Kto
spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim… A myśmy
uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”(J
6, 55-69). Dwa kluczowe fragmenty wyjęte z niedzielnej Ewangelii, a dokładnie
okruchy katechezy Chrystusa, wygłoszonej do tłumów w Kafarnaum, tuż przed cudem
rozmnożenia chlebów i ryb. Pochylam się nad tymi słowami i drży we mnie
spostrzeżenie świętego Augustyna, „iż za ciasny jest dom mojej duszy, byś do
niego mógł wstąpić.” Niegodność zmieszana z pragnieniem. Grzeszność napotykająca
świętość. Wybrakowanie i kruchość z tak wielką potrzebą nasycenia- nakarmienia
się Bogiem. „Chleb, który Jezus łamie – pisze św. Ambroży – oznacza w sposób
mistyczny słowo Boże, które rozdzielane pomnaża się. On daje nam swoje słowa,
które jak chleby, rozmnażają się w naszych ustach, gdy je smakujemy.” W świecie
głuchym, autystycznym i skupionym na tym, co dotykalne, a zarazem
nihilistyczne- potrzebujemy obecności Tego, który staje się komunią miłości,
przenikającą szczeliny naszej roztargnionej duszy. „Posilcie mnie plackami z
rodzynek, wzmocnijcie mnie jabłkami, bo chora jestem z miłości”(Pnp 2,5). Kiedy
człowiek wymawia słowo, ono natychmiast staje się przeszłością; ulotnością
wczorajszego dnia. Natomiast słowo Boga stwarza, uobecnia, uzdrawia, czyni Sakrament-
OBECNOŚĆ. Wobec tego Cudu, uginają się kolana, a czoło dotyka posadzki w
najbardziej pokornym akcie uniżenia. Chciałbym, aby moja dusza ugięła się pod
ciężarem owoców, które z takim pietyzmem wyśpiewywała zakochana dziewczyna z Pieśni nad Pieśniami. Mamroczę pod nosem
słowa Symeona Nowego Teologa: „Nie pozwolę, aby cuda te zostały okryte
milczeniem.” W liturgii poza szczelnymi ramami czasu i miejsca, dokonuje się
dotknięcie i przyjęcie tego, co święte- Boskich Tajemnic Wiary. Wychodzisz z otchłani
i wchodzisz w światło, gdzie słowa ustępują
wyobraźni wnętrza: Milczący Wieczernik ! Przebity bok Baranka. Obfitość rzeki
życia. Trzaskanie światła w ciemnościach ludzkiego ciała, i ten najbardziej
zdumiewający akord - Zmartwychwstanie. „W śmiertelnej czasowości ciała jedna
kropla wieczności daje pełnię chwili, w której nasze żyły napełniając się
istnieniem”(O. Clement). Bóg przychodzi niepostrzeżenie, poza medialnym szumem
świata i jego chorobliwych natręctw. Jedynie spostrzeżony przez niezmącony
niczym wzrok dziecka, obłaskawiony oczami starców, trzymających chleb na
spracowanych dłoniach i widzących w nim już przedsmak wieczności. „Należę do
Ciebie jestem Twoja - lecz kim jestem. Nie pragną znać siebie jak tylko w Twoim
świetle które ożywia. Śpiesz się z wyryciem Twojego Oblicza na mojej twarzy.
Aby nie znalazła się bezkształtna w Twojej obecności”- wyraża to czułość
poetyckiego uniesienia Raissy Maritain. Miłość jest przebudzeniem Oblubienicy
Kościoła w której żyłach płynie krew Boga. Wybiegającej na pola, chorej z
radości, zbierającej kwiaty, składającej pocałunki ziemi, szukającej
Umiłowanego w zakamarkach miejsc, które spowite są łuną szczęścia i śpiewem
skowronka.