I
opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał drzewo figowe
zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc
do ogrodnika: "Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym
drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię
wyjaławia?" Lecz on mu odpowiedział: "Panie, jeszcze na ten rok je
pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w
przyszłości możesz je wyciąć"»(Łk 13, 6-9).
Być może trzeba wejść w
cień ewangelicznego drzewa, aby zrozumieć ukrytą mądrość, wypowiedzianą świadomie
i z eschatologicznym przesłaniem przez Chrystusa słuchaczom. Przed moim domem
rośnie rosochaty kasztanowiec pod którym hałasują latem dzieci, a jesieniom
zbierają garściami kasztany. Ptaki się gwarnie gnieżdżą w jego koronie, poddając się ceremonii pląsów i przekomarzania. Wyleguje się pod nim stary i
leniwy kocur, którego przechodnie częstują smakołykami i głaszczą po
kędzierzawej sierści. Drzewo to obfita w treści metafora istnienia i trwania
pośród kaprysów zmieniającej się natury. Pomiędzy konarami jest wystarczająco
dużo przestrzeni i powietrza którym można się zachłysnąć i zobaczyć własne
życie w zupełnie innej odsłonie. Drzewo daje schronienie w upalne dni tym,
których nogi ledwie niosą a oddech staje się płytki. „Każdy nosi w sobie
wszystko, a więc może tego szukać wewnątrz siebie i znaleźć to”(J. Campbell). Żadna
filozofia nie objaśni wystarczająco tego, co pęcznieje w skorupie owocu, aby
ostatecznie stać się pożywnym pokarmem dla wędrowcy odkrywającego w zaciszu
kwitnącego drzewa swój sens i cel. W przyrodzie zawiera się zarys alfabetu
którym niewidzialna dłoń Boga rozpisuje scenariusze, po które można sięgnąć lub
je buńczucznie odrzucić. Jesteśmy częścią paraboli której rozszyfrowanie
dokonuje się w umyśle i sercu tego, który pragnie aby moc Słowa w nim zadrżała.
„Życie, odnajduję je w tym, co mi przeszkadza, rani mnie, przeczy mi. Życie
jest tym, co przemawia tam, gdzie zakazano mówić, wstrząsając prognozami i
myślami, uwalniając się od tępego przyzwyczajenia do siebie”- pisał Ch. Bobin.
Bóg jest cierpliwym wobec ogrodnika, każdego poranka doglądającym spękanego i
skazanego na niebyt drzewa. Wielu z niecierpliwością i zawodem, wyrwałoby je z
korzeniami i strawiło w ogniu; wymazując pamięć o nim z matowego pejzażu
zniecierpliwienia i zapomnienia. Przesłanie przypowieści jest szalenie proste. „Istniejemy
póki ktoś o nas pamięta”- powie Zafón. On mnie szuka w zapachu łąk,
przebudzeniu ziarna wsadzonego w szczelinę ziemi, dojrzewaniu drzewa figowca-
intensywnej ciemnej zieleni i bursztynowym miąższu figi której smak pozostaje
na długo- niczym pocałunek kochanków obudzonych blaskiem księżyca. Jego miłość
jest cierpliwa i przekracza nachalną presję czasu i ciśnienia, które jedynie
otumania tych którzy pragną zbierać plony szybko i interesownie. Figi należą do
wymownych owoców Ziemi Obiecanej. Sięganie po nie to już przedsmak wieczności. To
symboliczny obraz Przymierza, które trzeba odnowić, aby stać się uczestnikiem upragnionego
i wyczekiwanego Królestwa. Czas miłosierdzia rozciąga się poza osnowę czasu,
dając szansę na przemianę tym, którzy są dotknięci chorobą duszy: zaspali, ociężali,
zagubieni, uwikłani w grzechy i przekonani, że nie ma już dla nich ocalenia i
szansy. Starożytna Oda przynagla:
„Otwórzcie oczy. Popatrzcie na Niego. Poznajcie jakie są wasze czyny !” Nawet
drzewo spróchniałe i karłowate ma w sobie arterie życia.
