niedziela, 11 marca 2012


 
  Spotkanie przy studni
Drodzy rozpoczynamy czas rekolekcji, odnowy życia, zmiany orientacji myślenia, pragniemy uchwycić to co na co dzień jakoś nam umyka, chcemy pozwolić znaleźć się Panu Bogu. Człowiek spragniony szuka wody tam, gdzie sądzi że ją znajdzie. Gdy błądzi, nie dostrzegając kresu wędrówki ani możliwości ucieczki, rozbija namiot i przystępuje do kopania studni. Jesteśmy jak nomadzi, wędrowcy biegnący przez ziemię, pełni pragnienia i nadziei że drążąc ziemię to tu i tam, spodziewamy się odnaleźć wodę. Nawet pewny siebie człowiek nie może nie oczekiwać czegoś więcej, bowiem brak pragnienia to śmierć. Cudownie w atmosferę rekolekcji wprowadza nas bogactwo słowa Bożego. Dzisiaj przez Ewangelię  jesteśmy uczestnikami niezwykłego spotkania. Spotkali się przy studni Bóg i Samarytanka. Źródło i człowiek, to wydarzenie wypisało coś niezwykłego w historii ludzkich pragnień, odniesień. To powrót do rajskiej sytuacji gdzie człowiek i stwórca „przechadzali się” po ogrodzie i prowadzili dialog, jak ten który po wielu wiekach podejmie Chrystus z ową nieznaną z imienia kobietą. Pojawiły się ważne i ponadczasowe pytania, o relacje człowieka do siebie, o relacje do innych i w końcu do samego Boga, to takie opowiadanie o wierze.
Moi słuchacze dobrze zrozumieć kontekst tej dzisiejszej Ewangelii. Jezus przybywa do krainy bogatej w pamiątki historyczne, której mieszkańcy są serdecznie nienawidzeni przez Żydów. Żydzi uważają się za czystych, wybranych, a Samarytan uważają za rasę niższą , za rodzaj metysów, heretyków. Pomiędzy Żydami i Samarytanami od najdawniejszych czasów istniał rozłam. To była nieustanna kłótnia o to, gdzie należy czcić Boga czy w Jerozolimie, czy na górze Garizim jak sądzą Samarytanie.
W tym klimacie sporów dochodzi do spotkania Jezusa z nieznajomą kobietą. Jan maluje tę scenę z wielką dbałością o szczegóły. Powstaje obraz doskonale oddający rzeczywistość. Popołudnie, upał, po długiej podróży Jezus jest naprawdę zmęczony i chce mu się pić. Nadchodzi Kobieta, którą prosi daj mi pic. Teraz Żyd czegoś potrzebuje, Samarytanka korzysta z okazji aby zakpić sobie i uprzykrzyć ów dar. „Jakżesz Ty, będąc Żydem, prosisz mnie Samarytankę, bym Ci, dała się napić? I miałaby ochotę dodać „Gdybyś jeszcze wiedział jakiego pokroju kobietą jest ta, do której się zwracasz”. Jezus nie reaguje na prowokację, nie chce w taki sposób rozmawiać. Pozostaje niewzruszony nawet wówczas, gdy człowiek popisuje się perfidią i bezczelnością. Wie, że często jest to maska, która kryje głębokie ludzkie cierpienie.
„O gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci, mówi daj mi się napić, poprosiłabyś Go wówczas, a dałby ci, wody żywej”. Kobieta nie jest przygotowana na taki obrót sprawy: proszący staje się dawcą. Wyczuwa że trudno jest wygrać z Tyn nieznajomym. Od Tej chwili nazywa Go „Panem”. Łykowi wody ze studni kobiety w Sychar przeciwstawia wodę wytryskującą ku życiu wiecznemu. Kobieta udaje że myśli  wyłącznie o wodzie potrzebnej wyłącznie do kuchni i prania. „Daj mi wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”. Jakby chciała powiedzieć ta woda to skarb. Jezus mówi idź zawołaj swojego męża i wróć tutaj. Od razu dotknął problemu jej cierpienia. Pan zawsze posługuje się tą sama metodą, chcąc objawić siebie, zaczyna objawiać człowieka jemu samemu. Gdy Samarytanka zostanie objawiona samej sobie, będzie mogła przyjąć Objawienie i Ewangelię. Kobiecie nie pozostaje nic innego jak rozpocząć spowiedź: „Nie mam męża”. Jezus jednak śpieszy dokończyć za nią „Dobrze powiedziałaś, nie mam mężą, miałaś pięciu mężów, a ten którego masz teraz nie jest twoim mężem”. Nie jest to z pewnością życie przykładne, lekkomyślność, bezwstyd, nieśmiałość, rozczarowanie i totalne obnażenie. Jezus odsłonił jej serce, obecność kogoś kto czyta dla niej samej staje się wielce niepokojąca, dlatego się pyta „panie, czy Ty jesteś Prorokiem”. Człowiek zawsze szuka jakiegoś wybiegu. (próby wobec których  Bóg stawia człowieka, mogą się wydawać groźniejsze od pokus szatana”)                                                                                           Rozmowa schodzi na płaszczyznę kultu gdzie należy czcić Boga. Jezus mówi ani na tej górze, ani w Jerozolimie. Nadchodzi jednak godzina kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i Prawdzie. Dzięki Duchowi, modlitwa nawiązuje łączność z Bogiem, dosięga miejsca zamieszkania Boga. W prawdzie oznacza u Jana objawienie Ojca we własnym Synu. A wiec wielbić  w Duchu i Prawdzie oznacza odpowiadać na Jego inicjatywę  i wielbić Go w Jezusie Chrystusie, praktykując miłość. Obecność Boża przemieszcza się nieustannie i rozszerza. Z namiotu na pustyni do świątyni Jerozolimskiej. Ze świtatyni Jerozolimskiej do Ciała Chrystusa, z Ciała Chrystusa do Kościoła który my sami stanowimy, Jego Mistycznego Ciała. Dlatego św. Paweł mówił: „Czyż nie wiecie że świątynią Boga jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1Kor 3,16-17). Człowiek staje się miejscem Boga, każdy z nas.
Samarytanka w ciągu kilku godzin została obdarzona miłością, dlatego zostawiła swój dzban i pobiegła z radością zakomunikować to światu „Pójdźcie zobaczcie człowieka, który mi powiedział co uczyniłam, czyż On nie jest Mesjaszem!”
Kochani to jest opowieść o nas samych, naszym odkrywaniu Boga, naszych zakamarkach duszy, wątpliwościach i zmaganiach. Przychodzimy z dzbanami naszych serc, może nadkruszonymi aby Bóg je wypełnił łaską, napełnił sensem nasze życie. Bóg chce być w naszym życiu, zmaganiach i wątpliwościach. Trzeba z Chrystusem usiąść przy studni, źródle Jakuba, aby w zmęczeniu i skwarze kruchego człowieczeństwa odkryć nową jakość istnienia, aby pić z Bożej miłości, aby się napełnić Nim całkowicie. Aby każdego dnia mówić do Boga daj mi pić, zraszaj moje życie jak ogród który ma rozkwitnąć, bądź mi posileniem i wytchnieniem. Amen.
(fragment mojej nauki rekolekcyjnej z tamtego roku)