czwartek, 20 lutego 2025

 

Znam ludzi którzy są chronicznie rozdrażnieni i boją się marzyć, a troska o dzisiaj przesłania im to podstawowe i w pełni darmowe rozmyślanie o sensowności i świetlistości wyłaniającego się ukradkowo jutra. Natarczywie sprawdzają stan bankowego konta i próbują kontrolować niuanse codzienności – niedowierzając temu, że potrafią być naprawdę wolni i choć trochę zadowoleni z siebie. Marzenia są jak łyk świeżego powietrza pośród pędzącego tłumu, destylującego ze smogu resztkę nadziei i życia. „Im bardziej przyszłość zanurza się w mroku, tym bardziej trzeba nam przekonania, że w głębi tej otchłani może wykiełkować coś lepszego, i to w tak niemożliwym to przewidzenia kształcie”- pisał w Dzienniku Guitton. Kurczymy i boimy się śmierci, tak jak boleśnie przeżywamy nowe wyzwania, które przynosi przyprószony nicością kolejny dzień życia. „Wytrzymać świadomość, że cała ludzkość pędzi w ciemność unicestwienia”(B. Hamvas). Wszystko jest absolutną łamigłówką lęku, sklejonego lepiszczem stagnacji, niepewności i strachu, które muśnięte jednym promykiem nadziei – znikają bez śladu i wyzwalają umysł od przeciążenia, powątpiewania i strachu. Nasze klucze do otwierania egzystencji są spiłowane i nie pasują do żadnego z zamków, czekających na otwarcie. Wystarczy wątła szczelina drzwi, aby rzucić okiem na drugą stronę miejsca w którym można się zadomowić i odetchnąć. Wszędzie chcielibyśmy wejść gwałtownie, wyważając ściany i czyniąc niepotrzebny hałas. Natychmiast opresyjni, boimy się cierpliwie czekać i trwać pokornym nieporuszeniu. Irytująco roszczeniowi, wyposażeni w instrukcję obsługi świata i pakiet odpowiedzi na pytania, wobec których zawsze człowiek pozostawał w roztargnieniu i rozkroku – nie potrafiąc odkryć drobiazgów i momentów obdarowania. Jakże wielu chciałoby zrywać z kiści słodkie winogrona, a nigdy nie poczuło pod stopami chropowatej ziemi z której łona ma wychylić się łodyga, a następnie uwodzący wzrok i powonienie owoc. Być może trzeba stracić to, co się posiada – aby otrzymać to, co jest jeszcze nie widoczne dla oczu – a skryte za zasłoną beztrosko kiełkującego marzenia. Spacer pośród tak wyłożonych dylematów, staje się filozoficzną zagwozdką mężczyzny w średnim wieku. „Szczęśliwe dojrzałe kolby kukurydzy i zboża gotowe na żniwo” – mówił z właściwą dla siebie emfazą Péguy. Coraz częściej przekonuję moich uczniów i napotkanych słuchaczy, żeby nie przejmowali się chwilą obecną. Nie wzbraniajcie się marzyć, bo z nich wykluwa się smak i dreszcz życia, sztuka, miłość i odruchy duszy, skierowane ku zadomowieniu w ponadczasowości. Jak powiedział Tolkien: „Drogi wiodą i wiodą wciąż dalej.” Wzmocnione tęsknotą za tym, co niepoznane i wyczekiwane, czynią z wędrowcy proroka, będącego już o krok od celu powziętej odważnie przygody życia; na przekór rozproszeń i przeciwności.