niedziela, 7 grudnia 2025

 

Czasami życie uderza w człowieka każdymi drzwiami, potrącając tak mocno, że uciążliwy ból pozostaje na długo i z trudem ustępuje. „W życiu zdarzają się takie straszne chwile, gdy człowiek nie potrafi pozbyć się jakiegoś przykrego ciężaru, który ciąży mu na sercu”(K. Krúdy). Każdy dzień jest mocowaniem z sytuacjami które pojawiają się nagle i obezwładniają, wywołując reakcję obrony lub najczęściej uniku. Przyglądam się uważnie wydarzeniom które dzieją się obok i wewnątrz mnie, budząc niepokój i otwierając na jeszcze mocniejsze zawierzenie Bogu. „Ludzie to tkaniny, które łatwo się rozdzierają.” Wypadkową samopoznania jest rachowanie indywidualnych cierpień które przeniknięte wiarą stają się trudną, ale zrozumianą tylko w łonie chrześcijaństwa drogą pokory i błogosławieństwa. Miał rację Bierdiajew twierdząc, że w „człowieku przecinają się wszystkie kręgi bytu.” Pedagogia cierpienia otwartego na odkupienie i przeobrażenie. „Przechodzimy przez życie z jednym okiem nadmiernie aż wyostrzonym, z drugim ślepym, zaciągniętym bielem- pisał Herling-Grudziński- Wystarczy, by widzieć ? Nie, nie wystarczy.” W Ewangeliach jakże często Chrystus zdejmuje bielmo z oka patrzącego. Nakłada błoto i ślinę, przemywa wodą, dotyka, nakazuje wbrew przymusowi opornego ciała udać się do sadzawki i zanurzyć w wodzie której zmącenie dokonuje niewidzialna dłoń anioła. Zdejmuje bielmo, zrywa zaćmę; moment drżenia soczewki i przetarcie ciemności, światło i eksplozja barw przenikających widzącego i czyniących widzenie możliwym. Natychmiastowość cudu prężnie wypieranego przez podszepty rozumu uwikłanego w uprzednio nakreśloną diagnozę, pozbawioną zdawać się może nadziei. Uzdrowienie i przeobrażenie serca to najwyraźniejsza z intencji którą kieruje się Chrystus. Niedzielna lektura Ewangelii mówi o kobiecie dotkniętej duchem niemocy, zgiętej w pół i nie mogącej się wyprostować. „I położył na nią ręce, i natychmiast wyprostowała się, i wychwalała Boga”(Łk 13, 13). Ilu to ludzi jest zgiętych w pół- przetrąconych przez życie, unieruchomionych przez dramatyczne sytuacje- sparaliżowanych wewnętrznie tak, że ich całe ciało wyje w konwulsji cierpienia. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Pustynia może stać się rajem; niepłodne łono może zrodzić życie; uschnięte drzewo może wypuścić liście; skamieniałe serce, może miłością nasycić świat; człowiek najbardziej zbydlęcony i odpychający na skutek własnych grzechów, może stać się świętym wydzielającym zapach kwiatów. „W chorobach ciała należy przede wszystkim zatroszczyć się o uzdrowienie duszy”- twierdził Tołmaczew. O czystą i przeźroczystą niczym szkło witraża duszę zabiega Bóg, obezwładniając ją w ekstazie miłości i pochwycenia. Jakże często patrzymy przed siebie i nie potrafimy dostrzec tej wątłej nadziei którą On przemienia w strumień miłosierdzia.

wtorek, 2 grudnia 2025

 

Pewien mędrzec w swoich modlitwach nieustannie prosił Boga, by zachował go od życia w interesującej epoce. Nie wiem, czy jego westchnienia spotkały się z satysfakcjonującą odpowiedzią, ale bez wątpienia nasza epoka jest nie tyle intersująca, co intrygująca i pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji. „Na odwrót, w świecie pozbawionym nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy”- pisał A. Camus. Historia dziejąca się na naszych oczach pęcznieje od nadmiaru wrażeń i niepokojących dywagacji. Paradoksalnie historia nigdy nie jest nudna, zawsze coś w jej wnętrzu poddaje się fermentacji czasu i tętniących w nim wydarzeń. Wczesnochrześcijański apologeta Laktancjusz snuł pesymistyczną refleksję o „czasach gdy sprawiedliwość będzie odrzucona, a niewinność uznana za występek, gdy źli powstaną przeciwko dobrym…” Odnajdujemy tu nutę apokaliptyczną i jakże obecną w tekstach liturgii które to przygotowują nas na misterium Wcielenia. Człowiek przyszłości, którego los stanie się losem Boga. Taką perspektywę nadziei szkicuje również odległy, lecz nie przedawniony w mądrości Orygenes: „Wkraczajmy w nowe życie i wobec Tego, który nas wskrzesił wraz z Chrystusem, ukazujmy się codziennie nowi i, że tak powiem, piękniejsi, gromadząc piękno naszego oblicza w Chrystusie jak w zwierciadle i w Nim oglądając chwałę Pana, przemieniajmy się w ten obraz…” Chrześcijaństwo w czasie Adwentu- jak postrzega to chrześcijaństwo Zachodu- wyzwala się z przeciętności, letargu i lęku. „Kochać niewidzialnego Boga- to znaczy pasywnie otwierać przed Nim swoje serce i czekać na Jego aktywne objawienie tak, żeby w serce wstępowała energia Bożej miłości”(P. Floreński). Kościół przyobleczony w szatę miłości, staje w postawie wyprostowanej i wygląda nadejścia Pana. „Jak w słowie stwórczym odnajdujemy to, co nadaje stabilność naszej egzystencji, tak w Słowie odkupieńczym my, napiętnowani przez grzech, zostajemy całkowicie odnowieni, stajemy się na nowo istotami poświęconymi, obrazowi w nas zostaje przywrócony pierwotny wygląd, stajemy się na nowo obrazem Słowa, które jest obrazem Ojca”(J. Danielou). To również czas próby i postu- udźwignięcia siebie i otaczającej codzienności, którą trzeba otworzyć na powiew Ducha. Życie staje się świętą tęsknotą- epiklezą, aby móc ostatecznie na sposób duchowy począć Boga w sobie. Stać się Miłością- to znaczy odpowiedzią na niepokój spowijający nadchodzące jutro. Wychodzimy ku Bogu, który jak mówią myśliciele bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta” i „bez domu”- bowiem tylko w tak rozumianej bezdomności, możemy zrozumieć nieogarniony dar łaski i stać się prawdziwe ludzcy; wychyleni w stronę zbawczego Piękna.