Wkrótce
potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a podążali z Nim Jego uczniowie
i tłum wielki. Gdy przybliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono
umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z
miasta. Na jej widok Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz».
Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, przystanęli – i
rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!» A zmarły usiadł i zaczął mówić; i
oddał go jego matce.. (Łk 7,11-16).
W życiu ludzi objawiają
się sytuacje dramatyczne, przeniknięte bezradnością i niemocą,
przewartościowujące wszystko, o czym się do pewnego momentu nie myślało, a już
na pewno nie przewidywało. Życie płynie jak rzeka, łącząc dwa brzegi- życie i
śmierć. Wypędzeni z łona matek wchodzimy w te nurt który nas zagarnia i
ostatecznie wrzuca w objęcia nieuniknionego odejścia. „Nasz świat jest taki
kruchy i taki kruchy jest każdy z nas”- zanotował w swoim Dzienniku Green. Najbardziej obawiamy się choroby i śmierci która
odziera ze wszystkiego i odbiera aż nazbyt wiele. „Jeśli nie przełkniesz
jednocześnie śmierci i strachu, nigdy nie zrobisz nic dobrego”(św. Teresa z
Avila). Dobrze to czuła matka której twarz zalana łzami i przygnieciona stratą,
szukała nadziei wbrew tragicznym uwarunkowaniom chwili. Jej oczy mają ciężar
kamieni które się podnosi wbrew ciężarowi rozpaczy. Chłopiec milczy, jakby ktoś
go obezwładnił i zaszył usta ciszą wieczności. Patrzę na ciebie synku i pragnę
wydrzeć ciebie, przebudzić, ponownie wydać światu w bólach połogu. Śmierć nie
jest wybredna. Odbiera młodą latorośl, a stary korzeń pozostawia do wegetacji w
ziemi. Wbrew tej pochmurnej konstatacji, wola życia przeniknięta wiarą- zmienia
tak wiele- jeśli nie wszystko. Nie potrafimy w żaden sposób opisać słowami
uczuć rodzica idącego w kondukcie za ciałem swojego dziecka. Najbliższa
rodzina, przypadkowi gapie i dźwięk trzeszczenia mar na których spoczywał
unieruchomiony snem śmierci młodzieniec. Przewodniczyłem przed laty ceremoniom
pogrzebu w którym byłem ja i kobieta niosąca na swoich rękach małą trumnę z
ciałem kilkutygodniowego dziecka. Nie miałem odwagi wymówić jakiegokolwiek
słowa. Zdobylem się jedynie na przytulenie. Odczucie kruchej ziemskości
zostaje, zostaje poddane wskrzeszeniu i nieśmiertelności. Tę ostrość widzenia
spraw, oddają słowa starca Zosimy z powieści Dostojewskiego: „Bóg wziął nasiona
z innych światów, aby rozrzucić je tutaj…wszystko żyje dzięki uczestnictwu w
tamtym świecie.” Czułość Chrystusa przewyższa nasze wyobrażenia. Rozszczelnia uścisk
śmierci i bezbarwne ciało zmarłego, nasyca ciepłem- coś na kształt
przebudzenia, czy „nowych narodzin.” Miłość ma moc wskrzeszenia !