wtorek, 28 października 2025

 

Intryguje mnie codzienność z fabułą nieprzewidzianych sytuacji, dreszczykiem emocji, czy wydarzeniami których staję się częścią- na kształt kamienia w murowanego w fundament nadwyrężonego przez czas domu. Identyfikuję się ze spostrzeżeniem Parandowskiego: „Pisarz nigdy nie jest bezinteresownym obserwatorem, jeszcze mniej roztargnionym przechodniem, każde zjawisko, choćby najbłahsze, najbardziej banalne, porusza w nim nie tylko ten czy inny zmysł, ale i wyobraźnię, która je rozszerza, i słowa, które je mimowolnie, odruchowo kształtują. Z takiej przelotnej obserwacji wynosi się czasem jedno zdanie, jedną metaforę, jeden wyraz- ziarna, zawsze zdolne zakiełkować, i może jakaś inna chwila podniesie je do kłosu.” Rzeczywistość jest nabrzmiała od tematów z którym warto lub nie się konfrontować. Spaceruję po kobiercu złotych liści które muskane wiatrem, wykonują swój popisowy balet. Wiatr i deszcz nastraja do refleksji nad przygodnością wszystkiego, co zatrzymują oczy i ku czemu rozpościerają się ręce. Przemoczony i zmęczony natłokiem dziejących się w tych dniach spraw, zatrzymuję się i patrzę. Kruchość materii zatopionej w śnie i pocałunkowi śmierci. Tylko cmentarz ku możliwemu pocieszeniu nielicznych, rozbłyska niepoliczalną liczbą zniczy i barwnością chryzantem które w polskiej tradycji stawiamy na grobach zmarłych- jako wyraz pamięci i tęsknoty. Zgiełk ludzi, pomimo niego potrafię wytworzyć w sobie atmosferę ciszy i zadumy. Miał rację Maeterlinck mówiąc, że „inteligencja to zdolność, przy której pomocy pojmujemy ostatecznie, że wszystko jest niepojęte.” Narodziny, dojrzewanie, przekwitanie, konfrontacja z chorobą i cierpieniem, nieunikniona i najwyżej trochę odwleczona w czasie śmierć- to topografia człowieka wrzuconego w świat i przekraczającego go zarazem- przy wszystkich subtelnościach niewiadomych. Z jednego łona się wychodzi przez prawidła biologii, do innego się wstępuje przez wiarę. Możemy się szamotać, ale nie zmienimy tej kolejności zdarzeń i temporalności którą uparcie regulują zegary. Kiełkowanie świadomości: „Oczekuję wskrzeszenia zmarłych i życia wiecznego” które odmawia się wyuczenie i instynktownie od dziecka, zdając sobie sprawę, że jest się częścią liturgicznego oczekiwania Paschy. „W śmiertelnej czasowości ciała jedna kropla wieczności daje pełnię chwili, w której nasze żyły napełnią się istnieniem”(O. Clement). Często śni mi się moja śmierć i pogrzeb. Widzę siebie z pewnego dystansu. Jakby kilka malarskich perspektyw nałożyło się na siebie, tworząc trudną do opisania sublimację kadrów. Postacie stojące nad moim wystygłym ciałem i dłoń anonimowej postaci, kładąca sudarium na moją nieruchomą i nic nie mówiącą twarz. Próbuję ruszyć powieką, ale nie mogę. Ciasno mi w tej drewnianej trumnie która kojarzy się z kołyską i skrępowaniem jakiemu jest poddane niczego świadome dziecko. Przygniata mnie ciężar wspomnień, a zarazem podrywa niewidzialna siła ku górze. To jedynie migawkowy sen, bądź projekcja naznaczona intensywnością przeżyć pod ciężarem których umysł może płatać figle lub prowokować do głębszego namysłu. „Wchodzi się do raju dzisiaj, kiedy się jest biednym i ukrzyżowanym”- wspominał o tej natychmiastowości przejścia Bloy. Mam zwyczaj przypominać moim uczniom, że jakbym odszedł natychmiastowo i nie zapowiedzenie z tego grajdołka, to mają na mój grób przynieść jedynie żywe i pachnące kwiaty. To jest warunek sine qua non mojego zmartwychpowstania. Kwiaty, których zapachem była odurzona Maria Magdalena z obrazu Fra Angelica, próbując dotknąć się Mistrza. Choć jedna z tych pociech po drugiej stronie Raju !