sobota, 29 maja 2021
Ogarnęły mnie fale śmierci i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę… (Ps 18, 5). Sztuka potrafi z niezwykłą przenikliwością sondować ludzką egzystencję, sięgać głębi bytu- chimerycznych i skarłowaciałych moralnie postaw, które tak wiele mówią o kondycji nowoczesnego świata i człowieka stojącego na rozdrożu. „Kto szuka prawdy o człowieku, musi uchwycić swój ból”- pisał G. Bernanos. Wczoraj uczestniczyłem w otwarciu wystawy dyplomowej moich uczniów. Wśród licznie zaprezentowanych prac, moją uwagę przyciągnęło jedno dzieło, skłaniające do filozoficznego namysłu nad człowiekiem, jego wewnętrznymi wyborami i szamotaniną której przeciwległym biegunem jest pustka i śmierć w obliczu czyhających zagrożeń. Człowiek XXII wieku Macieja Januszewskiego zdaje się odważną próbą reinterpretacji współczesnej antropologii w materii rzeźby. Przemierzam wzrokiem każdy fragment tej płaskorzeźby i widzę bezradne nagie ciało- zatopione w archaicznej przestrzeni śmierci. Ciało zanurzone w magmie niebytu, obnażone, które zostaje poddane miażdżącym siłom fatum; konfrontujące się z „potęgą ciemności” i „chłodem samotności.” Świat jako „płynny grób”- wciągający i przerażający w swojej chropowatej strukturze formy. „Śmierć przyszła na człowieka, ponieważ zgrzeszył”(Rz 5,12). Śmierć staje się miejscem ontologicznym. Miejsce ostatecznego wyboru ! Sam autor umieszcza lapidarny komentarz do własnego dzieła: „Powstała jako manifestacja obaw dotyczących szeroko rozumianej przyszłości, której wizja obrazowana jest jako zgubna. 100 kg (betonu) wskazuje na wielką wagę problemu oraz konsekwencje nie do zniesienia. Głowa oderwana od reszty ciała, kręgosłup (moralny) przerwany w karku, lewa dłoń niszczeje, to ona była źródłem zgorszenia i śmierci dla ciała i duszy.” Refleksja o przewrotnej, dychotomicznie rozumianej ludzkiej naturze zaskakuje i zmusza do konfrontacji z pytaniami które muszą rezonować w głębi ludzkiego sumienia. „Człowiek jest bogiem bezsilnym”- powie Heidegger, nieustannie konfrontujący się z niszczycielskimi siłami śmierci. Nie jest łatwo żyć w świecie na opak. Dla ideologicznie zwyrodniałych mas, bycie nowoczesnym zakrawa na idolatrię w najgorszym tego słowa znaczeniu. W świecie gdzie zło zostaje umiejętnie retuszowane i sprzedawane niczym chodliwy i atrakcyjnie zapakowany towar. Zło jako prowokacja zawłaszczająca rzesze tych, którzy się poddali- sprzedali się w imię świętego spokoju. Jakże przerażająca jest chwila śmierci ! „Rozkład ducha jest przede wszystkim rozkładem ciała… Trup zakłóca przez metamorfozę, która transcenduje świat żywych.” Według świętego Grzegorza z Nyssy, człowiek jest ikoną Boga lub też jest maską zwierzęcia, grymasem szatana, małpą Boga. Jest w tym jakaś tragedia zła, dramat ludzkiego wyboru. Myślę, że autor tego dzieła z wielkim zatroskaniem pyta o kondycję współczesnego człowieka. Istotę otwartych oczu i niezmąconej niczym duszy. Przestrzega przed światem balansującym nad przepaścią, utkanym z pozorów, fałszywych wyborów, obliczony na strącenie w głupotę; wydany programowej demoralizacji. Jest jeszcze jedno odczucie które mi towarzyszy przy odbiorze tego dzieła. To odczucie przepastnej ciszy. Człowiek wydany objęciom śmierci przestaje mówić, zatapia się niemocy słów. Dźwięki niewypowiedzianego przesłania staje się zachętą do wewnętrznego namysłu odbiorcy. Słowa mogą wejść w wir unicestwienia, stając się czymś na kształt bezdźwięcznego proroctwa. „Milczenie- powie M. Fumaroli- nie jest utratą mowy, lecz jej powrotem do miejsca bardziej pierwotnego, donośniejszego.” Betonowy i rozczłonkowany człowiek w swojej niewyobrażalnej agonii, milcząco krzyczy: Jeszcze nie jest za późno, aby ocalić człowieka !