Pewien mędrzec w swoich
modlitwach nieustannie prosił Boga, by zachował go od życia w interesującej
epoce. Nie wiem, czy jego westchnienia spotkały się z satysfakcjonującą
odpowiedzią, ale bez wątpienia nasza epoka jest nie tyle intersująca, co intrygująca
i pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji. „Na odwrót, w świecie pozbawionym
nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy”- pisał A. Camus. Historia
dziejąca się na naszych oczach pęcznieje od nadmiaru wrażeń i niepokojących
dywagacji. Paradoksalnie historia nigdy nie jest nudna, zawsze coś w jej
wnętrzu poddaje się fermentacji czasu i tętniących w nim wydarzeń. Wczesnochrześcijański
apologeta Laktancjusz snuł pesymistyczną refleksję o „czasach gdy
sprawiedliwość będzie odrzucona, a niewinność uznana za występek, gdy źli
powstaną przeciwko dobrym…” Odnajdujemy tu nutę apokaliptyczną i jakże obecną w
tekstach liturgii które to przygotowują nas na misterium Wcielenia. Człowiek
przyszłości, którego los stanie się losem Boga. Taką perspektywę nadziei
szkicuje również odległy, lecz nie przedawniony w mądrości Orygenes: „Wkraczajmy
w nowe życie i wobec Tego, który nas wskrzesił wraz z Chrystusem, ukazujmy się
codziennie nowi i, że tak powiem, piękniejsi, gromadząc piękno naszego oblicza
w Chrystusie jak w zwierciadle i w Nim oglądając chwałę Pana, przemieniajmy się
w ten obraz…” Chrześcijaństwo w czasie Adwentu- jak postrzega to chrześcijaństwo
Zachodu- wyzwala się z przeciętności, letargu i lęku. „Kochać niewidzialnego
Boga- to znaczy pasywnie otwierać przed Nim swoje serce i czekać na Jego
aktywne objawienie tak, żeby w serce wstępowała energia Bożej miłości”(P.
Floreński). Kościół przyobleczony w szatę miłości, staje w postawie
wyprostowanej i wygląda nadejścia Pana. „Jak w słowie stwórczym odnajdujemy to,
co nadaje stabilność naszej egzystencji, tak w Słowie odkupieńczym my,
napiętnowani przez grzech, zostajemy całkowicie odnowieni, stajemy się na nowo
istotami poświęconymi, obrazowi w nas zostaje przywrócony pierwotny wygląd,
stajemy się na nowo obrazem Słowa, które jest obrazem Ojca”(J. Danielou). To
również czas próby i postu- udźwignięcia siebie i otaczającej codzienności,
którą trzeba otworzyć na powiew Ducha. Życie staje się świętą tęsknotą- epiklezą, aby móc ostatecznie na sposób
duchowy począć Boga w sobie. Stać się Miłością- to znaczy odpowiedzią na
niepokój spowijający nadchodzące jutro. Wychodzimy ku Bogu, który jak mówią
myśliciele bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta” i „bez domu”- bowiem tylko
w tak rozumianej bezdomności, możemy zrozumieć nieogarniony dar łaski i stać
się prawdziwe ludzcy; wychyleni w stronę zbawczego Piękna.
