piątek, 23 lipca 2021

Dwa dni temu pisałem o odczuwaniu sztuki, jej duchowemu promieniowaniu i magnetyzmowi niepozwalającego widzowi pozostać w tym samym stanie wrażliwości, przechodzącej od zmysłu oczu ku poruszeniu duszy. Wielokrotnie to podkreślałem, że sztuka jest o wiele bardziej teologiczna, niż nie jednemu jej badaczowi się wydaje. Nawet coś, co bezpośrednio nie jest implicite sakralne- może pod warstwą niejednoznacznie i symbolicznie odsyłać do innego wymiaru rzeczywistości. „Każda autentyczna sztuka jest symboliczna- jest mostem między dwoma światami, oznacza bardziej głęboką rzeczywistość, która zarazem jest autentyczną rzeczywistością. Jest w tym jakiś rodzaj odczucia pozaracjonalnego, wyczuwalnego zgoła intuicyjnie i odzwierciedlonego symbolicznie. Realna rzeczywistość może być artystycznie wyrażona jedynie w symbolach, ale nie może być realnie wyjawiona w sztuce”- twierdził M. Bierdiajew. Sztuka z właściwą dla siebie przenikliwością dowodzi o obecności innego świata, choć postrzega go na sposób symboliczny. Problem piękna, tak jak problem Boga intrygował całe pokolenia artystów i podrywał ich do wędrówki ku rozwikłaniu tajemnic buzujących w przepastnych otchłaniach duszy. Wielu z nich odkryło swoje przestrzenie przebudzenia- noce przeprute strugą światła; wschody słońca; radość, której źródło wydawało się czymś tak zaskakującym iż prowadziło do rozkosznego upojenia szczęściem. „Otchłań nocy otwiera się pod naszymi krokami” (D. Halevy). Czy potrafimy wyobrazić sobie radość średniowiecznego rzeźbiarza odkuwającego twarz pięknego Boga z katedry w Amiens ? Czy współczesnych artystów zdolnych do zauważenia transcendencji w korelacji kilku przenikających się wzajemnie barw lub form na płaszczyźnie naciągniętego na ramę płótna. Nawet w języku tzw. abstrakcji może być jakaś zakamuflowana obecność transcendencji, czego dowodem są obrazy Malewicza czy Nowosielskiego. „Człowiek należy do głębi wieczności”- biegnąc do niej na oślep, niczym otulony miłością młodzieniec ku oblubienicy której wdzięk i piękno nie pozwala mu zapomnieć nocy miłosnego zjednoczenia. „Sztuka pożądania nigdy nie może zapomnieć o sztuce pamięci. Sztuka pamięci nigdy nie powinna zapomnieć o sztuce pożądania”- enigmatycznie, jednak nad wyraz prawdziwie pisał G. D. Huberman. Przywołuję tę myśl, ale podążam raczej ku pożądaniu rozumianemu na sposób mistycznego doznania- poruszenia, ekstatyczności, przejścia przez ciemności i wędrówce ku taboryckiemu i rezurekcyjnemu olśnieniu, ostatecznie- zatopienia w Bogu. Poeta Rilke postulował: „Musisz urodzić swoje wizje. Są wykonane z przyszłości, która czeka na narodziny.” Stąd podążanie za ludźmi i wytworami ich rąk, jest szalenie intrygujące. Na historię i narodziny sztuki składa się bogaty zespół elementów: krajobraz czasu, wahania, ferment idei, indywidualne emocje, drżenie, świeżość i pomysłowość oraz pasja z jaką twórca powołuje do życia swoje dzieła. Towarzyszy temu jak sądzę, wiara w celowość podjętych wysiłków. Staję przed ikonami Rublova i zaczynam rozumieć niczym niezmąconą wiarę człowieka który żyjąc pośród pożogi i śmierci, potrafił dostrzec świat zanurzony w świetle obłaskawiającego świat Boga. Pojmuję, patrząc na promienne oblicze Chrystusa, że świat- jako kraina śmierci- staje się miejsce promieniowania życia. Kiedy twarz człowieka pochyla się ku ziemi, percepcja świata zostaje zaciemniona. Kiedy jednak wzrok podnosi się ku górze, zostaje uzdolniony do kontemplacji Tajemnicy. „Piękno przychodzi na spotkanie naszego ducha nie po to, by go zachwycić, lecz otworzyć go na palącą bliskość Boga- Osoby” (P. Evdokimov). Radość Paschy opromienia wszystko, co ikona ukazuje i już wiem, „że cudem jeszcze większym będzie koniec niż stworzenie.”