Całe
stworzenie zostało zmienione przez lęk, widząc Ciebie wiszącego na Krzyżu,
Chryste. Słońce stało się ciemnością, fundamenty ziemi zatrzęsły się; wszystko
cierpiało ze Stwórcą wszystkiego. Z Twojej woli, Ty przecierpiałeś to ze
względu na nas: O Panie, chwała Tobie ! Wielki Piątek. Moja
wrażliwość pozwala mi zobaczyć ten dzień inaczej, niż zapewne duża część ludzi
przemierzających bezwiednie zatłoczoną ulicę miasta. Towarzyszy mi dojmująca refleksja,
której osnową jest cierpienie, jakie rodzi się ze splotu historycznych okoliczności,
których Jerozolima była świadkiem ponad dwa tysiące lat temu. Wyobrażam sobie
szczegóły procesu, w którym Bóg stanął na ławie oskarżonych i został wydany na
okropności, których opis z perfekcyjną dokładnością przedkłada nam Ewangelia
według świętego Jana. Liturgia jest retrospektywna i anamnetyczna w której to
każda drobina słowa jak i kropla krwi, znajduje swój rezerwuar w kielichu
ludzkiej duszy. Czytasz tekst i uświadamiasz sobie, że historia
starotestamentalnego Hioba, jest jedynie wstępem do tego, czego doświadczy
Chrystus wydany światu na pośmiewisko. To szokujące dla naszej logiki. Cierpienie
Syna jest cierpieniem Ojca. To rozdarcie miłości wyrażone w słowach całkowitego
opuszczenia: „Wykonało się !” Po tym nastąpi ekspresja Ducha – Jego wylanie na
Kościół. Wsłuchuję się w nie tak intensywnie, jak to czynili przede mną inni,
próbujący uchwycić epizod zdrady, porzucenia, szamotaniny uczuć, bezradności
której osnową jest milczenie – towarzyszące wejściu w śmierć i jej
obezwładnieniu. Jakże wielu buntowało się wewnętrznie przeciwko Bogu, który wszedł
w tak niesprawiedliwą dramaturgię śmierci. Twarz Króla - opluta i opuchnięta,
znieważona, na którą spada plwocina - wicher obelżywych słów odtrącenia i
pogardy. Ta ludzka przewrotność i rozkołysana do ekstremum siła nienawiści;
zwerbalizowana agresja tłumu, wymierzona w stronę „męża boleści oswojonego z
cierpieniem”(Iz 53, 3). Szamocze się mój umysł wobec dylematów tak potwornej wyartykułowanej
rzeczywistości; przeciwko Jego słabości, która zdaje się nieodzownym elementem
tej trudnej dla teologa dramaturgii odkupienia człowieka i świata. Opieram się
temu, choć wiem że tym jest nasycona moja wiara. „On jest milczącym Barankiem,
Barankiem zabitym, zrodzonym z Maryi, pięknej owieczki. Wzięty ze stada i
poprowadzony na zabicie, wieczorem został złożony w ofierze, a nocą Go
pogrzebano. Nie łamano mu kości na drzewie krzyża, a będąc w ziemi nie uległ
rozkładowi, lecz powstał z martwych i wskrzesił człowieka wyprowadzając go z
grobu”(Meliton z Sardes). Bóg przewidział upadek Adama i Syn Boży stał się
„barankiem ofiarowanym przed wiekami” z preegzystującej woli Trójcy. Czy
zdołamy to pojąć ? Na ikonie Trójcy Rublova,
Ojciec wskazuje delikatnie, a zarazem zdecydowanie na kielich w którego czaszy
ma spocząć ciało Baranka. Samotność, opuszczenie i ofiara którą ma udźwignąć
cierpiący Sługa Miłości. Rana przebitego boku się otwiera, abyśmy w niej mogli
znaleźć schronienie i pewność płynącą z wiary. Jakże wymowne są liturgiczne
teksty: „Ten, który przyodziewa się w światło jak w płaszcz, stał się nagim
przed sędziami i był bity w twarz ręką, którą stworzył. Ludzie bez prawa
przybili do krzyża Pana chwały. Wtedy to zasłona świątyni rozdarła się, słońce
zaćmiło się, nie mogąc znieść widoku skatowanego Boga, Tego, przed którym drży
całe stworzenie.” W centrum Ewangelii staje paradoks Krzyża. Drzewo z ziarna
Raju – rozkwitnięte i rosochate – rozłoży swoje gałęzie dla Owocu po który
sięgnie Kościół, aby się nasycić, nakarmić i przebóstwić. „Boska potęga i
chwała Ukrzyżowanego ukazują się dopiero w akcie naszej dobrowolnej wiary i
miłości. Ukrzyżowany zwraca się ku wolności ludzkiego ducha”- pisał M.
Bierdiajew. Ostatecznie opis Męki przenika nadzieja Paschy: „Oto grób zamyka
Tego, który w swej dłoni trzyma cale stworzenie. Kamień przykrywa Pana, który
okrył pięknością niebo. Życie śpi, a piekło drży z trwogi.”