niedziela, 19 października 2025

 

Wkrótce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a podążali z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy przybliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, przystanęli – i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!» A zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.. (Łk 7,11-16).

W życiu ludzi objawiają się sytuacje dramatyczne, przeniknięte bezradnością i niemocą, przewartościowujące wszystko, o czym się do pewnego momentu nie myślało, a już na pewno nie przewidywało. Życie płynie jak rzeka, łącząc dwa brzegi- życie i śmierć. Wypędzeni z łona matek wchodzimy w te nurt który nas zagarnia i ostatecznie wrzuca w objęcia nieuniknionego odejścia. „Nasz świat jest taki kruchy i taki kruchy jest każdy z nas”- zanotował w swoim Dzienniku Green. Najbardziej obawiamy się choroby i śmierci która odziera ze wszystkiego i odbiera aż nazbyt wiele. „Jeśli nie przełkniesz jednocześnie śmierci i strachu, nigdy nie zrobisz nic dobrego”(św. Teresa z Avila). Dobrze to czuła matka której twarz zalana łzami i przygnieciona stratą, szukała nadziei wbrew tragicznym uwarunkowaniom chwili. Jej oczy mają ciężar kamieni które się podnosi wbrew ciężarowi rozpaczy. Chłopiec milczy, jakby ktoś go obezwładnił i zaszył usta ciszą wieczności. Patrzę na ciebie synku i pragnę wydrzeć ciebie, przebudzić, ponownie wydać światu w bólach połogu. Śmierć nie jest wybredna. Odbiera młodą latorośl, a stary korzeń pozostawia do wegetacji w ziemi. Wbrew tej pochmurnej konstatacji, wola życia przeniknięta wiarą- zmienia tak wiele- jeśli nie wszystko. Nie potrafimy w żaden sposób opisać słowami uczuć rodzica idącego w kondukcie za ciałem swojego dziecka. Najbliższa rodzina, przypadkowi gapie i dźwięk trzeszczenia mar na których spoczywał unieruchomiony snem śmierci młodzieniec. Przewodniczyłem przed laty ceremoniom pogrzebu w którym byłem ja i kobieta niosąca na swoich rękach małą trumnę z ciałem kilkutygodniowego dziecka. Nie miałem odwagi wymówić jakiegokolwiek słowa. Zdobylem się jedynie na przytulenie. Odczucie kruchej ziemskości zostaje, zostaje poddane wskrzeszeniu i nieśmiertelności. Tę ostrość widzenia spraw, oddają słowa starca Zosimy z powieści Dostojewskiego: „Bóg wziął nasiona z innych światów, aby rozrzucić je tutaj…wszystko żyje dzięki uczestnictwu w tamtym świecie.” Czułość Chrystusa przewyższa nasze wyobrażenia. Rozszczelnia uścisk śmierci i bezbarwne ciało zmarłego, nasyca ciepłem- coś na kształt przebudzenia, czy „nowych narodzin.” Miłość ma moc wskrzeszenia !