wtorek, 4 lipca 2023

 

Od rana chodzę niespokojny. Mój przyjaciel w czasie mojej krzątaniny jest operowany na serce. Wydany w ręce lekarzy, a nade wszystko Opatrzności. Takie momenty są jak gwałtowane otrzeźwienie i towarzyszy im zupełnie inna ciężkość myśli i uczuć. Nie jest autorem swojego bólu, stając się ofiarą przychodzącego gwałtownie cierpienia i choroby. W życiu człowieka ilość możliwych do przyswojenia emocji ma swoją granicę. Przychodzi taki dzień, kiedy „człowiek nie może znieść czasu”(H. Michaux). Biegun samotności u którego brzegu uczepia się rozpacz. Naprzeciw tego kiełkuje charyzmat przenikniętego optymizmem towarzyszenia. Wszystko się dramatycznie dłuży, a oczekiwanie na dobrą wieść jest uporczywie rozwlekłe. Milczące przestrzenie oczekiwania na cud- iskrę życia- tańczącą linię na ekranie kardiomonitora. Kiedy nadchodzi wiadomość, jest ona jak odpływ fali zalewającej rozsiane klify. Dech życia lub zaśnięcie. Obecność może stać się nieobecnością- jakkolwiek zagmatwanie to może brzmieć. Tak ubogiej w słowa refleksji towarzyszy pewnego rodzaju traumatyczna idea śmierci. Ona  istnieje i jest przypadłością człowieka. „Śmierć to nicość, życie – to radość”(J. Dehu). W tej sinusoidzie wypadkowych, pozostaje modlitewny szturm do Nieba. Modlitwa utkana z bezradności którą spowija nadzieja, że wszystko jest ostatecznie w rękach Przedwiecznego. Nie ma okna na nic, lecz wejście w zupełnie inne- twórcze odczucie sensu istnienia. Po eksploatacji ciała, przychodzi moment na przebudzenie duszy. „Migdałowiec zaczyna bielić się płatkami. Powinniśmy zgromadzić się wokół niego, by nauczyć się uśmiechu”(P.A. Jourdan). Przychodzi sms: „operacja przebiegła bez komplikacji.” Wszystko staje się dziękczynieniem !