środa, 26 lutego 2025

 

Kilkanaście dni temu powziąłem sobie takie wewnętrzne postanowienie, że na jakiś czas wycofam się i pozostanę z dala od ludzi. Nie udało mi się zrealizować tego pragnienia i chyba będzie musiało być przełożonym na czas Wielkiego Postu. „Sztuka jest może drogą do siebie”(M. Blanchot). Kilkanaście dni minęło mi na wykładach o sztuce i literaturze – spotkaniach z ludźmi i dyskusjach -  które pogłębiły we mnie przeświadczenie, że człowiek pomimo dostępu do wiedzy w telefonie, potrzebuje żywego słowa i obrazu, opatrzonego komentarzem, którego bezcenna i jednorazowo wygłoszona treść, nie znajdzie się w przeczesywanym do gorączkowości i upadłości Internecie. „Akcent przesuwa się od słów do obrazów, od tego, co możliwe do powiedzenia, ku temu, co możliwe do zobaczenia”- pisał Mitchell. Ten głód słuchania i oglądania, a za jego ścianą tęsknota i wrzenie uczuć. W nasionach myśli jest smak i zapach innej krainy. To wyrywa z nudy, która jak twierdził Heidegger – „pokrywa rzeczy i pokrywa ludzi, i wraz z nimi pokrywa nas samych – sprawiając, że wszystko to po równi staje się nam osobliwie obojętne.” Stąd natychmiastowy postulat: nie można być przestraszonym Prometeuszem przykutym do skały własnej niemocy i odrętwienia. Przychodzi czas w którym trzeba wskrzesić ogień, aby dawał ciepło i światło; wybudzał z letargu i mroczności. Stać się głosem, symbolem, napiętą cięciwą słowa. Lubię wpuszczać ludzi do mojego świata przeżyć, przemyśleń, rzeźbionych natychmiastowo myśli, które niczym fala zalewają brzeg ludzkiego poszukiwania i zatrzymania w zdumieniu. Przestałem rozprawiać o wielkiej teologii, czy zawiłej mistyce – zarezerwowanej dla nielicznych i uprzywilejowanych. Skupiam się na prozaiczności chwil z których można wyłuskać coś, co będzie równie duchowo ważne i otwierające na świat przed którym trzeba otworzyć oczy serca i zaniemówić. Otrzeć się o nieskończoność i Obecność ! Moje spojrzenie na ludzi i rzeczywistość stało się mniej podekscytowane i melodyjne, a bardziej przenikliwe i odrobinę krytyczne. „Unikać nie tylko ludzi, którzy przeszkadzają w pracy i życiu; jeszcze bardziej unikać chaotycznych, przegadanych, zbędnych i obcych książek.” Wyostrzył mi się wzrok na sprawy które do tej pory pomijałem lub świadomie wypierałem z orbity przemyśleń, nie konfrontując się z nimi. Od pewnego czasu uwiodła mnie literatura węgierska o której istnieniu wcześniej nie byłem świadomy. Przez kilka nocy połykałem eseje Hamvasa i Dziennik Sandora Marai. Ich przemyślenia są jak łyk świeżego powietrza, wobec wydeptanych już przeze mnie dróg po literaturze i tropów do których przywykłem, będąc przeświadczonym, że nic oryginalnego nie obezwładni mojego umysłu. A tu miłe zaskoczenie i zamówione książki, których wyczekiwanie graniczy z podekscytowaniem chłopca obdarowanego ukradkowym spojrzeniem kobiety – nie w sposób oczywisty, artykułującej miłosne zainteresowanie. W przestrzeni rozproszonej i wznoszonej na poszarpanych ideach, istnieją pełne światła punkty, przywracające wiarę w świat, człowieka, a nade wszystko Boga.