czwartek, 10 kwietnia 2025

 

Pisać to obnażać się. Czasami towarzyszy mi uwierające przeświadczenie, że świat który znam i który wydaje mi się oswojonym, przeżywa swój zmierzch. Taki pejzaż jutra zatrważa i zaciera prawdę, zatapiając tak wiele rzeczy i spraw w mroku. Rzeczywistość wydająca się tak wyraźną i niezmienną, znika bezpowrotnie –  nie pozostawiając jakiegokolwiek śladu. Trzeba przytomności umysłu aby to pojąć i mądrze ocenić ten nachalnie kiełkujący w posadach duszy niepokój. „Czy wówczas jestem coś wart, gdy jestem nikim ?” – edypowa rozterka na progu zmagania z życiem. Być może za wcześnie na głębokie analizy tego stanu rzeczy, choć towarzyszy mi jakiś psychologicznie zagmatwany rodzaj dręczącego umysł niepokoju. Człowiek wiary nie może się go wystrzec, czy zbagatelizować. Nie czuję się przygnieciony brzemieniem upływającego czasu, ale czuję jego zasapanie na twarzach tych, których każdego dnia mijam w drodze do pracy. Czy człowiek podejmuje jeszcze trud odkrywania własnej tożsamości ? Wielu zamiast dojść do miejsca w którym poznanie siebie staje się aktem wyzwolenia, wpada w klaustrofobiczną pułapkę do której nachalnie zaganiają go inni. Jakże trudno przyodziać się w radość, którą preferuje biblijny Mędrzec, po perypetiach osobistego zmagania i próby wiary. Przechodzisz symbolicznie pustynię, lub przepływasz przez żywioł rozszalałych wód i czujesz, że jesteś niczym – dryfującą bez celu drobiną – oczekującą na wyjaśnienie własnego losu. Można czuć się jak gołębica, którą Noe wpuszczał z arki i czekał na znak upragnionego lądu. Szybowanie i fiksacja wzrokiem przestrzeni, aby w jej przepastnych połaciach odnaleźć zalążek życia. Źdźbło trawy wychylone ku promieniom słońca i lot ptaka który odkrył bruzdę zazielenionej ziemi – mikroskopijny cud życia po żywiole śmierci. Wkraczasz drżąco w świat, nad którym wszystko podnosi się i drży, oczekując na wyzwolenie i przeobrażenie. Cały Wielki Post jest orientacją ku miejscu z którego szczeliny grobu detonuje smuga światła. W apokryficznej Ewangelii Tomasza znajduje się jakże wymowny tekst: „Istnieje światło wewnątrz człowieka światła i oświeca cały świat.” Na postawione kiedyś pytanie o Chrystusa, pisarz Franz Kafka miał odpowiedzieć: „To jest otchłań światłości, wobec której trzeba zamknąć oczy, żeby się w nią nie rzucić.” Kiedy dziecko zostaje wprowadzone do Kościoła, to kapłan odczytuje nad nim modlitwę: „Ty ukazałeś mu światło widzialne, aby został uznany za godnego Światłości duchowej.” Prawosławni chrześcijanie wychowani w kulturze spojrzenia na ikony wiedzą, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte i usta rozchylone do ucałowania materii z której emanuje blask dnia, wyprażonego w pełnym żaru spojrzeniu Boga. Et nox illuminatio mea in deliciis meis.