Każdy dzień przynosi
jakieś nowe strapienia, wyzwania, niepewności w cieniu których dojrzały
mężczyzna wydaje się zmarszczonym i ociężałym od prozaicznych czynności starcem.
Przypominają mi się w tym miejscu słowa Camusa: „Za dnia lot ptaków zdaje się zawsze
bez celu; ale wieczorem ptaki odnajdują swój cel. Lecą ku czemuś. Tak może w
wieczór życia.” To również wyrazista metafora ludzkiego życia które niczym
sinusoida- rozgrywana na odwrót- pomiędzy nocą zwątpienia, a blaskiem dnia w
którym pragnie się ogrzać strudzony włóczęgą wędrowiec; ogarniający wszystko
szerokim oddechem i głodnym spojrzeniem. „Pomiędzy słowami było wystarczająco
dużo powietrza, wystarczająco dużo ciemności na płótnie, by ktoś mógł chwycić
się własnego niedokończonego życia”(Ch. Bobin). Reflektujący twórczo świat człowiek,
musi się zgiąć niczym ikebana i unieść ciężar własnego, a niekiedy cudzego istnienia.
Dźwiganie ciężaru człowieka ! W obliczu najokrutniejszych wydarzeń słowa
bledną, pozostawiając miejsce nadziei szamoczącej się z poczuciem rozpaczy i
buntu. Nie dokonuje się to bez oporów i wewnętrznej konwulsji. Wchodzisz po
schodach i z niepewnością zaglądasz do skrzynki pocztowej wyławiając list lub awizo
z jakimś powiadomieniem o oficjalnym piśmie na które należy odpowiedzieć w
wyznaczonym terminie, po uprzednim przetrawieniu przedłożonych tam mało
optymistycznych treści. Jeszcze inni dowiadują się o chorobie która spada na
nich jak grom z jasnego nieba, a nawet śmierci której pojawienia się nie można
odroczyć. Poczucie stabilizacji to komfort nielicznych, którym jeszcze nikt nie
nacisnął na odcisk lub nie spotwarzył strumieniem szorstkich słów. Szczerze
dziwię się tym, którzy rutynowo przeżywają życie, będąc przywiązani skrupulatnemu
wypełnianiu codziennych i powtarzalnych rytuałów. Jest to jakaś trudna do
pojęcia formuła kontrolowanej egzystencji, opierającej się gwałtownym poruszeniom
i sytuacjom, wobec których można poczuć się zagubionym albo bezradnie wystraszonym.
Nie można schować się przed falą która nadchodzi nagle i przykrywa wszystko, co
znajduje się w trajektorii wystraszonego i otępiałego spojrzenia. Żywioł jest
zawsze konfrontacyjny i stawia wobec niewiadomych, czy ostatecznie trudnych do
skalkulowania rozstrzygnięć. Każdy człowiek to zgoła odmienny przypadek
psychologii- trudnej do rozszyfrowania i diagnozowania- wbrew przekonaniu o
skuteczności wypracowanych narzędzi. Schowany skrycie za bezpiecznymi ścianami
umeblowanego świata, czy przywdziewający maski w momentach niełatwych
konfrontacji z prawdą o sobie samym. Każdy rzeźbi swoje życie ułomnie lub z
patosem, starannie odcedzając zło od dobra; unikając otarć, czy cerując ubytki
nadwyrężonego od myślenia o jutrze intelektu. Ostatecznie będąc posiniaczonym
wstaje z kolan i wie, że to jedynie jedna z wielu niepoliczalnych ale możliwych
do udźwignięcia prób. „Gdy stoję z wyciągniętymi rękoma oznacza to postawiony
krzyż”- czytam w tekście z pierwszych wieków chrześcijaństwa i to mnie
pociesza.
