piątek, 9 marca 2012

Nawrócić się - to wpaść w ręce Boga



"Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać- nie" (Rz 7,18).

Jest w tym straszliwa przeszkoda, uniemożliwiająca bardzo wielu ludziom skuteczne podjęcie drogi nawrócenia. Grzesznik znajduje się na progu nawrócenia, mobilizuje całą swą wolę, ale jest niezdolny do spenienia najdrobniejszego dobrego uczynku. Wtedy, porównując się z tymi, którzy otrzymali dar miłosierdzia i przebaczenia, traci odwagę i wpada w rozpacz oraz smutek, sądzi bowiem, że nawrócenie wymaga ogromnego, wyczerpującego wysiłku. Jest to podstęp nieprzyjaciela. Kto powiedział, że nawrócenie jest wysiłkiem woli, zdolnością działania ? Że polega na uzbrojeniu się w odwagę ? Czy nie chodzi raczej o wpadnięcie w objęcia Boga, o rzucenie się do Jego stóp ze słabnącą wolą, z sercem zranionym i krwawiącym z żalu, gdy nasze znękane przez grzech członki nie pozwalają nam podnieść się z upadku, chyba że za sprawą Bożego miłosierdzia ? Chrystus opisuje człowieka skruszonego jako cudzoziemca, który w obcym kraju wpadł w ręce rozbójników. Obdarli go z ubrań i ze wszystkiego, co posiadał, upokorzyli, poranili i zostawili na pół umarłego. Człowiek skruszony jest jak ktoś ogołocony przez diabła z szaty swego honoru, jak ten, którego wola jest bezbronna, a członki ciała - pokryte brudem. Diabeł wyrwał mu jego skarb: zdolność osądu, intuicję, sumienie. Odsłonięta została jego przyziemna natura, ujawniony jego upadek i złamana wola. Żeby wykończyć tego człowieka, diabeł zranił go głęboko pragnieniem. Na koniec zostawia go bez ducha, prawie nieżywego. Jednak dobry Samarytanin nie zadaje pytań ani nie robi wyrzutów, lecz natychmiast bierze rannego na swoje ramiona. Dobrym Samarytaninem z przypowieści jest Chrystus i jak możemy się spodziewać- nie żąda od tego człowieka spełnienia nie wiadomo czego, lecz zbliża się do miejsca, gdzie on upadł, troskliwie się nad nim pochyla, obmywa i opatruje jego rany własną raną, zatrzymuje jego krwawienie własną krwią wylaną, namaszcza go olejem swego współczucia i wlewa w jego rany wino swego życia, bierze go w swe miłosierne ramiona, prowadzi do zajazdu swego Kościoła, prosi aniołów, aby go obsługiwali, i płaci za niego swą łaską, aż powróci on do zdrowia. Taki jest właśnie człowiek skruszony, ów nieszczęśnik leżący na drodze, zaatakowany przez ludzką niesprawiedliwość oraz przez zazdrosć diabła, i odtąd niezdolny już do czegokolwiek. Podczas gdy opuściły go własne siły, znajduje on miejsce w domu Najwyższej Dobroci- w sercu Boga, w Jego ramionach, w Jego siodle i w Jego Królestwie.

o.Matta el-Maskine "Komunia Miłości"