Na zewnątrz mróz i
wszystko wokół oprószone bielą. Uwielbiam taki krajobraz zimy i przeszywającego wszystko chłodu, pozwalającego raptownie dostrzec kontrasty
pomiędzy ciepłem i przytulnością domowego zacisza- a rygorem surowej natury-
narzucającej swoje prawidła istocie przynaglonej do narzucenia na siebie
wełnianego swetra i grubszego z tkaną
podszewką płaszcza. Piękno pozostające w ukryciu. Pytam ostrożnie za
Claudelem: „Czy to nic innego jak to nic, co nas wyzwala od wszystkiego ?” Ból
świata fizycznego i melancholia spowijająca umysły istot refleksyjnych narzuca
się bezpośrednio. Świat powściągliwie naszkicowany i wypełniony jedną barwą. Senność,
zamyślenie, zamglenie, spowolnienie, bezwonność- to jedynie psychologiczne
odczucie człowieczeństwa reagującego jakże inaczej wobec tak charakterystycznej
pory roku. Porzucam rozwleczone i elokwentne dyskusje z ludźmi na rzecz
nasycenia chwilami w których miotają się partykuły śmierci. „Mierzę swoją
samotność codziennym znikaniem zimowych promieni słońca”- czytam w poezji Sato.
Zmęczenie, mojra codzienności ustępuje miejsca pauzie. Czekam jeszcze na śnieg,
zmieniający barwy pod wpływem kolorytu nieba i słońca, wysuwającego się z za
chmur obłaskawiając skwierczącą drogę wędrowcy. „Samotność zmusza do
pogłębienia siebie”- powie Mauriac. Skrytość i zwrot wewnątrz siebie. Można
stać się artystą stojącym ukradkowo w podcieniu milczenia i drżeć jak
najszlachetniejszy akord. Spowolnienie i uspokojenie wszystkich zmysłów. Twarz
matowo blednie przypominając włókno japońskiego papieru na którym kaligrafuje
się znaki opisujące rozterki duszy. Oczy wspierają się na pięknie ogołoconego
ze wszystkiego, co powabne w krajobrazie, a wargi jak pisał Mandelsztam
„zachowują kształt ostatniego wypowiedzianego słowa.” Nic tak intensywnie nie
wybrzmiewa w tym czasie jak znaczenie opuszczenia i bezbronności, będącej również
losem dorosłych dzieci, nigdy nieporzucających wyczekiwania na coś nagłego i
niespodziewanego. Choć nie piszę już listów do świętego Mikołaja, ale niewinnie
wzdycham za obdarowaniem innego rodzaju. Wolność przeszywająca wszystkie włókna
człowieczeństwa, wydaje się być najwartościowszym z prezentów. Być jak ptak z
obrazu Fałata, beztrosko szybując nad lejem rzeki wrzeźbionej w śnieżną
bordiurę pejzażu.
