wtorek, 16 sierpnia 2022
Obserwuję świat nie od wczoraj. Coś się stało z relacjami pomiędzy ludźmi- z wartościami które kształtowały pokolenia w kulturze wzajemnych relacji. Zdaje sobie sprawę, że utyskiwanie nie jest dobre i zapewne nie rozwiązuje żadnych targających umysłem dylematów. Człowiek wczorajszy był znacznie bardziej mądry, przezorny, wrażliwy i skoncentrowany na sprawach najistotniejszych. Dawniej dzieciom od kołyski wpajano pewien repertuar dobrych manier (bądź szczery, mów dzień dobry i do widzenia, dziękuj za wszystko, a uprzejmością sobie zjednasz przyjaciół i szacunek wśród ludzi). Dobre zachowanie to nie mechanicznie wpajane zasady, ale pedagogia serca i oczy szeroko otwarte na świat. Od kultury słowa, po miłość do ziemi i szacunek do chleba. Nawet najbardziej wyrodne i marnotrawne dziecko nie użyłoby słów względem własnego rodzica które wdeptałyby go w ziemię, odarły z godności i utopiły we łzach rozpaczy. Noszę w pamięci dziewczynę która wulgarnym i kloacznym językiem wykrzykuje swojej matce wszelką podłość. Próbując usprawiedliwić swoją poranioną historię życia, wrzuca najbliższych w pajęczynę własnego misternie wypieranego piekła. Czasami nie można cofnąć czasu, czy odebrać mocy sprawczej słowom które w przypływie gniewu się wyrzuciło. Nie można wydrapać tekstu zapisanego na karcie historii i zapisać powtórnie na czysto. Wulkan wybucha a jego erupcja niszczy wszystko, co napotka na drodze. Odrzuconą miłość można jedynie porównać do wyschniętej studni lub skarłowaciałego drzewa. Zamiast szlachetnej symfonii, samotny i nędzny akord odrzucenia. Jakże pozbawiona smaku i sensu jest ludzka rzeczywistość. Niegdyś wszystko, a przynajmniej pośrednio było nasycone duchem Ewangelii; ludzką i prześwietloną na wskroś miłością, zdolną unieść syzyfowy ciężar istnienia. Dzisiaj tak wiele w ludziach wyobcowania, egoizmu, buty i narcystycznego ekshibicjonizmu. Człowiek przestał spoglądać w twarz drugiego. Spogląda przed siebie i błyskawicznie zaciska pięści do walki. W fałdach serca powstała zamulona obojętnością szczelina którą wypełnić i uzdrowić może na powrót odszukana miłość. Być może trzeba stracić władzę nad sobą, aby na powrót stać się małym i nieporadnym dzieckiem kurczowo trzymającym się dłoni matki. Dzieckiem zawierzenia, pozbawionym wszelkich karkołomnych kalkulacji i wypłowiałych od nadmiaru nienawiści emocji. Czyż Ewangelia nie mówi o Miłości która przenosi góry, uzdrawia niewidomych, zabliźnia ropiejące rany, wskrzesza umarłych i czyni wszystko na powrót nowym. Być zaginionym i odnaleźć się. Być umarłym i ożyć… Miłość ocala, żeby się o tym przekonać- wystarczy zacząć kochać !