czwartek, 30 maja 2024

 

My, którzy Cherubinów tajemnie przedstawiamy, i życiodajnej Trójcy trójświętą pieśń śpiewamy, odrzućmy teraz wszelką życia troskę. Abyśmy przyjęli Króla wszystkich, którego strzegą niewidzialne zastępy anielskie. Alleluja, alleluja, alleluja. Bizantyjski hymn ofiarowania odzwierciedla istotę i sens celebracji liturgicznej Kościoła Wschodniego. To poetycka i teologiczna synteza wiary w Obecność, wyśpiewana przez wspólnotę przenikniętą tęsknotą za swoim Oblubieńcem – Królem Chwały. Inteligencja staje się wyprowadzoną na rubieże, przy euforii duszy i drżeniu wieczności. „Wierni stają się mistycznie tożsami z aniołami, dniem i nocą, bezustannie wyśpiewującymi chwałę Bożą”(P. Evodkimov). Każdy wierny zanurzony w świetle przemienienia i zmartwychwstania Chrystusa zagląda już poza zasłonę czasu i przestrzeni, stając się uczestnikiem świętości, pomimo osobistej nieużyteczności i niemocy ludzkiej natury. „Zapragnąć Boga… To znaczy przede wszystkim całą swoją istotą uznać, że On jest, że poza Nim – jest mrok, pustka i absurd – gdyż w Nim i tylko w Nim jest przyczyna i sens, i cel i radość całego istnienia”(A. Schmemann). Zdumienie odrywa od prozy życia i czyni na powrót dzieckiem zbierającym promyki szczęścia. Od tej pory liturgia staje się pragnieniem Źródła i ewangelicznej wspólnoty, przez którą przelewa się strumień miłości, mający swój początek w przebitym boku Baranka i na górze, gdzie przy stole kosmicznej i mistycznej liturgii zasiada Wspólnota dialogujących Osób. „Już tutaj na ziemi spełnia się wszelki cud. Bez bycia w niebie schodzi się z mocami niebios w nieustannym śpiewie, będąc na ziemi jak anioł, prowadzi do Boga wszelkie stworzenie”(św. Grzegorz Palamas). Przebóstwienie ludzkiej natury Chrystusa przechodzi na tych, których świątynia przyjmuje i karmi się Ciałem Boga „stając się piękniejszym niż ci, którzy są piękni”(św. Symeon Nowy Teolog). W wydarzeniu Komunii jeden z największym ludzkich głodów zostaje zaspokojony i nakarmiony. W Boskiej liturgii Ten, którego imię podtrzymuje świat – staje się naszym Przyjacielem, Mistrzem, Przewodnikiem i Zbawcą. „Przyjaciel ciszy zbliża się do Boga i rozmawiając z Nim w tajemnicy, otrzymuje Jego światło”(św. Jan Klimak). Nimb światła i miłosny sekret, przechodzi ku twarzy stworzenia zranionego grzechem, czyniąc go – żywą ikoną Chrystusa. Pieczęcią piękna i widokiem na świat spulchniony deszczem światła !

środa, 29 maja 2024

 

Najchętniej spisuję spostrzeżenia migotliwe, pojawiające się tak szybko, iż nie sposób przeistoczyć je w słowa adekwatne i właściwie wyrażone. „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”- twierdził Wittgenstein. Znieruchomiałe usta nie potrafią wydobyć skrytych w umyśle fraz. Zapętlają się przy bramie dźwięku, dlatego potrzebują skrawka papieru i duktu pióra. Jedyne, co można zrobić to tkać z milczenia modlitwę. Staję wobec pewnych zjawisk i muszę je przetrawić; zanurzyć w ciszy i pozaczasowości trwania. Kiedy wyłuska się istotę problemu, wtedy pojawia się radość, wbrew uprzedniej i ciążącej drodze poznania.  Nagle jakiś fragment całości zostaje rozwikłany i wygrzany w blasku zstępującego nań światła. Wobec tajemnicy Boga, myśli niczym fale morza rozbijają się o klify i powracają do miejsca, gdzie zanika granica natarczywych i paraliżujących intelekt pytań. Batalia rozumu ustępuje zdumieniu i wszystko staje się rześkie, nowe i odkrywcze dla tego, którego wnętrze mówi i oddycha Obecnością. „Nasze myślenie jest zawsze relatywne w stosunku do Absolutu”(B. Wyszesłacew). Żyjąc naprzeciw ludzkiej obojętności, drętwoty i ciągłej atrofii wartości – tylko wrażliwość serca, pozwala dogłębnie zrozumieć świat- który zanurzony w konsumpcyjnych kaprysach chwili, szuka rozpaczliwie szczęścia tam, gdzie nie można go znaleźć. Wbrew odrętwiałej i masowej rzeczywistości zajętej swoimi banalnymi sprawami, nie ustaje wewnętrzne przynaglenie do poszukiwania Boga, wbrew nachalnej logice odrzucenia, wyparcia i obojętności.  „A kiedy Bóg – i sens – się pojawia, codzienność znika, czas staje się czymś względnym, nic nie jest już ważne absolutnie – liczy się tylko podążanie sensowną drogą i tylko Wieczność trwa niezmiennie”(N. Chiaromonte). Równie intrygująco oddaje to odczucie rzeczywistości przemienionej mądrość żydowska w swoich pięknych parabolach: „Król wszedł do swego ogrodu, aby rozmawiać ze swoim ogrodnikiem, ale ogrodnik ukrył się. Wówczas król powiedział: Czemu chowasz się przede mną ? Zobacz jestem taki sam, jak ty. Tak też Bóg będzie spacerować ze sprawiedliwymi w ziemskim raju po zmartwychwstaniu. Oni Go zobaczą i będą przed Nim drżeć. A wtedy powie do nich: Nie bójcie się. Zobaczcie, jestem taki sam, jak wy.” Takie przemienienie stanowi treść mojej tęsknoty. Drgania wiary w sercu grzesznika ! Przeistoczenia bytu. Bóg wbrew wszelkim i upośledzonym przekonaniom nowoczesności jest czułym towarzyszem „zabaw” i zbawiającym Przyjacielem człowieka. Szuka i przywołuje swoje kruche i ułomne stworzenie, tyle że ono nie chce opuścić spowitej ciemnością kryjówki.

niedziela, 26 maja 2024

 

Kontemplacja Boga jest życiem duszy- wyzna św. Grzegorz z Nyssy. Najtrudniejszym tematem który od wieków musiała udźwignąć ikonografia chrześcijańska był motyw Trójcy Świętej. „Ta Boża natura jest Jednością w trzech Osobach. Jest jednym Królestwem, Boskość zaś i Moc są Jednością w Triadzie i Triada w jedności. Bóg jest jeden, a nie ich trzech, lecz jeden On w trzech Osobach”(św. Symeon Nowy Teolog).  Jak oddać złożoność tajemnicy Boga w religii monoteistycznej, który jest jednocześnie jeden i zarazem wspólnotą Osób- Komunią. Jakimi symbolami, czy atrybucjami trzeba się posłużyć, aby nie utracić coś istoty z głębi tego Misterium- zastanawiali się artyści, wczytując się w zawiłe i pełne nieostrych przesłań traktaty teologiczne. Trójca poznawczo wymykała się teologii, a tym bardziej sztuce. Jednak pod naporem tych trudności artystyczna wyobraźnia nie skapitulowała. Biblia i teksty Ojców Kościoła były źródłami inspirującymi, jednak niewystarczającymi, aby słowo przełożyć na Obraz, czy odkuć w kamieniu. Ekspresja liturgiczna i cerkiewny głos ludu wyrażają owo uwielbienie: „Ujrzeliśmy prawdziwe światło Chrystusa, otrzymaliśmy niebieskiego Ducha, otrzymaliśmy prawdziwą wiarę w Ojca, oddając cześć niepodzielnej Trójcy albowiem Ona nas zbawiła.” Wdzięcznym i jednocześnie niezwykle mocno inspirującym sztukę, będzie biblijna scena Gościnności Abrahama- Filoksenii (Rz 18). Ten opis został przez Ojców Kościoła odniesiony do Trójcy Świętej. Już słynny historyk kościoła Euzebiusz z Cezarei podaje, że w czasach przedkonstantyńskich na świętym miejscu w Mamre istniał malowany obraz trzech gości Abrahama. Najstarszą znaną chrześcijańską ilustracją malarską tego tematu jest zachowany fresk w katakumbach w Rzymie przy Via Latina (IVw.). „Ukazuje on brodatego Abrahama, siedzącego przed Terebiniem, przed nim, na prawo, trzech młodzieńców w białych szatach, stojących na kolistym podwyższeniu”(G. Bunge). Na mozaikach z Santa Maggiore (V w.) znowu pojawiają się trzej młodzieńcy, których Abraham pozdrawia przyjmując postawę klęczącą. Jeszcze wyraźniej rozwój teologii tego przedstawienia widzimy na mozaikach z San Vitale w Ravennie. Kilka scen łączy się w jeden komplementarny w swojej wymowie obraz spotkania człowieka z tajemniczymi Wędrowcami. Spotkanie- Uczta- Ofiara z baranka- stają się motywami typologicznymi. Do tego tematu powróci malarstwo ikonowe Teofana Greka i największego z artystów ruskich Andrzeja Rublova. „Trójcę można nazwać natchnioną modlitwą artysty; nigdy nie podważalnym symbolem wiary. Tajemnica ikony kryje się w niej samej, a także w analogicznych dziełach”- pisał M. Ałpatow. O tym arcydziele sztuki sakralnej powstała cała bogata literatura. Warto w tym miejscu przytoczyć opis Józefa z Wołocka: „Bóg przyszedł w czasie odwiedzin u Abrahama dwa kolejne przeobrażenia aniołów, a ponieważ są one bezcielesne, musiały przybrać wygląd człowieczy...Trony, na których zasiadają anioły, otaczają ich królewskie, panujące pozycje, nimby oznaczają boskość..., skrzydła symbolizują ich przynależenie do wszystkiego, co ziemskie, ich lekkość- samoporuszającą się i wznoszącą naturę. Berła w rękach aniołów wskazują na moc, władzę i skuteczność... Wszystko to objawia boskie, królewskie i anielskie podobieństwo i tak należy wyobrażać Trójcę.” Wobec obecności tej Wspólnoty, którą tak genialnie rozpisał Rublov, należy wyznać za Pawłem Floreńskim: „Istnieje Trójca, więc istnieje Bóg !”

sobota, 25 maja 2024

 

Ikoną która od dzieciństwa mnie intrygowała i zawsze była spowita pełną aurą niedopowiedzenia i tajemniczości to przedstawienie świętego Jerzego – wojownika i męczennika. Ponad bruzdami czasu wizja mężczyzny dosiadającego białego konia i lancą przebijającego potwora, ratując życie pięknej księżniczce nigdy się nie przedawniła w mojej pamięci. Ile w tym plastycznej inwencji i duchowej perspektywy rozszerzającej źrenicę oka i wyobraźni. Kiedy pokazuję to wyobrażenie moim uczniom, pojawia się na ich twarzach blik światła i radosnego niedowierzania w podanie o atletycznym bohaterze Kościoła. Baśniowość tak silnie skonfrontowana z realizmem świata dotkniętego stygmatem przemocy i wołania o urzeczywistnienie dobra. Jak przekonywał Orygenes: „Święci są żywi, a żywi są świętymi.” Jedynie natchniona przez Ducha wyobraźnia sięga dalej i pozwala zrozumieć więcej. W prawosławiu jest to postać ciesząca się ogromną popularnością i reprodukowane jego liczne przedstawienia uchodzą wręcz za egzorcyzmujące i stanowiące obronę przeciwko doświadczanemu w świecie złu. Tradycja wczesnochrześcijańska pozostawiła tak wiele świadectw literackich i ikonograficznych które przez wieki kształtowały świadomość i pobożność chrześcijańskiego ludu zawieszającego na ścianach domostw wizerunki świętego Jerzego. Pamięć o nim potwierdzają licznie wznoszone bazyliki, opatrzone pamięcią i wstawiennictwem świętego Jerzego w Palestynie, Liddzie, Syrii, Cyprze, Rzymie, Mediolanie, Konstantynopolu, czy na terenie Gruzji która zawdzięcza mu swoją nazwę (Georgia). W Polsce kult Jerzego znany już był za panowania Mieszka I i Bolesława Chrobrego, gdzie prawdopodobnie na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie istniał kościół jemu poświęcony. Ugryzione zębem czasu fragmenty tekstów przenikających do liturgii, ustępy synaksarionów, a nade wszystko nawarstwione w czasie legendy opiewające świętego jako odważnego i wypróbowanego w boju świadka Chrystusa. Życie świętego przysłania mgła niepoznania, domysłu i dopowiedzeń tych ust i dłoni nakreślających na kartach słowa jego życie, iż nie przeszkadza to w obiektywnej ocenie Jego zasług i świętości, przekraczającej lekko odchyloną zasłonę czasu. Jerzy miał się urodzić w poł. III wieku i za przykładem, a może i przynagleniem ojca Geroncjusza – zostać rzymskim legionistą. Najprawdopodobniej jako trybun był w przybocznej gwardii cesarza jako człowiek godny zaufania i oddany ideałom żołnierskiej służby. W czasie prześladowań za Dioklecjana, stając się naocznym świadkiem mrożących krew w żyłach wydarzeń prześladowań chrześcijan, rozpoznał w swoim sercu wiarę w Chrystusa i stał się chrześcijaninem. Ten akt miał dramatyczne konsekwencje. Okrutnie zhańbiony i torturowany, a następnie ścięty najprawdopodobniej w Diospolis stał się potwierdzeniem słów które wyrzeźbił starożytny Kościół płodny siłą wyznawców: „Oddaj swoją krew i przyjmij Ducha.” Na jednym z dwunastowiecznych witraży katedry w Chartres możemy dostrzec męczeństwo Jerzego łamanego kołem. Jakże podobne reminiscencje tego tematu odnajdujemy w greckim micie o Iksjonie, który został przykuty do wiecznie obracającego się, płonącego koła. „Jerzy na oślep odlatuje w chmurze śniegu, dodając skrzydeł pegazowi” – czytam w wierszu Kożebatkina. Tradycja ludowa widzi w nim symbol męstwa wojskowego, opiekuna rolników, pasterzy którzy w dniu jego święta wypasali swoje trzody, spraszając tym samym błogosławieństwo Boga. Wedle jednej ze słowiańskich pieśni, święty otwiera ziemię dla życia wegetacyjnego kluczami otrzymanymi od Stwórcy. Niegdyś na wsiach młodzieńcy tańczyli taniec na rozżarzonych węglach z ikoną Świętego w ręku, nawiązując do legendy o zabiciu smoka lub przypominając o paschalnym zwycięstwie Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Skoro „ikony są dynamicznymi przedstawieniami duchowej siły do odkupienia stworzenia poprzez piękno i sztukę. Stanowią zapowiedź przyszłego zwycięstwa odkupionego stworzenia poprzez sztukę i piękno”(N. Zernov) – to ikona świętego Jerzego jest potwierdzeniem tej profetycznej i eschatologicznej siły, przenikającej duszę chrześcijan w konfrontacji z różnymi zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi. W Liddzie gdzie znajdują się relikwie świętego, zrodziła się jedna z najbarwniejszych opowieści o zabiciu przez Jerzego smoka, zmuszającego terrorem mieszkańców nieznanego miasta na Wschodzie do dostarczania mu ludzi na pożarcie, a w tym również młodej dziewczyny ocalonej przez Jerzego mocą Chrystusa. Nasza rzeczywistość jest pełna złowrogich „smoków” które trzeba rozpoznać i będąc uzbrojonymi w zbroję wiary skutecznie pokonać. Demoniczne wylęgarnie zła i przyprószone nocą przestrzenie w których urąga się wszystkiemu, co nosi znamię miłości Boga. Nasze współczesne konteksty wymagają rewizji życia i odwagi wiary, ponieważ wchodzimy w czas próby. Być może na nowo zabrzmi hymn do męczenników których powiedzie ku zwycięstwu jeździec na białym koniu: „O, błogosławieni męczennicy, ludzkie grona winnicy Bożej, waszym winem pijany jest Kościół.”

 

wtorek, 21 maja 2024

 

Przecieram oczy ze zdumienia przyglądając się pośpiesznym działaniom naszej władzy w kierunku zmarginalizowania chrześcijaństwa i rzekomym, koniecznie potrzebnym rozdziale Kościoła od Państwa. Celowo dwie rzeczywistości opisałem z dużej litery, wskazując na powagę sprawy i napięcie które takim działaniom towarzyszy. U Mauriaca przeczytałem, iż „religia i polityka czynią z nas aktorów, nieświadomych albo postępujących tak, jakby nie wiedzieli, że grają.” Pomimo zaangażowanej i dobrzej opłacanej pracy wielu środowisk, aby stłumić i zohydzić chrześcijaństwo, każde tak zwane – postępowe działanie -  paradoksalnie przyczynia się umacnianiu ludzi wierzących, konsolidacji wokół Ewangelii i do konfrontacji z wrogimi ideologiami na wielu płaszczyznach życia społecznego, intelektualnego, czy religijnego. Na ateistyczną formułę: „Jeśli Bóg istnieje człowiek nie jest wolny.” Biblia odpowiada: „Jeżeli istnieje człowiek, Bóg nie jest już wolny.” Tak wyartykułowana świadomość musi obudzić pewnego rodzaju radykalizm ochrzczonych. Powiada święty Augustyn: „Albo Złem jest to, czego się boimy, albo Złem jest to, że się boimy.” Poddanie się zastraszeniu to najgorszy ze stanów w jakim się może znaleźć człowiek. Ideologiczne i pełne szaleństwa okrucieństwo, ubrane w kostium zgrabnie przedłożonych słów, mających na celu sfałszowanie sensu czynów jest utopią nowoczesnego społeczeństwa. „Żadne rozumowanie nie może dosięgnąć istoty uczucia religijnego: jest w nim coś takiego, po czym ateiści zawsze prześlizgują się bez zagłębiania się w to”- pisał trafnie Dostojewski. Kiedy chrześcijaństwo jest prześladowane, opluwane i wystawione na satyryczny poklask ogłupiałych i upolitycznionych mas, wtedy budzi się z marazmu; przywdziewa zbroję odwagi przenikniętej wiarą – staje się zaczynem z którego wyrośnie coś na wskroś rewolucyjnego i przemieniającego. Kiedy ktoś zdejmuje świętokradczo ze ściany Krzyż, podnosi się alert: Chrystus wygnany z Europy. Chrystus wygnany z Polski ! Przeklęte problemy powracające wtedy, kiedy bolszewicka filozofia czynu, niczym wirus powraca z otchłani historii, wywracając umysły w imię rzekomej wolności i hedonistycznego upojenia życiem. Nietzscheański bełkot ludzi o sercach opróżnionych ze światła. Radyklane odrzucenie wartości grawitujące wokół pustki, otępiałego zobojętnienia i duchowej śmierci. „Tylko Żyjący – bo On jest jedynym Żyjącym – może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach, może przekształcić Nieobecność w Miłość. Nie tylko zmusza człowieka, ale staje się Tchnieniem, które ożywia, nieskończoną przestrzenią jego wolności”(O. Clement). Pomimo kąśliwej i uparcie dążącej do celu propagandy wolnego świata od Boga, chrześcijanie na rogach ulic proklamują nieprzerwane przesłanie: Zbawiciel na Krzyżu jest zwycięskim Kyriosem !

niedziela, 19 maja 2024

 

Zstąpił Ogień ! Wytrysnęło Źródło Życia, poruszyło w posadach grunt pod nogami bojaźliwych i niepewnych własnego jutra apostołów. Młody Kościół poczuł tak wielkie drżenie… Rozległ się tak gwałtowny szum i płomienie ognia przepruły na wskroś mury Jerozolimskiego Wieczernika. Ten żar przepływa przez mury Wieczerników historii. Wielkie bierzmowanie czasu, przestrzeni, stworzenia, a nade wszystko ludzkości zwołanej od tej chwili jako Kościół. Eksplozja Miłości ! Bez Ducha Świętego nie jesteśmy wstanie zrozumieć Kościoła- On jest „duszą Kościoła”, nieustannym źródłem życia, piękna i duchowej harmonii. Duch Święty sprawia, że grzeszna społeczność ludzka staje się wspólnotą uświęconą i przebóstwioną- „nowym stworzeniem”. „Jesteście bowiem kamieniami świątyni Ojca- powie św. Ignacy Antiocheński- przygotowani na budowę, jaką sam wznosi. Dźwiga was do góry machina Jezusa Chrystusa, którą jest Krzyż, a Duch Święty służy wam za linę”. Wydarzenie Pięćdziesiątnicy odsłania życiodajną- napełnioną „szumem z nieba” i „ogniem”- całkowicie nową rzeczywistość. Rodzi się Kościół „wydobyty” z boku Baranka, upieczony w ogniu rozdzielających się niczym języki płomieni. „Duch tworzący, na nowo budujący przez chrzest, przez zmartwychwstanie; Duch poznający wszystko, uczący, wiejący gdzie chce i ile chce, prowadzący, mówiący, posyłający, odłączający, odkrywający, oświetlający, ożywiający, raczej zaś sam światło i życie budujący świątynie; czyniący Bogiem, wtajemniczający, tak że nawet uprzedza chrzest i szukany po chrzcie; czyniący to wszystko, co Bóg, rozdzielony w językach ognistych, rozdzielający dary, czyniący apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy, nauczycieli; rozumy, wieloraki, otwarty, wyraźny, niepowstrzymany…, wielostronny w działaniu” (św. Grzegorz z Nazjanzu). W tej słownej ektenii pochwalnej wyraża się ludzki podziw teologa wobec zdumiewającego działania Tego, którego święty Andrzej Rublov na ikonie wymalował jako najbardziej pokornego sługę miłości. Pięćdziesiątnica to wylanie Ducha, które zapowiedział przed wiekami prorok Joel, Ezechiel i wielu innych posłańców. To wydarzenie które ciągle trwa w intensywności modlitwy Kościoła, który niczym Oranta rozkłada ręce i woła z głębin jestestwa: Przyjdź ! Czy nosimy w sobie ten sam Ogień, co uczniowie w Wieczerniku ? „Kościół dziś nie tryska radością. Ach gdyby płonął w nas ogień Ducha, zobaczylibyśmy, jak ludzie tłumnie by się do nas zbiegali. Przydałoby się, żeby Kościół dziś na nowo pokazał widowisko Pięćdziesiątnicy”- mówił z zakłopotaniem wiele lat temu J.M. Lustiger. Widowisko o którym zostało powiedziane to nic innego jak ludzka asystencja wychylona ku Temu, który potrafi wypełnić serce Kościoła miłością i odwagą przekraczania siebie. „Piećdziesiątnica jest życiem w obecnej, Boskiej mocy Chrystusa- powie Odo Casel- która uzdalnia do heroizmu w życiu moralnym…, (to zarazem pewność), że już teraz jako chrześcijanie chodzimy w nowym życiu, które kiedyś, w wiecznej, przepełnionej szczęściem Pięćdziesiątnicy zwycięsko zajaśnieje i niepodzielnie zapanuje”. Duch Święty- „palec Boży” dotyka każdego z  nas, abyśmy byli mężni i napełnieni wiarą; byśmy poruszając się w miłości, zaowocowali na Dzień w którym Uświęciciel odsłoni nam piękno „Wieczernika” w którym blask Trójcy zajaśnieje oczom ludzkim. I dlatego zdaniem św. Serafina z Sarowa, celem życia chrześcijańskiego jest osiągnięcie Ducha Świętego, bowiem przez niego urzeczywistnia Królestwo Niebieskie.

wtorek, 14 maja 2024

 

Kilkanaście dni spędziłem na wycieczce z młodzieżą do Hiszpanii. Nie prowadziłem systematycznego dziennika podróży, lecz nakreślałem na strzępach urywanych kartek drobnie spostrzeżenia z których mógłbym stworzyć lapidarne opowiadanie o miejscach i ludziach których dane mi było poznać. Katalonia –  ten niezwykle malowniczy obszar był w zasięgu naszych wędrówek i poznawania zabytków okolicznych miasteczek i spacerów po poszarpanych brzegach nadmorskich plaż. Naskórkowe poznawanie historii i kultury danego obszaru, musi pozostawić dozę niepokoju tak intensywną, aby chcieć na nowo powrócić w to konkretne miejsce, odnaleźć je i dać się porwać temu samemu uczuciu który podrywa i pozostawia w pamięci niezatarty ślad – bagaż wspomnień i snów powracających mimowolnie. Przechodzimy przez życie, gromadząc zdarzenia, rzeczy i drobne muśnięcia przemykających naprzeciw twarzy. „Zbieramy dowody, że coraz więcej wiedząc, coraz mnie możemy wyrazić słowami.” Podróże autokarowe stwarzają nieprawdopodobne okazje do lektury, medytacji, a nade wszystko modlitwy zachwytu nad pięknem krajobrazu, czy zatopionego w jej oddali miejsca porośniętego legendą i architekturą – śladem zamieszkania wczorajszych i dzisiejszych ludzi. Towarzyszyła mi uparcie myśl Zafóna: „Nie rezygnuj z marzeń… Nigdy nie wiesz, kiedy  okażą się potrzebne.” Kolejne marzenia zrealizowane i wyryte w albumie pamięci. Celem naszej rozciągniętej w czasie podróży była Barcelona. Choć to miasto wydeptane przez turystów, opisane skrupulatnie przez przewodników, pisarzy i profesjonalnych znawców sztuki, to dla kogoś będącego pierwszy raz jest czymś, odważę się użyć tego sformułowania – dziewiczym. Teofil Gautier na długo przed pojawieniem się Gaudiego i jego oryginalnych dzieł, tak pisał o tym mieście: „Barcelona przypomina Marsylię, typ hiszpański jest to prawie niewidoczny; budynki są wielkie, regularne i gdyby nie szerokie spodnie z niebieskiego aksamitu i czerwone czapki Katalończyków, można by pomyśleć, że trafiło się do miasta francuskiego. Mimo Rambla wysadzanej drzewami i pięknych prostych ulic, Barcelona ma wygląd nieco nienaturalny i sztywny, jak wszystkie miasta zbyt mocno ściśnięty kaftanem fortyfikacji.” To wspomnienie miasta ma niewiele wspólnego z tym opisem który przytoczyłem. Miasto którego gwarne uliczki wychodzą poza historyczny gorset topografii, stając się tak intrygującą konfuzją stylów, tak że z każdym krokiem zmienia się ów widok przy którym chciałoby się pozostać, a niestety nie można. Miał rację Gasset, że oglądanie sztuki to nie kwestia oczu, ale interpretacji. Od nasycenia umysł się buntuje, a serce wciąż bije mocniej – nie pozwalając zrobić kolejnego kroku naprzód. Zawsze wyszukuję takie obiekty które są zaspokajają moją ciekawość religijną, będąc uparcie przekonanym iż nadmiar sztuki zawsze kieruje percepcję ku rzeczywistości transcendentnej. Oddech historii najmocniej odczuwalny w hotelowym pokoju po znoju kolejnego i dobrze przeżytego dnia. Droga może onieśmielać, czarować, emocjonalnie i estetycznie sycić, a co paradoksalne pomimo zgiełku turystów, odnajdywać miejsca na skupienie i doświadczenie Obecności. Siadasz po drzewem oliwnym i czytasz psałterz, nie bacząc pełne ciekawskiej nachalności spojrzenia przechodniów. Staję przed budowlami Gaudiego i próbuję zrozumieć wewnętrzy świat człowieka zakochanego w rytmie pulsujących żywiołów które oswoił i wprowadził do partytury swoich rzeźbiarskich form. Człowiek który widzi już horyzont wieczności jest wyjątkowy i zasługuje na unieśmiertelnienie. Stałem przed fasadą temple Expiatori de la Sagrada Família, i czułem nieopisaną radość z owej świetlistej aury jaką roztoczył artysta nad czasami w których Bóg jest traktowany jako ktoś zapomniany, czy intruz. Przestrzeń zamieszkana w sacrum którą, co bolesne, kolejni twórcy katedry porzucili na rzecz pośpiesznej i powierzchownej imitacji. „Piękno: owoc, na który patrzymy, nie wyciągając ręki”- pisała Simone Weil. Choć jesteśmy pozbawieni myślenia symbolicznego, potrzebujemy go, aby nie zabrnąć na mieliznę rozumu który oderwany od gwałtownych poruszeń duszy, uczyni z nas jedynie godnych pożałowania przechodniów z telefonem ściskanym w dłoni.

niedziela, 5 maja 2024

 

Wyszedłem do Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca (J 16, 28).

Ciężko jest szkicować słowami wizję przyszłego świata. Z początku wyłania się koniec, a z końca początek czegoś zupełnie nowego. Rozum rozbija się o niewiadome, a serce przyśpiesza na myśl o miejscu nieustannego szczęścia, o którym tak odważnie przekonuje Chrystus przestraszonych uczniów. Ciężko rozmyślać takimi obrazami których nie można pomieścić w głowie, a pozostaje jedynie zaufać zapewnieniu. Być może trzeba się ponieść pytaniu które postawił niegdyś filozof Ernst Bloch: „Kim jesteśmy ? Skąd przychodzimy ? Dokąd idziemy ? Na co czekamy ? Co nas czeka ?” Bez tej sieci pytań nie sposób podążyć dalej. Nie można ich porzucić i nie sposób posługiwać się teologiczną wyobraźnią. „Człowiek jest uczestnikiem kosmicznego dramatu i przeżywa ten dramat aż do kulminacyjnego momentu, kiedy przerażenie i trwoga w cudowny sposób przemieniają się w radość i pokój. Człowiek ma świadomość że wieczny świat zstępuje na ziemię z wysoka i nie jest odrzuceniem, a pełnią życia” (M. Łosski). Chrystus podarował nam poczucie sensu, przekraczającego strach przed pocałunkiem śmierci i unicestwieniem. Cała nasza cywilizacja twierdzi, że potrafi sobie poradzić ze śmiercią; próbuje ją przemilczeć, nie zauważyć, wykluczyć. Śmierć przemilczana i zamknięta w hermetycznym pomieszczeniu niepamięci jeszcze bardziej potęguje poczucie pustki, lęku i zwątpienia w to, co po niej nadejdzie. Horyzontem zaś chrześcijaństwa jest wizja życia- nigdy się nie przedawniła i potrafi podnosić ku górze. Tylko ogromnym wysiłkiem woli możemy wyznać: Wierzę w zmartwychwstanie i mieszkanie z „widokiem na Raj”. Możemy marzyć wraz z Peguy o dniu chwały i jasności, w którym każdy nie tylko odzyska i odczyta w pełni swoje ciało cielesne gotowe na metamorfozę- ciało które zajaśnieje- namacalnie dozna cudu, wychodząc na powrót z pod dłoni Życia. O dniu, w którym odnajdą się wszyscy ci, którzy się kochali, dzielili miłość na ułomki, zanurzając się w strugach miłości bez wyczerpania. Dom, jak to cudownie brzmi; to więcej niż miejsce przebywania. Jest w tej przestrzeni aromat miłosnego spojrzenia Boga, Jego ojcowskiego i macierzyńskiego wejrzenia, przygarnięcia, trwania w objęciach. Można się rozsmakować w tych obrazach, nieustannie dopowiadając coraz to nowe impresje. Miał rację Kierkegard mówiąc, że „wiara tam się zaczyna, gdzie myślenie się kończy.” Teraz rozumiem rozmarzenie świętego Grzegorza z Nazjanzu „prowadzić rozmowy z Bogiem, żyć poza rzeczywistością widzialną... Poprzez nadzieję spożywać dobro przyszłego życia, obcować z aniołami, opuszczać ziemię, na niej jeszcze przebywając, poddać się duchowi, by już znaleźć się w niebie.” Czy potrafimy tak pragnąć Nieba. Tęsknić za domem ? „Promienie światła jaśnieją z przyszłości- pisał M. Bierdiajew- Nadchodząca przyszłość łączy się ze źródłami przeszłości.” Spróbujmy zaufać Bogu, uwierzyć Jego słowu. Poczuć na twarzy bryzę wieczności.

środa, 1 maja 2024

 

Zmurszałe i naznaczone rytmem pracy życie, zostaje zatrzymane rozkwitem miesiąca maja. Gorzki osad zniechęcenia opada na dno i nastaje świt ! Witalna erupcja natury obezwładnia władzę zmysłów, poddając je mocy eterycznych zapachów i kolorów które nie jednego artystę przyprawiają o zawrót głowy i przyśpieszone bicie serca. „Maluje się nie farbami, ale uczuciem” – uświadamiał młodym adeptom sztuki malarskiej Chardin. Wszystko żyję i przypomina, że pod warstwą oczywistości i zewnętrzności kryją się ukryte źródła przy których można odpocząć niczym biblijni nomadzi – zapominając o koniecznościach codzienności, tak silnie naznaczonej mnożonymi nieprzerwanie powinnościami. Zwały przygnębiających umysł myśli, zostają przegnane uśmiechami napotykanych twarzy – skąpanych w ciepłych wyziewach słońca. „Człowiek nie rzuca cienia, ponieważ jego filtry ocen, ustawione są na przepuszczanie tylko jasnego kręgu. Lubi być krystaliczny i przepuszczać wyłącznie światłość”(W. Sedlak). Siedzę przy źródle Mnemozyny, mitycznej bogini przypomnienia i powracam do beztroski dzieciństwa, gdzie wszystko wydawało się tak nieskomplikowane i niepowstrzymanie piękne. „W zasadzie przeszłość pojawia się w świadomości tylko w tej mierze, w jakiej może pomóc w zrozumieniu teraźniejszości i przewidywaniu przyszłości: oświetla ona działanie” – pisał H. Bergson. Maj przeniknięty jest wielkanocnym zrywem zmartwychwstania – wschodem Słońca, którego blask przygniata cień nocy i zachłanność śmierci; osnową jest nadzieja zawarta w przebudzeniu przyrody i wtórującemu jej śpiewowi ptaków. Miodowy werniks światła otula wszystko, czyniąc nasycenie kolorami podobieństwem do obrazów pełnego szaleństwa i sprzeczności van Gogha. Drzewa tańczą z radości, a dzieci przekonują się, iż ziemia jest przyjazna dla stóp wyzbytych z obuwia. Wyprażone w słońcu pola rzepaku i bociany powracające do swoich mateczników. Bóg „łagodny poeta świata” pozwala przygodnym i skazanym na pośpieszną tułaczkę stworzeniom, odczuć błogi spokój i pierwociny wieczności. W wertowanym pośpiesznie Dzienniku Guittona, natrafiłem na słowa: „Ażeby cieszyć się z obrazów i dźwięków, z widowiska barw i kształtów, trzeba je przełożyć na język zakrzepły i niemy; trzeba je wyrazić ciszą. Trzeba je zebrać razem niczym wielkie stado.” W sercu tętniącego świata stoi Bogarodzica określana na Wschodzie jako Słodkie Pocałowanie i potok matczynej miłości. Pełna milczącej tajemnicy Panhagia. „Matko Życia, Ty dałaś światu radość i wesołość, które osuszają łzy grzechu.” Przy źródle Jej poświęconym czerpię wodę i zwilżam usta porowate od nadmiaru słów. Piję i codzienność staje się Świętem !