środa, 21 lipca 2021

Najbardziej intrygujące i niepozostawiające miejsca na znużenie jest dla mnie objaśnianie sztuki. Jakaś nieunikniona droga obrazów przez które trzeba przejść, przedzierając się przez piaski czasu i kontekstualne nawarstwienia. Jakie myśli rozbrzmiewały w duszy artysty stojącego przed nagą ścianą z której miałoby się wyłonić malarskie dzieło ? Najbardziej fascynujące dla mnie są te przestrzenie pozbawione odpowiedzi, gdzie ostatecznie dokonuje się tak intensywna konfluencja przeżyć, iż wizja wyłania się mroku niepoznania- staje się czymś na wskroś epifanicznym. Artysta percypuje rzeczywistość spojrzeniem wnętrza, a podejmuje decyzję, jak poprowadzić pędzel aby każda plama farby zaistniała niczym całość ujarzmiona przebłyskiem geniuszu. Kiedy już coś zaistnieje rozpoczyna się dialog pomiędzy artystą i widzem- urzeczywistnioną ideą, a wzrokiem często roztargnionego, zaproszonego do konsumowania odbiorcy. „Dlatego malarstwo zaczyna swoją komunikatywność tam, gdzie język ją kończy, i skupia się na własnym milczeniu, aby móc wyrzucić z siebie to wszystko, co nie znajduje wyrazu w słowie”- pisał J. O. Gasset. Można bez wątpienia powiedzieć o „niemej” mowie obrazów odwołujących się wprost do percepcji oka. „Obraz jest przemawiającą ciszą” (M. Picard). Obrazy nie pozwalają wymazać z pamięci głęboko zakorzenionych treści i ich fundamentalnego- ponadczasowego przesłania. Taką na pewno jest sztuka religijna (chrześcijańska), nieustannie orientując odbiorcę ku myśleniu symbolicznemu, transcendencji i moralnym konstelacją wokół których ciągle, choć w letargu orbituje ludzkość. W ikonografii dawnej- choć brzmi to archaicznie- istnieje niczym nie zmącony pierwiastek ponadczasowości. Jakby na przeciwległym biegu istnieje zryw nowoczesności- „modernizmu” w jego licznych permutacjach i nie pozwalających na komfort kontemplacji odsłonach. Tu wszystko jedynie pędzi i zaciera swoje ślady tak skutecznie, iż nie jesteśmy wstanie uchwycić sensu i przesłania sztuki której to pustka jest jedynie efemerydą nicości- „oksymoronem” czy „ontologią nicości.” Jean Baudrillard w książce pt. Spisek sztuki…, stwierdził że współczesna sztuka tak obfita w obrazy dąży do zanikania świata- niepamięci i wymazywania rzeczywistości: „obrazy w których nie ma nic do zobaczenia.” Igraszka ulotnych wyobrażeń. Sztuka niezrozumiała, zapętlona lub nikczemnie wulgarna. Miał racje Mikołaj Gogol mówiąc: „Jeśli artysta nie sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest jedynie przelotną pasją.” Sztuka intrygująca i otwarta na przemienienie. Spoglądam na zdjęcie jednej ze ścian opactwa cystersów w Noirlac, wypełnionej witrażami autorstwa Jeana Pierra Raynauda. Odczuwam szept ciszy i drgnie wieczności. Można być świadkiem dokonującej się fuzji pomiędzy odległą historią, a współczesnością która nie porzuca głębokiego wymiaru duchowego. Używa półprzejrzystego szkła nawiązującego do bieli szpitalnych płytek, ale przepuszczającego światło. Witraż w zdumiewający sposób koresponduje ze średniowieczną estetyką i tradycją cysterską. „Prostota, ubóstwo, linia, forma- pisał G. Duby- Kościół cysterski jest ucieleśniony. Ale również nagi, ograniczony do muskulatury, do szkieletu. I to właśnie wzrusza w nim do głębi.” Od XII wieku światło było w nim przejrzyste, a artysta powrócił do tej pierwotnej przejrzystości- „obszaru czystości.” Cisza przeszywająca słuch i wzrok obmyty światłem !