Dwóch
ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik
(Łk 18, 10 -14)
Ewangelia dzisiejszej
Niedzieli, nie stanowi w żaden sposób wprowadzenia do życia modlitwy, to raczej
precyzyjnie sformułowana odpowiedź, skierowana w stronę faryzeuszów,
próbujących Mistrza zapędzić w ślepy zaułek teologii, obarczonej uwierającym
umysł pytaniem: Jak można się zbawić ? Bowiem dla uczonych w Prawie, jedyną
drogą do zbawienia jest wierne i poddane dyscyplinie zewnętrznych aktów –
przestrzeganie Prawa. Jezus staje w opozycji do takiej perspektywy i wskazuje
na język miłości, przebaczenia i skruchy, jakże odległy od pełnej arogancji i
pychy człowieka, przechwalającego się katalogiem spełnionych powinności
względem Boga. „Początkiem ludzkiej mądrości jest umiejętność osądzania
siebie”- czytam w Apoftygmatach. Świątynia
z przypowieści, staje się doskonałą przestrzenią weryfikacji dwóch jakże
odmiennych postaw ludzkich. Jeden człowiek, to pozer przechwalający się swoimi
zasługami i robiący wokół siebie spektakl radykalnej pobożności, poza którą nie
istnieje już rzeczywistość współczucia i miłości bliźniego; tylko
konfrontacyjny osąd i pogarda. „Bóg jest przykrywą dla zadufanego „ja”, które
instrumentalizuje relację religijną dla własnego wywyższenia. Człowiek, który
kryje się poza tą modlitwą, niczego od Boga nie oczekuje, o nic go nie prosi;
chodzi mu jedynie o pokazanie się, o przedstawienie Bogu swoich praw, o
przedstawienie swojego kredytu”(R. Fabris). Faryzeusz w miejscu dla uprzywilejowanych
i celnik schowany za półmroku krużganka, nie mający odwagi nawet podnieść
oczu ku światłu sączącemu się przez przepruwający ścianę świątyni otwór. Bije
się w piersi, wskazując na wnętrze które niczym wyschnięta ziemia potrzebuje
życia, odrodzenia i łaski. „Twarz obmyta przez łzy – pisze św. Efrem – ma
niezatarte piękno.” Zdruzgotany grzechami, obarczony historią osobistych zdrad,
znajduje miłosierne westchnienie i pełen współczucia osąd Boga. W celniku jest marność i nędza zagubionego
dziecka. Jest wolny od osądzania kogokolwiek i pragnie jedynie posklejać swoje
życie, aby zacząć wszystko od nowa. On najlepiej rozumie trudny los innych –
ubrudzonych w rynsztoku, ogłupiałych przez pieniądz, niewiernych,
odseparowanych, nieczystych, skazanych na potępienie – takich na których
faryzeusze spluwają, lub omijają szerokim łukiem. Życie modlitwy, jego
intensywność, głębia, stanowi o jakości zdrowia duchowego i ma wymiar
terapeutyczny. „Zacznij od pokornego powiedzenia: jestem grzesznikiem, dzięki
Ci składam, Panie, za to, że mnie cierpliwie znosisz… Następnie proś o
Królestwo boże, a potem o rzeczy godziwe i nie ustawaj z tego powodu, że ich
nie otrzymałeś”(św. Bazyli Wielki). Ten został zaakceptowany i przygarnięty przez
Boga. „Odwrócić się od wszystkiego ku jednej twarzy to znaleźć się twarzą w
twarz ze wszystkim”(E. Bowen). Przypowieść Chrystusa jest również przestrogą
dla chrześcijan, którzy mogą popaść w pułapkę ekskluzywizmu zbawienia i łatwość
wykluczenia z niego innych braci. W każdej modlitwie dokonuje się poszukiwanie
Boga i współodczuwanie wraz z innymi wielkiego daru miłości i przebaczenia –
uchylającego drzwi do Królestwa Bożego. „Daj mi głos celnika dla mojej
uzdrowionej duszy – wzdycham za mistykiem Nersesem Snorhali – Ty, który jesteś
Wodzem Celników, abym wołał własnymi słowami: Mój Boże, przebacz mi moje
grzechy !”