środa, 26 lipca 2023

 

Uważna i rozważna lektura książek pozwala czytelnikowi powracać do wczorajszego dnia, destylować czas, który się wyczerpał a jednocześnie wyrzeźbił wydarzeniami i kotłującymi się pod ich naporem ideami, jakieś trwale obecne archipelagi- miejsca samotni i refleksji- intelektualnej degustacji, okraszonej łuną zstępującego nań gwałtownie światła. „W organizmie cywilizacji płyną niezliczone krople atramentu, każdy jej postęp bierze w jednej z nich swój początek, tak samo wszystko, co składa się na nasze życie duchowe: wiedza i przesąd, obraz świata i urojenie. Jesteśmy tworami książek- i tych, które znamy, i znacznie więcej tych, których nie poznamy nigdy. Przeczytali je za nas nasi przodkowie, tak samo to, co my przeczytamy, wejdzie w myśli i uczucia naszych następnych pokoleń”(J. Parandowski). Pod powierzchnią dobrze oswojonego przez nas świata, drzemie coś na kształt wspomnienia które niczym sen powraca i nie daje spokoju. Jakże urzeka mnie bywanie częścią fabuły, gdzie wyobraźnia zaczyna buzować od nadmiaru obrazów które następnie zapadają beztrosko w pamięć i w niej żyją obłaskawiająco. Literatura jest w pewnym sensie wehikułem czasu. Przemieszczamy się w niej do innych krain, jakże często piękniejszych od tej którą codziennie rozpoznają nasze zaspane od nadmiaru trosk oczy. Potrzebujemy powrotów do przeszłości, aby lepiej zrozumieć, gdzie się obecnie znajdujemy i jaki powinno się obrać dalszy kierunek drogi. „A jednak nie bądź taki pewny- pouczał Nabokov – że dowiesz się z ust teraźniejszości, jak wyglądała przeszłość.” Zanim się narodzi świat przyszłości, muszą go scalić partykuły wczorajszego dnia, niesione w podmuchach wolności i uśmiechach ledwie zarysowanych twarzy. „Poprzez pamięć odtwarzamy minioną przeszłość, umarłą, oddaloną od nas, która, jak się wydaje, odeszła w jakąś ciemną otchłań”- pisał M. Bierdiajew. Słowa z krawędzi ust i głębin serca utkane na szeleszczących stronnicach papieru, płodzą i wyśpiewują historię, która zawsze ma coś ważnego do powiedzenia. Między literami jest aż nazbyt powietrza, aby w pauzach, spostrzec się, że człowiek jest częścią czego zgoła większego- być może wspanialszego- bowiem rozbrzmiewa w nim symfonia wieczności. Wbrew utartym konwencjom, ludzie chwytają za pióro, obarczają palcami klawiaturę komputera i piszą, aby ułamki nicości, przekuć na świat do którego pragną wpuścić innych. „Mamy tylko jedno życie i piszemy je, żyjąc nim. Wymazywanie jest naszymi ranami, ale wszystko jest zachowane”(Ch. Bobin). Mówię mojej znajomej, iż wchodząc do mojej domowej biblioteki, może nakarmić się kurzem zalegającym na półkach lub wiedzą która spacerujące po omacku dzieci- przemienia w mędrców. Mówi się, że sztuka obrazu i patrzenia ma swój początek w urokliwej historii córki garncarza Butadesa, która to zakochana w pewnym młodzieńcu, gdy ten musiał wyjechać w dalekie strony, obrysowała na ścianie kontur jego cienia. Ten jakże miłosny gest, nie tylko stoi u genezy malarstwa, ale wyraża ukrytą tęsknotę i chęć unieśmiertelnienia kogoś najważniejszego na świecie. Podobnie jest ze słowami tworzącymi stronnice książki, są one cieniami i odpryskami za pomocą których jakaś część ludzkiej duszy, pokonuje lęk przed zapomnieniem i przejściem w niebyt. Być może kiedyś, u kresu drogi, wyszeptam bezbronnie i bezceremonialnie za poetą: „jestem spokojny trzeba się pożegnać… moje ciało przybiera kolor ziemi,” aby następnie „widzieć mojego Pana Okiem Serca.”