, aby nie wejść na drogę błędu, odstępstwa i herezji, zachowując nienaruszoną i przekazywaną przez wieki naukę wiary. Dlatego w specjalnym obrzędzie, wygłasza się anatemę wszystkim heretykom, a naprzeciwko tych którzy pobłądzili – stawia się świadków i obrońców prawdy. Liturgia wprowadza nas w czas i przestrzeń spotkania, gdzie rozbrzmiewa moc Słowa Życia i pełne światła Oblicze Boga, który wchodzi ku nam, czyniąc wiarę mądrą i odważną. „O Ty, który wszystko znosisz miłosiernie. Który wszystkich ludzi wybawiłeś od przekleństwa. O łagodny Panie, chwała Tobie.”

wtorek, 4 marca 2025

 

Wchodzę na szlak wymagającej wędrówki. „Poprzez czyny, które wołają głośniej niż słowa, wieczernia Przebaczenia obwieszcza, że Wielki Post jest z pewnością podróżą, w którą nikt nie może wybrać się sam”(K. Ware). Dopływ świeżego powietrza i konfrontacja z wyzwaniami chwil, które przecież nie obce były Chrystusowi w krajobrazie rozległej pustyni i odpieraniu pułapek diabła. Wszystko wydaje się próbą i mocowaniem ze sobą i wątpliwościami, od których nie jest wolna wiara, tląca się leniwie w komnatach duszy i codziennie powtarzanych rytuałach uświęcenia czasu i rzeczywistości. Gdybym każdego dnia mógł zerwać choć jedną z wypłowiałych i zastygłych masek, które nakładam - aby przetrwać w świecie ułomnym – egoistycznie zachłannym i nieprzewidywalnym; dostrajającym się bardziej do zła, niż upragnionego dobra. Jednak kiedy otwieram Biblię, wyczuwam zapach utraconego Raju. To instynktownie porywające i obezwładniające zarazem. Szum drzew oliwnych, figowców i gałązek palmowych, zniewalającą woń jaśminu i nardu którego eteryczność przywołuje fragment wyczekiwanej wieczności i szczęście Raju który w imię zgubnej ciekawości porzucili nasi protoplaści. Wchodzę na sykomory i wyglądam Obecności ! Tam, gdzieś w oddali na piasku zdeptanej ziemi On wypisuje moje grzechy i oczekuje, że wyrwę je jak uwierający cierń ze stopy. „Jakie to żałosne i naiwne ufać, że świat się poprawi, kryzys grzecznie przeminie i historia sama z siebie, bez naszego udziału obdarzy nas szczęśliwością. To bzdura przyprawiająca o łzy – pisał Hamvas – Głupia fantasmagoria sfałszowanego istnienia… Przemianę świata umożliwia tylko moja własna przemiana.” Czy Bóg zlepi mnie na nowo. Położy błoto na moje oczy. Chwyci gwałtownie za dłoń i powie pewnie: Wstań ?  Chciałbym przemierzyć pustynie jak ślepiec, wiedziony wiarą, że u jej horyzontu jest sadzawka błogosławieństwa – źródło nowego chrztu. Ucałować ziemię jak bluźnierca i morderca, który zabijał słowem i dewastował miłość. Wyrwać paliki namiotu, zwinąć ciężkie tobołki i ruszyć ze skarbem wiary w nieznaną i naznaczoną bólem przemiany przygodę. Trzeba, choć nie bez oporów, porzucić świat posiadania i kompromisów, stać się nomadą na skraju ulicy z modlitwą psalmu na ustach: „Stwórz, Boże we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha… Przywróć mi radość Twojego zbawienia.” Jakże trudno usunąć z serca przygnębienie i odkryć prawdę o sobie, nawet jeśli to ta z najboleśniejszych prawd. Być wyrytym na dłoniach Boga, tych przygwożdżonych do Krzyża i obficie broczących miłością. U początku tego czasu zmagania i nowych narodzin, wołam słowami Kanonu św. Andrzeja z Krety: „Zgrzeszyłem jak nierządnica, wołam do Ciebie: Ja jedyny zgrzeszyłem przez Tobą. Przyjmij, Zbawco, ode mnie jako olejek moje łzy.”