W
owym czasie, gdy Jezus wchodził do pewnej wsi, wyszło Mu naprzeciw dziesięciu trędowatych,
którzy stanęli z dala. I podnieśli głos, wołając: Jezusie, Mistrzu, zmiłuj się
nad nami ! (Łk 17,12-19).
W świecie starożytnym
trąd był jedną z najbardziej strasznych i budzących obrzydzenie chorób.
Potwierdzają to liczne świadectwa i obrzędy zachowywania czystości w Starym
Testamencie, mające na celu uchronić człowieka przed mikrobem - inicjującym
rozwój choroby w organizmie. Mycobacterium
leprae jest bakterią, blisko spokrewnioną z prątkiem gruźlicy, znajdującą
schronienie w ludzkim ciele, namnażając się wolno i niszcząc wszystko, co
napotka na drodze. Niedostateczny brak higieny przyczynia się dynamicznego
rozwoju bakterii, namnażając się i powodując spustoszenie organizmu oraz
bolesne zmiany fizyczne, często prowadząc do rozciągniętej w czasie agonii i
ostatecznie śmierci. Kruchość ludzi „których ciała – jak pisze Jacques Berlioz
– są igraszką nieprzewidywalnych warunków środowiska.” Dramatyzm, namacalność i
uzewnętrznienie tego stanu rzeczy, możemy doświadczyć w postaci ewangelicznego
trędowatego. Ile to razy snujący się po drodze człowiek, wołał do Boga: Ciało
nie należy do mojego „ja.” Daj mi miejsce w słońcu, aby mnie ujrzeli. Rozpadlinę
w skale, aby woda Twego deszczu mnie obmyła. Wiatr roznoszący zapachy kwiatów i
ziół, aby przykrył mój odór. Śmiech dziecka, zwiastujący niezmąconą radość
istnienia i wspomnienie ulotnego piękna. Inną dłoń, co zedrze ze mnie skórę
martwego węża i przywdzieje szatę godową. Ewangelia w innym miejscu mówi, iż
Jezus dotknął trędowatego. Położył dłoń na twarzy, przemierzając jej brzegiem
zachowane fragmenty wczorajszej cielesności w której jeszcze nie zalęgły się
muchy. Głęboko zajrzał w jego wypłukane od łez oczy; przeniknął świat
okropności i cierpienia. Otworzył duszę na natychmiastowe muśnięcie Ducha.
Nieczysty drżał, a przez spękane słońcem usta, wydały nikłe słowa pragnienia i
artykułowanej na skraju rozpaczy prośby. „Jest słowo zawierzone ciszy, które
przekazuje nam cień” – powie poeta Jourdan. Mistrz przełamuje barierę lęku,
okrywając trędowatych niewidzialną szatą współczucia. Dotyka ich, stając się
„Bogiem wyczuwalnym” ! Jest ucieleśnieniem świata w którym ostatnie słowo
należy do nadziei. Od tej chwili trędowaty „symbol grzechu par excellence,” jest także „obrazem Chrystusa biorącego na siebie
wszystkie skalania ciała i stającego się najobrzydliwszym z obrzydliwych gwoli
zbawienia ludzkości”(J. Agrimi). Świadomie próbując odsunąć, a nawet wyrwać
paraliżujący lęk z uczniów, wobec samego faktu choroby, jak i człowieka, którego
ciało cuchnęło, puchło i odpadało kawałkami, stając się jedną, wielką, broczącą
ropą i krwią raną. Los trędowatych był naznaczony wygnaniem i izolacją,
odseparowaniem od świata „żywych.” Kołatka lub dzwonek zaciśnięty w dłoni, oraz
jękliwe i przejmujące wołanie z oddali: „nieczysty, nieczysty” miały na celu
ostrzegać osoby zdrowe przed spotkaniem na drodze z chorym. Człowiek – żebrak
miłosierdzia wydany śmierci i Bóg w Chrystusie, milcząca i współczująca Miłość
! Dla jednych to epizod szaleństwa, dla innych ekonomia miłosierdzia,
oczyszczenia sięgającego przez włókna ciała do duszy, a może jeszcze dalej ku
horyzontowi Raju. Tak, poza zdruzgotanym cierpieniem ciałem jest szczęście
ocalenia i przebóstwienia.
