Znam ludzi którzy są chronicznie
rozdrażnieni i boją się marzyć, a troska o dzisiaj przesłania im to podstawowe
i w pełni darmowe rozmyślanie o sensowności i świetlistości wyłaniającego się
ukradkowo jutra. Natarczywie sprawdzają stan bankowego konta i próbują
kontrolować niuanse codzienności – niedowierzając temu, że potrafią być
naprawdę wolni i choć trochę zadowoleni z siebie. Marzenia są jak łyk świeżego
powietrza pośród pędzącego tłumu, destylującego ze smogu resztkę nadziei i
życia. „Im bardziej przyszłość zanurza się w mroku, tym bardziej trzeba nam
przekonania, że w głębi tej otchłani może wykiełkować coś lepszego, i to w tak
niemożliwym to przewidzenia kształcie”- pisał w Dzienniku Guitton. Kurczymy i boimy się śmierci, tak jak boleśnie
przeżywamy nowe wyzwania, które przynosi przyprószony nicością kolejny dzień
życia. „Wytrzymać świadomość, że cała ludzkość pędzi w ciemność unicestwienia”(B.
Hamvas). Wszystko jest absolutną łamigłówką lęku, sklejonego lepiszczem
stagnacji, niepewności i strachu, które muśnięte jednym promykiem nadziei – znikają
bez śladu i wyzwalają umysł od przeciążenia, powątpiewania i strachu. Nasze
klucze do otwierania egzystencji są spiłowane i nie pasują do żadnego z zamków,
czekających na otwarcie. Wystarczy wątła szczelina drzwi, aby rzucić okiem na
drugą stronę miejsca w którym można się zadomowić i odetchnąć. Wszędzie
chcielibyśmy wejść gwałtownie, wyważając ściany i czyniąc niepotrzebny hałas. Natychmiast
opresyjni, boimy się cierpliwie czekać i trwać pokornym nieporuszeniu. Irytująco
roszczeniowi, wyposażeni w instrukcję obsługi świata i pakiet odpowiedzi na
pytania, wobec których zawsze człowiek pozostawał w roztargnieniu i rozkroku –
nie potrafiąc odkryć drobiazgów i momentów obdarowania. Jakże wielu chciałoby
zrywać z kiści słodkie winogrona, a nigdy nie poczuło pod stopami chropowatej
ziemi z której łona ma wychylić się łodyga, a następnie uwodzący wzrok i
powonienie owoc. Być może trzeba stracić to, co się posiada – aby otrzymać to,
co jest jeszcze nie widoczne dla oczu – a skryte za zasłoną beztrosko
kiełkującego marzenia. Spacer pośród tak wyłożonych dylematów, staje się
filozoficzną zagwozdką mężczyzny w średnim wieku. „Szczęśliwe dojrzałe kolby
kukurydzy i zboża gotowe na żniwo” – mówił z właściwą dla siebie emfazą Péguy.
Coraz częściej przekonuję moich uczniów i napotkanych słuchaczy, żeby nie
przejmowali się chwilą obecną. Nie wzbraniajcie się marzyć, bo z nich wykluwa
się smak i dreszcz życia, sztuka, miłość i odruchy duszy, skierowane ku
zadomowieniu w ponadczasowości. Jak powiedział Tolkien: „Drogi wiodą i wiodą
wciąż dalej.” Wzmocnione tęsknotą za tym, co niepoznane i wyczekiwane, czynią z
wędrowcy proroka, będącego już o krok od celu powziętej odważnie przygody życia;
na przekór rozproszeń i przeciwności.